czwartek, 31 grudnia 2020

Nowy Rok, nowa Nadzieja - 2021

Przyjdzie nowy..

Bez żadnej rany, bez zadrapania

Będzie wolny od błędów i jasny.

Pełen pustych miejsc, kartek na marzenia, na plany..

Będzie mógł przynieść wszystko i wszystko zmienić w sercu.

Dziś jeszcze nie istnieje..

Teraz go jeszcze nie ma..

Jeszcze się nie przywitał..

Jeszcze za wcześnie

Ale już gdzieś tam czuć jego oddech, dłonie, którymi obejmie życie..

Przyjdzie nowy. Bez skazy.

Pozwoli inaczej spojrzeć w przestrzeń

Zapełnić się milionami czułych pragnień, ludzi, słów, smaków..

Nowy Rok - Nowa Karta Na Życie I Nadzieja Na Wszystko!

Wszystkiego dobrego w tym Nowym Roku życzy Iskierka z rodziną!

(tekst i zdjęcie znalezione w necie)

poniedziałek, 28 grudnia 2020

Trzy dni laby...

Dla mnie te święta to było totalne lenistwo. Przez 3 nie nie robiłam prawie nic oprócz haftowania. Mogę powiedzieć, że odpoczęłam.

Ale ogólnie grudzień był dla mnie bardzo pracowity.

Oprócz pracy zawodowej i remontu kuchni, którym chwaliłam się 2 posty temu intensywnie pracowałam nad kolosem. Nie próżnowałam też w temacie drutów.

Prawie skończyłam Makową Panienkę. Prawie, bo brakło czasu do zblokowania i zszycia. 

Zrobiłam mamie czapkę kłosami i zaczęłam otulacz. Tego drugiego niestety nie skończyłam, bo brakło mi włóczki, która zamówiona tydzień przed świętami jeszcze do mnie nie dotarła. Tak więc sesja zdjęciowa odbędzie się w terminie późniejszym, czyli znając życie gdzieś w połowie stycznia...

W temacie kolosa, to najpierw kupiłam sobie (w końcu) sortery na igły i zmusiłam męża do ich przymocowania na krośnie:


Jak widać na powyższym zdjęciu symbole wydrukowane i naklejone. Trzeba tylko ponawlekać igły... Co okazało się nie takie proste, bo igieł nie miałam tyle ile trzeba. 
Ale cóż - nawlekłam tyle ile miałam, czyli na najczęściej aktualnie używane kolory i tak zorganizowana skończyłam kolejną stronę:
Plan był taki, żeby skończyć kolejne 2 strony do końca grudnia. Ambitnie, ale niestety...
Remont kuchni, mycie okien i ogólnie przygotowania do świąt sprawiły, że nie mogłam pracować tak szybko, jakbym chciała.
Wigilia upłynęła pod znakiem spotkania rodzinnego, bo przyjechała córka z narzeczonym. Było więc gwarno i wesoło. Młodzi nie chcieli jednak zostać na noc. Koło północy wrócili do siebie, a dla mnie zaczęły się 3 dni laby.
Jedzenia mieliśmy na tyle, że aż do dziś nie gotowaliśmy żadnych nowych potraw.
Na dworze lało i wiało, siedzieliśmy więc kołkiem w domu przed telewizorem. Syn poza porami posiłków niemal nie odchodził od komputera - dostał pod choinkę zestaw myszka + klawiatura gamingowe i musiał je wypróbować. Natomiast najmłodsza latorośl dostała zestaw Lego Friends i też niemal nie wychodziła ze swojego pokoju budując i przebudowując. 
Ja siedziałam przy krośnie i oto efekty - dziś po pracy postawiłam ostatnie krzyżyki kolejnej strony:
Jeszcze jedna strona i będę musiała przewinąć kanwę na krośnie. Już się nie mogę doczekać.
Tymczasem szykuje się kolejny długi weekend, więc pewnie podgonię trochę z haftem.

