niedziela, 27 czerwca 2021

Czekadełko

Terminem "czekadełko" zazwyczaj nazywa się przystawkę przed głównym daniem. Jednak w tym poście nie będzie o kulinariach. Post będzie jak najbardziej hafciarski.

O czym będzie ten post? O "czekadełku" czyli o tym, co powstawało podczas siedzenia w samochodzie i czekania aż pociecha skończy zajęcia. Raz w tygodniu, w każdy wtorek czekałam cierpliwie godzinę siedząc w samochodzie zaparkowanym przed basenem, aż moje dziecię naumie się pływać. W niektóre soboty czekałam 2h siedząc w samochodzie zaparkowanym przed budynkiem Edit Stein College w Den Haag, czekając aż moje dziecię naumie się polskiego i przygotuje do pierwszej komunii.

Żeby nie siedzieć bezczynnie musiałam sobie znaleźć jakieś zajęcie.

Na początku były to druty. W samochodzie zaczynałam dziergać Makową Panienkę, potem otulacze dla siebie i córki oraz te na prezent dla cioci i jej córki. Czego nie zdążyłam zrobić w aucie, kończyłam w domu. Szczególnie sweter, bo na końcu był już za duży, by robić go siedząc w samochodzie na fotelu kierowcy....

Po drutach do samochodu powędrowały hafty. A szczególnie jeden. Nie wiem czy pamiętacie, jak w lutym ubiegłego roku chwaliłam się, że od jednej pani dostałam dość niespodziewany prezent. Dla przypomnienia to jest TEN post.

Dostałam zaczęty haft - kanwę z nadrukiem - piękne dwa koniki. Do kompletu była mulina DMC plus muliny z Action.

Wtedy ten haft wyglądał tak:

I zbliżenie na już wyhaftowany fragment:
Jak już kiedyś pisałam, generalnie nie lubię takiej kanwy. W 99% wzór jest niedokładnie nadrukowany i czasem trzeba się nieźle nagłowić czy postawić jeszcze ten jeden krzyżyk, czy już sobie odpuścić. Z drugiej strony szkoda mi było wyrzucać tę kanwę, szczególnie że ktoś już się troszeczkę przy nim napracował, a córka stwierdziła, że jej się te koniki bardzo podobają...
Zrobiłam sobie z tego haftu takie właśnie czekadełko na te ostatnie zajęcia polskiego/religii i pływania. I dzięki temu trochę tego haftu przybyło. Tak teraz wygląda całość:
I zbliżenia na poszczególne koniki:

Powiem szczerze, ze w 90% krzyżyki stawiam "na pałę", wg własnej interpretacji. Liczę na to, że wyjdzie dobrze, ale inaczej się nie da....
Dobrze, że w samochodzie zawsze byłam sama, bo czasem zdarzyło mi się użyć niecenzuralnych słów...
No ale taki jest urok drukowanej kanwy.
To chwilowo na tyle tego haftu. Skończył się rok szkolny, skończyły się zajęcia z pływania. Nie mam w tej chwili potrzeby oczekiwania na córkę w samochodzie...
Owszem, zdarzyło mi się postawić kilka krzyżyków na tej kanwie, ale było to wtedy, kiedy nie mogłam lub nie miałam zbyt dużo czasu żeby z kąta wyciągnąć duże krosno...
W upalne dni siedzieliśmy na ogródku, więc aby zająć czymś ręce dziabałam koniki. 
Teraz u nas zrobiło się chłodniej więc właśnie krosno jest częściej "na tapecie". 
W następnym poście postaram się pokazać postępy.
Muszę też coś znaleźć na wakacje, a to już za 3 tygodnie...
Oczywiście druty tez wołają...
Trudny wybór

Dziękuję za odwiedziny i komentarze.
meri - Amsterdam i cała Holandia nie raz są nazywane Wenecją północy i wierz mi, że nie są to puste słowa. Na mapie geograficznej w atlasie tego nie widać, ale jak wygooglujesz sobie mapę jakiegokolwiek miasta, miasteczka czy wsi i powiększysz mapę to z łatwością zauważysz, że wszędzie jest bardzo dużo wody - kanały, stawy, jeziorka. Niemal na każdym osiedlu jest jakaś woda - płynąca czy stojąca. nauka pływania w takich warunkach to po prostu niemal obowiązek, a umiejętność wydostania się z wody w każdej sytuacji to już mus.
Osobiście uważam, że nauka pływania w każdym kraju świata powinna tak właśnie wyglądać.
elakochan - na szczęście tu w Holandii, w polskiej parafii nie ma rewii mody, ksiądz jest jeden i ten sam przez lata i to on dyktuje warunki. I uważam ze jest to dobre. Wszystkie dzieci mają jednakowe ubranka, wianki, torebki, książeczki. To już moje drugie dziecko, które ten ksiądz prowadził do pierwszej komunii (w 2009 do komunii szedł syn) i jeszcze się nie zdarzyło, żeby rodzice protestowali lub próbowali robić coś za jego plecami. Wręcz przeciwnie...
Hafty Agaty, Ad'ka- dziękuję
Promyk - tak, nauka pływania jest mega. Szkoda tylko ze ja boję się wody....





sobota, 19 czerwca 2021

Byle do wakacji...

