niedziela, 21 sierpnia 2016

Tęczowo...

Ostatnimi czasy siedzę nad Tęczową Różą. Męczę ją niemiłosiernie, przekładam tamborek, zmieniam kolory od czerwieni po czerń poprzez wszystkie odcienie zielonego i niebieskiego. Czasem mam już dość tych ciągłych zmian kolorów, albo nagle ni stąd ni zowąd pojawiającego się nowego odcienia. Ale nie poddaję się, a Róża rośnie....
Tak było dwa tygodnie temu:
Przez te dwa tygodnie pracowałam nad Tęczową bardzo intensywnie...
No dobra, przyznam się szczerze, że haft zamieniałam na zupełnie inną rzecz... Zachciało mi się powiem gry na tablecie i teraz sadzę marchewki i karmię owieczki, produkuję chlebek, masełko i inne dobroci rozbudowując swoje wirtualne miasteczko... ;)
Taka odskocznia od haftu i życia codziennego...
W życiu bowiem nie ma już tak tęczowo, niestety...
W ciągu tych dwóch tygodni na krótko pojawiła się szansa na nową, fajną pracę. Ale niestety tak szybko jak się pojawiła tak szybko nadzieja zgasła. Oferta była jak dla mnie bardzo interesująca że aż niemożliwa no i oczywiście telefon nie zadzwonił....
I tak dwa tygodnie męczyłam tę Różę i męczyłam i nie mogłam się od niej oderwać. A tu inne hafty wołają z koszyczka - te zaczęte i te w planach.
Krzyżyk do krzyżyka i na dzisiejszy wieczór moja Tęczowa wygląda tak:
I w zasadzie powinnam ją odłożyć, bo jak nie zacznę pamiątki ślubnej, to ją do końca września nie zrobię...
Z drugiej jednak strony tak niewiele mi już zostało, że będę się musiała poważnie zastanowić czy jej w tym tygodniu nie skończyć ;)

Wracając o króliczka haftowanego na 18 urodziny to mogę się pochwalić, że solenizantka była zachwycona.
Natomiast pamiątka ślubna haftowana była dla mojej szwagierki, która pracuje w Niemczech u pewnej starszej pani. Syn tej pani właśnie się ożenił, szwagierka była już na weselu, a teraz tylko chce młodym wręczyć prezent. Mój haft będzie jakoś specjalnie oprawiać i jeśli tylko zrobi zdjęcie to Wam pokażę

Promyk - króliczek jest jeden... przynajmniej ja haftowałam jednego ;)
Katarzyna G - a co powiesz teraz?
Monika Blezień - no może nie jedno podejście, ale już całkiem blisko końca
Agnieszka Dobek - dokładnie tak, i na dodatek ciężko się od niej oderwać