Dziękuję Wam serdecznie za wszelkie komentarze oraz za życzenie świąteczne. Nie do wszystkich może dotarłam by życzenia złożyć, za co serdecznie przepraszam.




czwartek, 24 grudnia 2020

Czas miłości i zrozumienia

 Snow is falling all around me

Children playing having fun

It's the season of love and understanding


Merry Christmas everyone!!!



Wszystkim odwiedzającym, czytającym, komentującym oraz ich rodzinom 
serdecznie życzenia Wesołych Świąt składa 

Iskierka z rodziną

 

środa, 23 grudnia 2020

Przedświątecznie

Jak nakazuje polska odwieczna przedświąteczna tradycja, każda szanująca się Pani Domu powinna dokładnie ogarnąć swoją chałupę i nagotować żarcia jak dla kampanii wojska...

U mnie z tym różnie bywa, bo nigdy nie lubiłam świątecznych porządków. Że o gotowaniu już nie wspomnę.  No ale ma się w końcu tę rodzinę, ten dom czy mieszkanie i choć trochę należało by ogarnąć.

Tym bardziej, że posypały mi się szuflady w kuchni...

Moja kuchnia przeszła już kilka metamorfoz. Najpierw pod oknem był stół:

Stół okazał się nie funkcjonalny, więc pare lat temu zamieniliśmy go na "komodę" z szufladami:
Komoda szafką kuchenną nie była i dlatego z biegiem czasu i pod wpływem produktów tudzież patelni prowadnice szuflad zaczęły się psuć.

Szkoda mi było jednak wyrzucać tak pojemną komodę i dlatego przy zmianie pieca gazowego na indukcję szafka zyskała nowe prowadnice i nowy, dodatkowy blat:

Przy okazji okno zyskało podwyższenie parapetu a ja miejsce na najpotrzebniejsze "przydasie":
Ta butelka to do podlewania kwiatków... mąż tak wymyślił...

Po kilku miesiącach prowadnice znów się wyrobiły i znów trzeba było wymieniać na nowe. Te nowe wytrzymały dosłownie miesiąc. Ja już też nie wytrzymałam i zarządziłam remont kuchni...

Przed prawie miesiąc dzień w dzień przeszukiwałam internet w poszukiwaniu w miarę tanich i ładnych szafek kuchennych. Te co były tanie, były ohydne, te co były ładne były horrendalnie drogie... Błędne koło.

W końcu wpadłam na pomysł by zajrzeć do IKEA. Najpierw online. Wszystko ładnie pięknie, ale jak już wybrałam szafki to się okazało, ze brakuje mi DOSŁOWNIE 2cm...

W końcu wybraliśmy się do IKEA osobiście i okazało się, ze to też nie był dobry plan. Tam w większości pokazane były całe zestawy kuchenne, a my szukaliśmy luźnych szafek.

Nabrałam jednak katalogów do domu i po ich przejrzeniu doszłam do wniosku, że przecież "Polak potrafi" zrobić coś z niczego. Skoro nie ma szafek takich jak potrzebujemy z JEDNEGO kompletu, to my sobie zrobimy puzzle i poskładamy 1 kuchnię z 2 lub 3 kompletów.

Jak pomyśleliśmy, tak zrobiliśmy. Zamówiliśmy w IKEA 3 szafki, a w innym sklepie 1 szafkę. Po przywiezieniu wszystkiego do domu zaczęła się zabawa. Panowie (mąż i syn) składali 3 szafki "do kupy" w przedziale czasowym od 18.00 do 24.00. Oczywiście z godnie z dołączoną instrukcją i z przerywnikami których nie będę tu publikować...

Ja w tym czasie walczyłam z ze ścianami i podłogą, która po odsunięciu szafek przedstawiała się zdecydowanie paskudnie:

Przy okazji okazało się, że mąż w maju kładąc panele położył je tylko do szafek. A pod szafkami - masakra. Ale opanowałam i dzień póżniej kuchnia prezentowała się tak:
Oczywiście jak widać nie wszystko jest jeszcze gotowe. Brakuje uchwytów i listwy z przodu, ale to już drobiazgi.