Całkiem niedawno miałam urlop, a dziś już tęsknię do wolnego i odliczam dni do wakacji.

Niestety tak się składa, że w naszym przypadku do wakacji jeszcze całe 4 tygodnie...

Chwilowo remonty się skończyły, jest mniej dramatycznie, nie ma o czym pisać.

Dziś chcę się pochwalić.

W dniu 24 maja nasza najmłodsza cóka przystąpiłą do I komunii świętej. Uroczystość odbyła się w polskim kościele w Den Haag:

Na zdjęciu rodzinka w komplecie - mama, tata i 3 dzieci (tych dwoje to już tak bardzo wyrośnięte dzieci)
Przy okazji pochwalę się jednym z ‎prezentów‎, jakie córka otrzymałą z okazji komunii:
Obrazek podarowałą  moja mama, a haftowała go moja ciocia - siostra mamy. Ta sama, która 30 lat temu uczyła mnie haftu krzyżykowego...
Tydzień temu, w sobotę 12 maja zakończyliśmy rok szkolny w polskiej szkole. Dzieci otrzymały certyfikat uczestnictwa w zajęciach z języka polskiego i religii.

Również w ubiegłą sobotę (12 maja) nasza pociecha zaliczyła ostatni etap "pływackiego wtajemniczenia". Po półgodzinnym pokazie pływania otrzymała Dyplom C:
Jestem z niej dumna i to bardzo.
Powiem wam, że choć ogromna masa dzieci uczestniczy w Holandii w kursie pływania to wiem, że wcale nie jest tak łatwo dojść do poziomu C. Niektózy kończą tylko na B.
Od połowy grupy B dzieci przez pierwsze minuty lekcji pływają w ubraniach - bluza z długim rękawem, długie jeansy, buty, a w grupie C dochodzi jeszcze wiatrówka przeciwdeszczowa. I w całym tym ekwipunku trzeba wskoczyć do basenu, umieć utrzymać się na powierzchni i jeszcze przepłynąć dwie długości basenu na plecach i na brzuchu a potem wyjść z wody...
Jak dla mnie masakra, ale ja w ogóle nie potrafię pływać, więc może nie będę się wypowiadać ;)

Mogę też powiedzieć, że w pewnym sensie cóka otrzymała promocję do nastepnej grupy (klasy). Szkoła podstawowa w Holandii rządzi się kompletnie innymi prawami niż szkoła polska. W Polsce córka poszłą by od września do kalsy 3, tutaj pójdzie do GRUPY 6.
Świadectw nie ma, są raporty które chyba bardziej opisują umiejętności dziecka niż cyferki od 6 do 1. 
I choć do konca nauki jeszcze 4 tygodnie to już wiemy, że od nowego roku szkolnego zmienia się córce i nauczycielka i sala lekcyjna.

Za to syn właśnie ukończył staż. Teraz przez najbliższe 2 tygodnie odbywają się w jego szkole egzaminy końcowe. W większości będzie je zdawał online....

Po długich zimowych miesiącach i  bardzo zimnej wiośnie w Holandii wreszcie zaświeciło słońce. Od razu też temperatura powiędrowała w okolice 30 stopni Celsjusza.... Mamy wręcz patelnię na które próbujemy się nie usmażyć na miękko.
Na haft czy druty nie mam siły tudzież czasu, ale wiem, że to się za kilka dni zmieni. Niech tylko odrobinę się ochłodzi i niech skończą się mistrzostwa... 
Byle do wakacji...

Kochani, dziękuję ze tu zaglądacie i że komentujecie. Wiem, że od czasu do czasu czytacie ;)
Życzę Wam udanego weekendu i obiecuję, że niedługo pojawi sie więcej robótkowych postów. Niech tylko złąpię oddech ;)

Pozdrawiam



wtorek, 1 czerwca 2021

Armageddon

Zdecydowanie mam dość remontów. Niestety w naszym domu wciąż jest coś do zrobienia...

Jak już wspomniałam w poprzednim poście zaczęliśmy remont łazienki... No ok, wymianę prysznica....

Prysznic, jak przysnic niby nic takiego, a mamy z nim problem od początku zamieszkania w tym domu. Najpierw była zasłona prysznicowa i gołe kafelki, potem kabina prysznicowa bez brodzika, w koncu udało nam się kupić dość fajną nawet używaną kompletną zamkniętą kabinę prysznicową z bajerami typu światło, radio, deszczownica, dysze masujące i co najważniejsze - głęboki brodzik. Najważniejse w sensie dla mojego męża, mnie to akurat nie bawiło. 

Kabina wytrzymała 4 lata, Zepsuł się mieszalnik wody czy jak się to tam nazywa. Mój mąż postanowił kupić nową kabinę. Oczywiscie uparł się, że ma być podobny - z bajerami i koniecznie głębokim brodzikiem. Na nic zdały się moje tłumaczenia, prośby i groźby. Kabina prysznicowa została wybrana, zakupiona, dostarczona i zamontowana. 