Dziękuję za wszystkie komentarze. Pozdrawiam serdecznie


niedziela, 7 sierpnia 2016

Wakacyjne haftowanki

Przed wakacjami miałam bardzo gorący okres i niejako na szybko powstało kilka haftów - metryczki, Home Sweet Home oraz prezenty do przedszkola.
Powoli zaczynałam tęsknić do moich normalnych haftów, czyli do Tęczowej Róży i Widoku z Okna.
Najpierw jednak przyszło mi do głowy, żeby wyhaftować coś w prezencie na 18 urodziny. Przyszła solenizantka jest córką mojej dalekiej (w sensie genealogicznym) kuzynki. Moja mama jest matką chrzestną owej kuzynki i dostała zaproszenie na imprezę urodzinową z okazji 18 urodzin córki.
Jako motyw obrazka obrałam sobie króliczka Somebunny.
I tu muszę się przyznać, że nie pałam wielką miłością do tego motywu. Uznałam jednak, że taki króliś z kwiatkami będzie na 18 idealny.
Przekopałam internet i znalazłam mnóstwo schematów z Somebunny. Na początek mój wybór padł na tego królisia:
Mój szesnastoletni syn jednak stwierdził, że ten jest za smutny i że zdecydowanie lepszy będzie ten:
Taki "słoneczny i wesoły" jak to określił mój syn. Wobec tego, jeszcze przed wyjazdem zabrałam się do pracy i w podróż do Polski pojechała ze mną już trawka i zarys króliczych tylnych łapek:
Dla uściślenia - na schemacie trawka jest pół-krzyżykami, ale wybitnie mi się to nie podobało i swoją trawkę zrobiłam pełnymi krzyżykami.
Wakacje nie sprzyjały haftowaniu, bo jak wiecie z poprzednich postów trochę zwiedzaliśmy, trochę remontowaliśmy a trochę załatwialiśmy różne urzędowe sprawy. Jednak czasem udało mi sie postawić kilka krzyżyków i po ponad tygodniu miałam już prawie cały tułów królisia:
Kontury postanowiłam robić "za jednym zamachem", żeby się nie wracać. Tamborek strasznie gniecie mi kanwę i nie wiem czy to wina kanwy czy raczej tamborka...
Po kolejnym tygodniu króliczek miał już głowę i kwiatki wraz z konturami:
Pozostało dodać imię oraz cyfrę "18" żeby nie było żadnych wątpliwości co do tego, z jakiej okazji został wyhaftowany/wręczony:
Tu popełniłam dwa błędy:
- po pierwsze imię wyhaftowałam zbyt jasnym kolorem. Niestety nie miałam innego ze sobą, a do sklepu było mi nie po drodze.
- po drugie "18" jest stanowczo za mała co do reszty obrazka.... Miałam jednak już zbyt mało czasu na poprawianie tego.
Aby imię i cyfra 18 były bardziej wyraziste zrobiłam im troszkę konturów. Cyfra okonturowana została cała, natomiast imię dostało kreseczki tylko z jednej strony co miało sprawiać wrażenie głębi. Nie wiem czy tak do końca odniosłam zamierzony efekt.
Obrazek został wyprany, wyprasowany i oprawiony przez moją mamę i obecnie prezentuje się tak:
Obie z mamą mamy nadzieję, że się spodoba...

Po powrocie do domu zaczęłam haftować małą pamiątkę ślubną na zamówienie szwagierki. Po dwóch dniach pracy miałam tyle:
Oczywiście zanim zaczęłam haftowanie okazało się że niestety nie mam jeszcze całej palety kolorów DMC i musiałam brakujące kolorki zamówić on-line.
Zanim mulina dotarła ja postanowiłam nie siedzieć bezczynnie i wróciłam do Tęczowej Róży.
Gdy ją ostatnio pokazywałam wyglądała tak:
 Po dwóch dniach intensywnej pracy już tak:
 A po kolejnych dwóch tak:
Zamówione muliny już dawno doszły, a ja dłubię i dłubię...

Bardzo ciężko oderwać się od jej kolorów, ale muszę skończyć zamówioną pamiątkę ślubną...

Anek73 - ja też bym się ciągle zażerała kiszonymi i małosolnymi, niestety w Holandii jest to towar niemal deficytowy. Mało tego - oni tutaj w sklepach i na bazarach nie sprzedają ogórków gruntowych. Jedynie ogórki długie można kupić. Z gruntowych robią przetwory typu ogórek konserwowy. Ogórki kiszone i czasem gruntowe (takie prawdziwe) są jedynie w Polskich sklepach, a małosolne najlepsze są takie własnej roboty ;)
Agnieszka R - właśnie ja się jakoś nie umiem ogarnąć po tym powrocie.... 
Adrianna Bartnik, Agnieszka Wardzińska i inni - dziękuję. Mam nadzieję że młodym też się podobał.