Mąż zdążył jeszcze przerobić to podwyższenie parapetu i zakryć dziurę za szafką. Tak wygląda dziś:


Jakoś tak zrobiło się więcej miejsca. 
A jak jest więcej miejsca to się lepiej pracuje:
Upiekłyśmy ciasteczka na święta...
Kuchnia była największym wyzwaniem przedświątecznym w tym roku. Okna jakoś szybko się umyły, pierogi i bigos już zamrożone. Ciasteczka piekłyśmy wczoraj, dziś robiłam galaretę z nóżek, jutro czeka na mnie ryba - karp w galarecie i dorsz w occie. Jeszcze mam plany na ślecie z oleju, ale to już jak czas pozwoli. Na szczęście w tym roku mam mamę do pomocy ;)
A, no i oczywiście choinka też już stoi. Przy okazji była kłótnia o moje krosno, które mąż chciał mi na miesiąc poskładać i wynieść na strych. 
Po długich negocjacjach okazało się jednak, że zmieści się i choinka i krosno:

Brawo JA ;)
Pozdrawiam



 

piątek, 11 grudnia 2020

Cocoa SAL kolejny motyw

Oja, znowu się zagapiłam. Wczoraj był 10 grudnia, a ja nie opublikowałam postępów w naszej zabawie....

Na swoje usprawiedliwienie mam to, że chwilowo funkcjonuję bardziej intensywnie na trasie dom-praca-dziecko.

Ale już nie przedłużając - tak się prezentują nasze postępy:

1. Małgosia - Magiczny Świat Krzyżyków:

2. Edyta - Szafirowy Zakątek, któa ładnie nadrobiła zaległości z 3 miesięcy:
- pażdziernik:
- listopad:
- grudzień
Edytko jestem z ciebie dumna!
Agatka również próbuje nadrobić, co widać na poniższym zdjęciu:
Brawo!!
4. Cytrulina - Cytrulina Hand Made:


I na końcu moje dłubanki:
Coraz bliżej końca. Jeszcze tylko 2 motywy i można wieszać na ścianie.
I tu jest mały problem, bo.... kuchennych motywów "naprodukowałam" kilka, a nie bardzo mam je gdzie wyeksponować... Nie dość że mam zdecydowanie mało wolnych powierzchni ściennych w kuchni to jeszcze mam tam tapetę z wzorem kawy....
Muszę pomyśleć co z tym fantem zrobić...
I kupić ramki...
Koniecznie...

Kochane, dziękuję Wam za odwiedziny na moim blogu. szczególnie dziękuję za pozostawione komentarze. Są skarbnicą wiedzy oraz motywacją do pracy i blogowania.
Meri - no właśnie dokładnie jest tak jak piszesz... Co do sorterów, to te na nici leżą luzem (przeważnie byle gdzie) i boję się, że te igły mi po prostu pospadają. Muszę mieć na igły coś stabilnego i na stałym miejscu
Barbara - na Wish się 2 razy nacięłam i juz podziękuję, z Aliexpres nie korzystałam
Alchemiahandmade - tak, te są oryginalne z Paco. U mnie w NL cena znośna, a czasem promocja się trafi. Za piankę pod kolana podziękuję, choć patent jest świetny. Jak już pisałam wyżej chcę coś, co w miarę na stałe przymocuję do krosna, czego nie będę musiała za każdym razem brać do łapek i z czego nie pogubię igieł. 
elakochan, Malgorzata Zoltek - dzięki, ale mnie się wciąż wydaje, że stoję w miejscu... Szczególnie w ostatnich dniach...
A co do profesjonalizmu to powiem tyle, ze już mi się znudziła prowizorka i muszę spróbować czegoś nowego ;)

Pozdrawiam Wszystkich!!


poniedziałek, 16 listopada 2020

Krosno - postępy

Postanowiłam jeszcze ulepszyć swój warsztat hafciarski. Na początek kupiłam gumki do naciągnięcia kanwy. Pokazywałam je w TYM poście. Sprawdzają się idealnie.