Jeśli kogoś interesuje model to TUTAJ można go obejrzeć. Mogę powiedzieć jedno - nie polecam. Plastik-fantastik. Ładny wygląd i nic pozatym. Niewygodna w użytkowaniu. Mało miejsca do kąpieli dla 1 (słownie - jednej) dorosłej osoby, półka do siedzenia niewygodna, zbyt mało półek jak na 4 osoby. Konserwacja i czyszczenie - koszmar.

To by było na tyle. Używana 2 lata i szybko zmieniona na inną. 

I tu dochodzimy do sedna sprawy i do tytułowego armageddonu...

Tym razem mój szanowny małzonek postanowił kupić kabinę bez brodzika (nareszcie!), taką, którą w 100% da się zamontować bezpośrednio na podłodze, plus panel prysznicowy "z bajerami" typu deszczownica, wodospad, dysze masujące, słuchawka.

Poparłam jego decyzję, wspólnie z synem wybraliśmy odpowiedni model kabiny oraz panelu.

I zaczęła się zabawa. Kabina piękna, szklana, błyszcząca chromem, nowiuśka... ale co z tego jak podłoga krzywa i nijak się tego dopasować nie da. Panowie spędzili niemal całą sobotę na montarzu tej kabiny. Gdy już ścianki dopasowali, drzwi przesuwne powiesili zaczęła się jazda z powieszeniem panelu. Drobnostka - wywiercić 4 dziurki pod 2 haki, przykręcić przyącza wody, powiesić panel i można się kąpać. O święta naiwności!!

W momencie gdy już panel wisiał nadszedł moment na odkręcenie głównego zaworu wody. I tu mojego męża czekała spora niespodzianka - ze ściany nagle zaczęła lecieć gorąca woda!

Okazało się, że mąż nie popatrzył i nie pomyślał i przewiercił rurę z ciepłą wodą... Idealne dwie małe dziurki.... Trzeba było wykuć dziurę w ścianie, żeby dostać się do tej rury... Trzeba wezwać fachowca, ale to sobota wieczór... Gorzej jak w PRL - na infolinii poinformowano nas, że niestety wszyscy są na awariach i że nie ma wolnych pracowników. Byliśmy bez wody aż do niedzielnego popołudnia, gdy wreszcze mąż wpadł na pomysł, jak na krótko zabezpieczyć cieknącą rurę kawałkiem gumowego węża. 

Na wymianę rury przyszło nam czekać jakiś czas. Ale prysznic brać trzeba więc mój szanowny małzonek postanowił ustawić tę kabinę już na stałe, posilikonować żeby nie ciekło, bo jak już pisałąm wyżej niestety nasza podłoga jest zwichrowana i jak w jednym miejscu kabina dotyka podłogi idealnie to w drugim powstaje szpara i odwrotnie.

Czwartek 13 maja - w Holandii święto Wniebowstąpienia, czyli dzień wolny od pracy. Godziny poranne, mąż z synem męczą się w łazience, ja obok w sypialni segreguję pranie i nagle słyszę coś jakby rozsypał ktoś milion śrubek, a do tego słowa męża, których niestety wam tu nie przytoczę... W sekundzie dotało do mnie co się stało.

Jedna ze szklanych ścianek rozsypała się w drobny maczek. Miliony kawałeczków, a oni dwaj (syn i mąż) stali w tym deszczu szkła bez ruchu...

Dzień wolny, sklepy otwarte w ograniczonym zakresie, dział klienta nie odbiera telefonów, a my nie wiemy co robić...

Dzień póżniej udaje się synowi (tylko on jeden w tym momencie perfect mówi po holendersku) dodzwonić do biura obsługi klienta by zapytać co mamy/możemy zrobić. Niestety szyba prawdopodobnie pękła z naszej winy, więc gwarancja nie wchodzi w grę, ale zaproponowano nam zakup drugiej kabiny za połowę ceny.

Nie mieliśmy innego wyjścia...

Tydzien póżniej kabian byla postawiona, panel powieszony, a spod niego wyzierala dziura w ścianie z widokiem na rury połączone kawałkiem gumowego węża. Aż żal, że nie mam żadnych zdjęć...

Tak spędziliśmy 3 tygodnie, przeżyliśmy najazd gości z Polski...

Wczoraj przyszedł długo oczekiwany fachowiec i zgrabnie połączył te dwa kawałki rury pięknym łącznikiem. Dziura w ścianie straszy nadal, czeka na zamurowanie i nabiera mocy urzędowej...

Hafty? Druty? Niemal nie było czasu i nerwów więc prawie wszystko stoi w miejscu...


Bardzo Wam dziękuję za odwiedziny i komentarze. Przepraszam też za ten kompletnie nierobótkowy post, ale musiałam to z siebie wyrzucić. Ledwo skończyłam urlop już wpadłam w rytm pracy, remontów gości.

Ale przynajmniej jest o czym pisać ;)

Pozdrawiam serdecznie