niedziela, 21 czerwca 2015

Grejpfrut

Dziś udało mi się ukończyć mojego grejpfruta z SAL-u Cytrusowo-Warzywnego, ale była to trochę droga przez mękę...
Gdy go ostatnio prezentowałam wyglądał tak:
Przez tydzień sporo przybyło i wczoraj już cieszyłam się, że szybko go skończę....
Niestety, dziś źle spojrzałam na legendę kolorów i mój grejpfrut zaczął wyglądać tak:
Cały czas mi ten kolor nie pasował, cały czas zastanawiałam się czemu to jest takie inne kolorystycznie, a gdy już postawiłam ostatni krzyżyk w tym niepasującym do całości kolorze to postanowiłam obejrzeć prace innych się załamałam, bo w tym miejscu był zupełnie inny kolor!!!
Zaczęłam studiować legendę kolorów i odkryłam swój błąd. W legendzie są dwie carne kropki - jedna duża kropa z numerem DMC 720 którą wyszywałam i mniejsza czarna kropka z numerem DMC 353, którą powinnam wyszywać....
Po ostrym pruciu i szybkim nadrabianiu krzyżyków mój grejpfrut nabrał odpowiednich kolorów:
Prawda, że lepiej?
I cała kanwa:
Zachciało mi się już zaraz natychmiast zaczynać kolejny owoc, ale przecież inne prace czekają...

Anek73 - masz anioła, nie męża ;). Mój też wcześniej nigdy nie narzekał, a przecież zdarzało się że nie pracował i zajmował się domem. Nie bardzo wiem czemu to przypisać - depresji, zniechęceniu, a może... starzeniu się... ;)
Monika Blezień - no ja tez mam takie odczucie. Na różę to raczej za wcześnie. Dziękuję za miłe słowa.
Cinka - przy takich godzinach pracy to więcej czasu na krzyżyki/koraliki będzie tylko w weekendy, ale jakoś to ogarnę. Myślę że i ty ogarnęłabyś koraliki ;)
Marii - zaskoczyłaś mnie tym komentarzem... wydawało mi się że nic takiego nie napisałam, ale jest mi miło, że mój komentarz wywołał tyle emocji. Dziękuję ci również za bardzo miłe słowa dotyczące moich haftów.

Pozdrawiam wszystkich bez wyjątku bardzo serdecznie i dziękuje za słowa wsparcia.





poniedziałek, 15 czerwca 2015

Przegląd tygodnia

Z racji niespodziewanego powrotu do pracy wolny czas skurczył się niemiłosiernie. Dlatego zbyt dużo hafciarsko w tym tygodniu się nie działo. Ale udało mi się skończyć kolejny kwiat w SAL-u "Kwiaty przez cały rok":
Tym samym SAL minął półmetek, a na mojej kanwie znalazło się sześć prześlicznych kwiatuszków:
Niestety po raz drugi nie potrafię nazwać kwiatka, ale jak dla mnie najbardziej przypomina mi prześliczne piwonie, które niedawno zakwitły i w moim ogródku.
Oprócz kwiatuszka powstał kawałek Grejpfruta z SAL-u Cytrusowo-Warzywnego:
Jutro po powrocie z pracy będę go krzyżykować dalej ;)
Na razie odłożyłam oba SAL-owe HAED-y, bo po pierwsze nie mam do nich muliny, po drugie SAL "Widok z okna" mam nawet niewydrukowany, po trzecie nie jestem pewna, czy na ten właśnie SAL mam wystarczająco dużo kanwy (nowiutkie 2 metry białej kanwy przyjedzie do mnie pod koniec lipca), a po trzecie.... pod koniec wakacji mam nadzieję zrealizować swoje marzenie o niewielkim krośnie. Wtedy będę mogła naciągnąć materiał i ruszyć pełną parą. Tamborek jest super, ale nie daje rady przy takiej płachcie materiału ;)
Odłożyłam też SAL "Cztery Pory Roku" bo miałam tak zakręcony tydzień, że nie miałam głowy do tego, by zamówić muliny przez internet...
Dziś naszła mnie ochota na koraliki. Skorzystałam więc z popołudniowej drzemki mojej małej rozrabiary oraz z faktu, że wieczorem zajął się nią tata i nad koralikami spędziłam ponad 3h.
Dzięki temu mój Duch Feniksa powoli zbliża się do końca. Mam nadzieję, że spędzę nad nim jeszcze tylko jeden weekend i będę mogła chwalić się nim w całości.
Tak wyglądał ostatnio, czyli (wstyd mówić) jakieś prawie 4 miesiące temu:
A tak wygląda dziś, po kilku godzinach koralikowania:
 I zbliżonko:
Już naprawdę niewiele zostało.