Kolejnym udogodnieniem był zakup sorterów do muliny:

Dotychczas wszystkie potrzebne muliny przechowywałam w metalowym pudełku po herbacie:
Pudełko miało fajne przegródki, ale niestety pomimo pogrupowania mulin wg kolorów i tak panował chaos. Musiałam to zmienić.
Teraz wygląda to tak:
Poświęciłam 1 wieczór na pocięcie i poukładanie tej muliny. Udało się zapanować nad chaosem, choć przyznam się, że niektórych kolorów jest "za grubo" i wychodzą czasem ze swych miejsc. No cóż, człowiek uczy się na błędach, następnym razem nie powsadzam tam całego pasma...
Jako że nie jestem specjalnie zdolna w rysowaniu "znaczków" spędziłam trochę czasu przy laptopie i drukarce, żeby mieć oryginalne symbole używane we wzorze:
Już nie szukam muliny po numerze, a wyłącznie po symbolu ze wzoru. Jest zdecydowanie szybciej.
A skoro o szybkości mowa, to muszę przyznać, że przybywa dość znacznie.
Dla porównania:
- niedziela 4.10:
- niedziela 15.11:
W ciągu półtora miesiąca przybyły 3 strony formatu A4, czyli jak dobrze policzyłam - jakieś 13.800 krzyżyków. Jak dla mnie - ogromnie dużo.
A tu to co powstało dziś:
Byłoby może i więcej, ale jak się pół roku wcześniej pozostawiało nitki niewiadomego pochodzenia to dziś był trochę problem...
Poza tym moi domownicy mają uczulenie na moje krosno, bo jak tylko się z nim rozkładam to mają do mnie milion spraw nie cierpiących zwłoki... Też tak macie? Masakra jakaś...
I chyba już dojrzałam do tego, bu kupić też sortery na igły... Strasznie długo trwa nawlekanie każdej jednej nitki w innym kolorze....

Pozdrawiam serdecznie







wtorek, 10 listopada 2020

Sal z Kakao w tle.

Moi kochani dziś terminowo chciałam wam pokazać nasze SAL-owe postępy. Niemal wszystkie uczestniczki (te, które się jeszcze nie wykruszyły) w terminie przysłały zdjęcia swoich prac. I choć nie wszystkie wyrobiły się z ostatnim motywem to i tak jest dobrze.

Jako pierwsza swoje zdjęcie podesłała Agata - Robótkowy (i nie tylko) kuferek Meri. Agatka jest wprawdzie mocno spóźniona, ale powoli wraca do naszej zabawy:

Życzę wytrwałości...

Kolejna uczestniczka - Małgosia z bloga Magiczny świat krzyżyków podesłała fragment, który w ferworze innych zajęć udało jej się zrobić:

Byle do przodu, za miesiąc będzie lepiej.
Zdjęcie kompletnego motywu podesłała Cytrulina - Cytrulina Hand Made:
A tak wygląda jej kanwa w całości:
Prawda że słodko?
I na koniec moje postępy:
Dwa apetyczne ciasteczka...
Na tamborku robi się już kolejny motyw, a ja znikam walczyć z ażurami Makowej Panienki ;)
Pozdrawiam!!

Magdusiaa - dla mnie to też jeszcze często czarna magia, ale od czego jest internet ;)
Hafty Agaty - dziękuję. Przyznam się, ze po Twoim komentarzu przyjrzałam się robótce i faktycznie, oczka wychodzą mi nawet równo. Tego się nie spodziewałam...
Elakochan - mam nadzieję, że się będzie dobrze nosić ;)
Renka - ja odpalam serial Policjantki i Policjanci, bo nie widzialam początkowych odcinków. Musze przyznać, że super się dzierga przy oglądaniu 






środa, 4 listopada 2020

Makowa Panienka

Dziś nie będzie o hafcie.

Dlaczego? Ano bo nie samym haftem człowiek żyje... Szczególnie, gdy rozbudził w sobie zamiłowanie do robienia na drutach....

Jak wiecie, jakiś czas temu zapisałam się na kurs "Drutoterapii" u Iwony Eriksson. Zdążyłam się tu już pochwalić kilkoma swoimi udziergami więc nie będę się powtarzać.