Dziękuję za odwiedziny i za komentarze. Witam nowe osoby.
Pozdrawiam serdecznie




czwartek, 4 sierpnia 2016

Trzeci tydzień wakacji

Weekend spędziliśmy na odwiedzinach.
W sobotę byliśmy u mojego brata, który od jakiegoś roku mieszka ze swoją żoną "za granicą", czyli w Sosnowcu.
Pewnie ktoś zapyta czemu niby Sosnowiec leży za granicą i za granicą czego. Otóż dla prawdziwego Ślązaka (za którego i ja się uważam) Sosnowiec leży za granicą. Tą granicą jest rzeka Brynica, oddzielająca Katowice (czyli Śląsk) od Sosnowca (czyli Zagłębia). Nie będę się tutaj na ten temat rozpisywać, ciekawskich odsyłam do Wielkiego Brata Google ;)
Jadąc do brata i bratowej na kawę miałam w planie wręczyć im w końcu obraz, który haftowałam dla nich na ślub. Pisałam o tym TU, TU i jeszcze TU, a gotowy hafcik pokazywałam TU. Kto ma ochotę niech sobie przypomni moje z nim zmagania.
Koniec końców gotowy obraz zabrałam ze sobą do Polski jadąc na pogrzeb mojego taty. Moja nieoceniona ciocia (również hafciarka) podjęła się oddać go do oprawy. Teraz wreszcie obraz doczekał się wręczenia i tym samym mogę go Wam pokazać:
Muszę się przyznać, że efekt końcowy niezbyt mi się podoba, ale sama nie wiem dlaczego... te odcienie nici sprawiają ze obraz wydaje się wypukły, a ja mam wrażenie jakiegoś niedoprasowania...
Nieważne, ważne że młodym się podobał i to bardzo.
Niedzielę spędziliśmy odwiedzając groby naszych najbliższych...

Z racji tego, że mieliśmy zastępczy samochód i musieliśmy go oddać w piątek 29 lipca postanowiliśmy, że w drogę powrotna wyruszymy już w środę i prześpimy się u rodziny w Niemczech.
Dwa ostatnie dni postanowiliśmy wykorzystać maksymalnie na odpoczynek na świeżym powietrzu, na ogródku teściów. Dzieci (i nie tylko) jak zwykle szalały w basenie:
We wtorek po południu pojechaliśmy do centrum handlowego M1 zrobić zakupy. Tam zastaliśmy wystawę robotów filmowych.
Robocop, C3PO, R2D2 i Battle Droidy z Gwiezdnych Wojen, Metropolis, Dr Who Dalek, Robby the Robot i Marvin:
Cyberman, Heart Beeps Catskill, Borg Queen, Rosie z The Jetsons oraz Transformers, a na ostatniej fotce moja Olivia miłośniczka pociągów wszelakich:
Przyznam się szczerze, że niektórych z tych robotów nie znam i nie kojarzę w ogóle, za to najwięcej czasu poświęciłam na oglądanie tych z Gwiezdnych Wojen oraz Transformersów ;)
W drogę do domu wyruszyliśmy wg planu w środę rano i bez zbędnych niespodzianek (typu awaria samochodu czy godzinne oczekiwanie na bramkach) dotarliśmy do rodziny w Niemczech w okolice Hildesheim. Ciocia została obdarowana trzecim (i ostatnim jak na razie) obrazkiem z serii Home Sweet Home:
Jak już pisałam w poprzednim poście zdjęcie zrobiłam tylko jednemu obrazkowi, zamiast wszystkim trzem...
Następnego dnia, po kilku godzinach jazdy wreszcie dotarliśmy do domu.

W piątek nadeszła ta godzina, w której niestety musiałam oddać samochód zastępczy... Szczerze powiem, że pomimo stresów by nic mu się nie stało (w sensie stłuczki czy zarysowania) zdążyłam się już do niego przyzwyczaić i trochę smutno mi było się z nim rozstać. Tym bardziej że na razie długo nie zapowiada się na to, bym stała się szczęśliwą posiadaczką takiego cudeńka.
Na pamiątkę pozostało mi zdjęcie:
Z Polski oprócz innych wiktuałów przyjechały z nami ogórki gruntowe, które bardzo szybko zamieniły się w przetwory, czyli:
- Ogórki kiszone na zimę:
 - Ogórki małosolne - ukochane przeze mnie:
Stan ogórków małosolnych na dziś - połowa tego gara ;)

I to by było na tyle relacji z wakacji w Polsce. Przed nami jeszcze 2 tygodnie wolnego a od 22 sierpnia "startuje" już szkoła podstawowa w mojej okolicy.

Obiecuję, że następny post będzie już bardziej robótkowy, bo coś tam jednak podczas tych ponad 3 tygodni (licząc do dziś) powstało ;)

Karolina Miśkiewicz - cieszę się że przywołałam wspomnienia. Ja w Bytomiu mieszkałam lat całych 20, na tzw Dymitrowie ;)
Renka - niestety wszystkich znajomych nie udało nam się odwiedzić. Pomimo wszystko zbyt mało czasu było, albo nie mogliśmy się zgrać czasowo. No ale tak bywa
Katarzyna, Anek73 - wakacje były naprawdę udane ;)

Dziękuję za wszelkie komentarze. Pozdrawiam