A teraz odnośnie ostatniego posta i mojej pracy zawodowej.
Czytałam wszystkie Wasze komentarze, rady i porady. Cieszę się, że do całej sprawy macie podobne podejście jak ja - usiąść i na spokojnie przeanalizować wszystkie plusy i minusy i wybrać to, co w danym momencie jest najkorzystniejsze.
Niestety jak zawsze w takich wypadkach okazało się, że życie samo dokonało wyboru, a ja niepotrzebnie nakręcałam się przez cały weekend...
W poniedziałek rano, po odstawieniu dziecka do przedszkola zadzwoniłam do pani z biura gdzie podobno miała być dla mnie praca na miejscu. Okazało się, że owszem praca była, ale nie tam gdzie miałam nadzieję i TYLKO na piątki.... No sorry, ale w piątek mówiła coś innego....
Nie pozostało mi zatem nic innego, jak jechać do tej drugiej pracy. Jakoś to ogarnęłam wszystko. Szczególnie przedszkole małej. Odbieram/zawożę Olivię na zmianę ze starszą córką. Jak ona ją zawozi to ja ją odbieram i odwrotnie.
Niepracujący mąż zajmuje sie domem - gotuje, sprząta. Niezbyt mu to pasuje, ale cóż. Dopóki nie znajdzie pracy to musi tak zostać ;)
W pracy też jakoś daję radę. Coraz więcej ogarniam, nie ma aż tak źle. W końcu zobaczyli, że ja coś tam umiem, więc powoli się wdrażam do obowiązków.
Mam ogromną nadzieję, że będzie dobrze.

Dziękuję Wam bardzo za wasze psychiczne wsparcie. Za komentarze i porady.
Pozdrawiam serdecznie

niedziela, 7 czerwca 2015

Krzyżyk tu, krzyżyk tam i mętlik w głowie...