Powiem tylko, ze od dawna już miałam ochotę wydziergać sweterek pod wdzięczną nazwą "Makowa Panienka", autorstwa właśnie Iwonki.

Zdjęcie zapożyczone z TEJ strony.

Generalnie wolę dziergać coś, co zdecydowanie nie wymaga zszywania, bo mi to zszywanie osobiście nie wychodzi. Od miesiąca leży podusia do pozszywania... Jakoś nie mogę się do tego zabrać, bo się boję, że mi się boki na końcu "rozjadą"...

Makowa Panienka jest sweterkiem robionym w jednym kawałku - zaczyna się od dołu, potem dodaje się na rękawy, następnie wrabia się podkrój karczku dzieląc tym samym robótkę na dwie części które dzierga się metodą Magic Loop. 

Brzmi skomplikowanie, prawda? No, ale cóż - sweterek bardzo mi się spodobał, włóczkę Paris Drops kupiłam jeszcze w czerwcu w promocji więc na co czekać?

No czekać musiałam, bo najpierw były "na tapecie" dwa kolorowe dywaniki dla dziewczynek, a potem okrągła podusia, która jak już wyżej pisałam wciąż czeka na zszycie...

Wreszcie po wakacjach, gdy już zainstalowałam krosno i kanwę na tym krośnie nagle okazało się, że nie mam co haftować tak poza krosnem. Owszem, jest wciąż aktywny SAL Kakaowy, ale to raptem 2-3 dni dłubania a moje ręce nie lubią próżnować...

Do tego dochodzi fakt, że krosno to jednak duże przedsięwzięcie i niestety nie może stać 24/7 na środku salonu... No i nie da się go wziąć np ze sobą do samochodu, gdy ma się 2h czekania w samochodzie na dziecko uczące się w polskiej szkole...

Wtedy właśnie zadecydowałam się ruszyć z tym projektem:

Zdjęcie nie oddaje koloru, ale robione było ja szybko w nocy.... To tylko ściągacz francuski i chyba 1-2 rzędy prawe.
Pierwsze 2h oczekiwania na córkę pod szkołą zaowocowały dość sporym kawałkiem:
I tu już kolor jest jak najbardziej prawidłowy - włóczka Drops Paris nr 10.
Potem poleciało już "z górki.
I tak niemal codziennie naprzemiennie dziergałam i haftowałam. Jak tylko mogłam i miałam 2-4h względnego spokoju, to siadałam do krosna. Jak wiedziałam, że mam mniej czasu niż godzinę - brałam się za druty:
Żeby ogarnąć dodawanie oczek na rękawy a potem pokazać to wszystko na zdjęciu musiałam złączyć ze sobą dwie żyłki. Na szczęście moje druty dają mi taką możliwość - druty nr 5, żyłka chyba ze 2m...
Nie wiem, czy coś przy tym dodawaniu oczek nie pokręciłam i nie mam pojęcia, czy ten sweterek wyjdzie taki ładny i foremny jak Iwonce. Jednak nie zrażam się - robię rękawy:
I wrabiam karczek:
W tym momencie uczę się robić metodą Magic Loop, która dotąd była dla mnie czarną magią. Rozumiem jednak ideę - robimy równocześnie dwa boki (osobno prawy przód a osobno lewy przód) z 2 osobnych nitek. W ten sposób jest szansa, ze nasza robótka będzie miała wszystkie elementy równe...
Dalej pojawia się problem, bo nie bardzo rozumiem opis wrabianego wzoru. No bo co to znaczy dla laika - przełożyć oczko z lewego druta an prawy z nitką narzuconą na drut...
Albo - przerobić oczko i nitkę na drucie na lewo...
Niby skąd ta nitka? Po co mi ona?
Na szczęście Iwonka wszystko mi wyjaśniła, pokazała filmik - znów jestem mądrzejsza :D
Lecę z tym wzorem i dwoma osobnymi bokami:
Tak to wygląda w tej chwili po rozłożeniu. Jeszcze kilka rzędów i będzie można zakańczać rękawy i pewnie znów będę miała z tym problem...
Na razie pilnie i skrupulatnie przerabiam wzór:
Tak to wygląda z bliska... I już wiem, że gdzieś zarobiłam błąd, ale nie bardzo wiem jak go teraz poprawić bez prucia tych 11 przerobionych rzędów...
Pocieszam się, ze ten wzór w błędem przyjdzie na ramiona i może nie będzie aż tak widoczny...
Pożyjemy zobaczymy.
W najgorszym wypadku całość da się łatwo spruć i zacząć od nowa.... Uczymy się na błędach ;)