Od ostatniego posta zrobiłam niewiele... Prawie nic. Przez 3 dni niemal nie miałam w ręku tamborka. Dziś też mi nie szło haftowanie. W ręku miałam kilka robótek po kolei, właściwie "rozgrzebałam" kilka haftów i nic nie skończyłam. Głowę mam zajętą kompletnie czym innym....
Kilka dni temu zaczęłam haftować Lato z SAL-u "Cztery Pory Roku", ale nagle okazało sie, że gdy jakiś czas temu zamawiałam do niego muliny to przeoczyłam 3 kolory i nie mam czym wyhaftować morza.
Gdy ostatnio miałam ten haft w ręku wyglądał tak:
Brakuje niebieskości i konturów.
Postanowiłam wrócić do SAL-u "Herbs & Spices", który leżał sobie zapomniany wśród innych robótek. Chciałam wyhaftować czosnek, ale znów okazało się, że brakuje mi kolorów więc zaczęłam rozmaryn. Doszłam do takiego etapu:
I znów zonk - brakuje kolorów.
Wzięłam się za Tygrysa, ale szybko rzuciłam nim w kąt bo zbyt mnie drażnił.
Postanowiłam zatem rozpocząć obrazek SAL-owy "Chata za miastem":
Więcej nie dało rady bo.... w momencie gdy zamawiałam brakujące kolory byłam chyba pijana... Zamówiłam nie te, które potrzebowałam żeby spokojnie rozpocząć ten róg. Zdenerwowałam się i odłożyłam na później.
Wzięłam do ręki coś innego, czyli SAL Kwiatowy:
Udało mi się zrobić ramkę i 1/4 kwiatka. Reszta jutro.
Kompletny bajzel w tych moich haftach a ja nie jestem w stanie tego ogarnąć. Tzn jestem, bo wystarczy dokupić muliny i można przecież haftować dalej. Jednak teraz nie jestem w stanie myśleć o mulinach i zakupach, bo mam problem do rozwiązania...
Tydzień temu w środę zadzwoniła do mnie pewna miła pani z ofertą pracy. Zaprosiła mnie do biura w Amsterdamie, porozmawiałyśmy i miałam czekać na odpowiedz. Generalnie to nie szukałam pracy na siłę. Mam zasiłek dla bezrobotnych więc mogłam sobie zrobić wakacje. no ale skoro dzwonią z ciekawą ofertą to trzeba ją sprawdzić, prawda?
Mieli się odezwać do 2 dni roboczych. odezwali się po 4. Dostałam zaproszenie na rozmowę o pracę z teamleaderami. Pojechałam tam w ubiegły czwartek. Trochę z mieszanymi uczuciami, bo znowu praca z dojazdem i to powyżej 20km, znowu cały dzień poza domem (8.30-17.30). Ale z drugiej strony wyższa stawka godzinowa niż gdzie indziej, zupełnie inna praca, nowi ludzie, nowe wyzwania....
Porozmawialiśmy sobie z godzinkę, a gdy wracałam do domu zadzwoniła ponownie mila pani z biura z informacją ze mam wrócić i podpisać umowę....
Do pracy poszłam już w piątek. Na 8.30. Oczywiście jak to bywa w pierwszym dniu pracy kompletnie nie umiałam się tam odnaleźć. Nowe zasady, nowi ludzie, nowe miejsce. Zaczęli mnie uczyć nowych rzeczy ale od d**y strony (przepraszam za słówko), bo zamiast pokazać "z czym to się je", kazali mi uczyć się standardów i instrukcji pracy. Jestem wzrokowcem i uczę się patrząc na to co robią inni, robię notatki, podpatruję. A tu lipa.... 
Na dodatek zadzwoniła inna miła Pani, z innego biura pracy. Oczywiście też z ofertą pracy.
ta druga oferta jest o tyle atrakcyjna, że kiedyś już pracowałam w tej firmie więc znam zasady, ludzi, szefostwo. Ale co najważniejsze mam do niej tylko 8km i blisko do przedszkola Olivii.
Teraz mam w głowie kalkulator, który przelicza kilometry, czas, benzynę ale tez i głos który pokazuje mi plusy i minusy każdej oferty...
Idę spać, może coś mi się przyśni....




czwartek, 4 czerwca 2015

Rzuciłam wyzwanie... czarnej kanwie

Tak, po raz drugi i już OSTATNI zaczęłam haftować na czarnej kanwie.
Rok temu haftowałam na czarnej kanwie Lwa dla syna:
Wzór na Lwa wzięłam z większej całości. Pisałam już o tym w TUTAJ
Teraz przyszedł czas na część drugą tego obrazka, czyli na Tygrysa:
Tygrys ma być dla najstarszej córki. Po mękach z Lwem odłożyłam go na bardzo dalekie "później". Niestety czas nie czeka, czas ucieka i to "później" nie może być już odkładane. Chciałabym zdążyć z tym haftem do 18 urodzin córki, czyli do 16 lipca, ale nie wiem czy podołam, bo... oczywiście powtarzają się problemy z kanwą, które przechodziłam już przy Lwie...
Zaczęłam go haftować w sobotę, bo wtedy córki nie było w domu, a ja miałam dużo czasu. Oczywiście od razu strzeliłam babola, bo zaczęłam haftowanie od złej strony...
Generalnie Tygrys jest na jednej kartce wzoru, ale na drugiej kartce, przy Panterze też jest trochę krzyżyków z Tygrysa. I postanowiłam od tego właśnie zacząć.
Szybko przekonałam sie ze to był błąd. Pomyliłam się w liczeniu i nijak nie dało się tego poprawić. Musiałabym spruć niemal całość...
Dwa dni poświęcone na haft poszły psu na buty i generalnie byłam zła. Ale postanowiłam sie nie poddawać, policzyłam kanwę, obcięłam to co już miałam wyhaftowane i zaczęłam jeszcze raz, tym razem z innej strony.
Tu fotograficzna "dokumentacja" tego co było:

 I co jest:
Za pierwszym razem miałam więcej kolorów, ale źle się haftowało, ciągle coś przeszkadzało i ciągle się myliłam w liczeniu. Trochę żal tylu krzyżyków, ale wolałam zacząć na nowo niż pruć...
Teraz mam same szarości i biel, do tego czarne, na czarnej kanwie.... ale pomyliłam sie tylko raz i to nie w liczeniu a w kolorze nici.
A krzyżyki niestety nadal wychodzą krzywe. Dlatego to jest naprawdę OSTATNI obrazek na czarnej kanwie...

Vipek, ja napisałam ze mam dylemat a nie że rezygnuję...
Lawendowa Kraina Robótek - ten rosyjski schemat znajdziesz TU, ale z tego co widzę on tez jest chyba niekompletny.
Szukałam schematu do kupienia, ale po 1 jest masakrycznie drogi a po 2 w 90% na drukowanej kanwie więc zakup sobie odpuściłam.
Elżbieta K - w pdf

Wracając jeszcze do SAL-u Chata za miastem postanowiłam go jednak wyhaftować. Nie będę czekała na to  co wyjdzie innym, bo lażda ma inną kanwę, inne muliny. Wolę sama zobaczyć co z tego wyjdzie. Co będzie to będzie. Najwyżej dam go komuś w prezencie ;)

Pozdrawiam

wtorek, 2 czerwca 2015

Mam dylemat...

Dylemat dotyczny SAL-u "Chata za miastem"...
Gdy zobaczyłam te chatki to mordka uśmiechnęła mi sie od ucha do ucha. Prześliczne domki z ogródkiem, pełne nastroju i bajkowej magii. Każdy z nich miał swój urok i w zasadzie zadeklarowałam że wyhaftuję wszystkie trzy po kolei.
Zapał trochę ostygł, gdy okazało się że kilka z uczestniczek ma wątpliwości co do jakości wzoru. Ja wiem, że obrazy Kinkade są zamglone, bo to jest właśnie ten zamierzony efekt bajkowej magii (tak sądzę). Ale ja i po swoim schemacie widzę, że obraz jest dość mocno nieostry. W zasadzie chyba bardziej od oryginału...
Na dodatek "moja" chatka, która miała być haftowana jako pierwsza to jest fragment większej całości.
To jest SAL-owa chatka:
A to oryginał Kinkade'a:
Różnica dość wyraźna...
Przyszło mi do głowy, że ten SAL-owy obrazek to powiększenie fragmentu oryginalego obrazu. Czyli po konwersji ma prawo wyjść bardziej nieostre. Ale czy ja chcę haftować taki zamazany obrazek?
Próbowałam sama przerobić oryginalne Lamplight Bridge. Próbowałam z różną ilością krzyżyków i kolorów, ale efekty są niestety niezadowalające.
W dodatku u jednej z uczestniczek SAL-a widziałam pierwsze krzyżyki innego domku i wg mnie jest dość duże przekłamanie w kolorach, bo na obrazku widnieje zielony, a jej ze schematu wychodzi rude.... Zdaję sobie sprawę, że konwersja zdjęcia na schemat do haftu krzyżykowego może zawierać przekłamania, ale teraz to ja już sama nie wiem co robić.
I wiem, że nie jestem jedyna....
Poszperałam w internecie i znalazłam schemat Lamplight Bridge na rosyjskich stronach (a jakże):
Tyle że SAL-owy obrazek ma wymiary 331 x 246 krzyżyków, a ten rosyjski 196 x 154. Do tego masakrycznie niewyraźny wzór...
A tak ma to podobno wyglądać po wyhaftowaniu:
Przyznam, że dość możliwie.
Tylko ten niewyraźny wzór, na 4 kartkach A4....
Co robić, co robić??