Dziękuję Wam kochane za odwiedziny i za każde pozostawione tutaj słowo.
Hafty Agaty, Promyk - żeby jeszcze był na to czas...
Meri - ja właśnie miałam już tę wersję budżetową i powiem ci że się słabo sprawdza.... Mój salon też jest mały, dlatego właśnie lampkę mam  na krośnie na stałe...
Renata - no i tu muszę cię rozczarować bo ja strasznie staroświecka jestem - uwielbiam haftować z papieru... Ja nawet audiobooków nie "czytam", bo lubię mieć książkę w łapce...
Eleila - z tą zazdrością to całkiem możliwe ;)








wtorek, 20 października 2020

Ulepszenia

Wydawać by się mogło, że nie da się ulepszyć czegoś, co jest idealne. Niestety tak już w życiu bywa, że nic nie jest idealne, nawet jeśli robione jest na zamówienie. Jak w przypadku mojego krosna.
Krosno już samo w sobie jest niemal idealne, zrobione na zamówienie przez firmę Gepetto, wg sugestii facebookowej znajomej Ewy Jezierskiej. Niemal idealne, bo jednak się chwieje. I nie bardzo wiem, czy jest to kwestia wykonania, czy moich "zgrabnych" łapek... Fakt pozostaje faktem, że niestety trzeba je dodatkowo ustabilizować. Muszę jednak dobrze pomyśleć w jaki sposób to zrobić.
Na razie moje krosno dostało mniejsze ulepszenia. Na początek - nowa, lepsza lampa:

Zamiast tej co miałam poprzednio - przypinanej do ramy malutkiej lampki kupiłam ledową świetlówkę (czy jak się to tam nazywa). Po kilku dniach mojego marudzenia mąż wreszcie znalazł sposób na jej zamonotwanie na krośnie:
Nie jest to może szczyt myśli ludzkiej i może nie wygląda zbyt estetycznie, ale jest i co najważniejsze ŚWIECI i to dość jasno:
Nie ma co wymagać cudów, trzeba brać co dają, skoro już dają...
Kolejne ulepszenie - doczekałam się wreszcie przesyłki prosto z Litwy z moimi zamówionymi naciągami do kanwy. Ledwo je dostałam od razu musiałam je ponakładać:
Dzięki nim kanwa niemal od razu stała się lepiej naciągnięta. 
Wraz z naciągami otrzymałam od sprzedawcy mały, aczkolwiek bardzo przydatny drobiażdzek - magnes na igły, dzięki któremu na kanwie trzyma się też kartka ze schematem:

Jeszcze tylko organizery na nici i myślę, że krosno będzie kompletne...
Jeśli chodzi o postępy, to muszę przyznać, że są dość znaczne. Po ponad tygodniu haftowania na krośnie przybyła cała jedna strona schematu:
Po kolejnym tygodniu przybyło kolejne pół strony krzyżyków:
Muszę przyznać, że haftuje się idealnie. Dużą różnicę sprawia fakt, że nie muszę haftować w obrębie tamborka, czyli małej powierzchni. Mogę od razu pociągnąć nitkę niemal do końca strony.
A, i jeszcze miałam wam pokazać co się dzieje, gdy na dosłownie 5 minut opuszczę swoje miejsce pracy:

Zdjęcie pochodzi sprzed tygodnia, ale pies bardzo upodobał sobie mój fotel. W zasadzie to nie wiem, czy on pomaga, czy bardziej przeszkadza. 
A może kontroluje, czy krzyżyki równo wychodzą...
Albo pilnuje krzesła?