czwartek, 21 lipca 2016

Wakacje, znowu są wakacje.... tydzień pierwszy

A na wakacjach czas płynie zupełnie inaczej... Przeważnie za szybko :)
Niby ma się duuuuuużo wolnego czasu, ale okazuje się, że na niektóre rzeczy wciąż go brakuje. Mnie brakuje czasu na haft. Miałam nadzieję, że zrobię szybko jeden mały obrazek, ale tak naprawdę nie ma kiedy. Są inne rzeczy do zrobienia...
Podróż z "atrakcjami" i spotkaniami rodzinno-towarzyskimi opisałam Wam w poprzednim poście. Czas więc na relację z pobytu na wakacjach :)
Jak już wiecie u celu podróży (czyli u moich teściów) zawitaliśmy w niedzielę wieczorem. Podczas całej podróży mieliśmy pogodę jak marzenie.
Poniedziałek również przywitał nas gorącym słońcem i dlatego pozbieraliśmy dzieci (moje i szwagra) i pojechaliśmy na ogródek teściów.
Dzieci miały tam takie atrakcje:
Basen wybudowaliśmy lat temu 10 i co lato dzieci od szwagra mają tam niezły ubaw.
Niestety pod wieczór zrobiło się zimno i w trybie przyspieszonym musieliśmy wracać do domu. Wtorek zaczął się ulewnie - lało już od 3 w nocy i niestety zostaliśmy skazani na siedzenie w domu.
W środę czekała mnie kolejna "atrakcja" - wizyta z mamą i bratem u notariusza w sprawie spadku po zmarłym ojcu - prawie 2 godziny tłumaczenia przepisów z prawniczego na "ludzkie" i podpisywania papierków...
W nagrodę brat postawił nam "małą" pizzę...
Czwartek upłynął nam (mnie i mamie) pod znakiem załatwiania formalności w bankach związanych z koniecznością pozamykania spraw po tacie. Na szczęście mąż z dziećmi zostali u teściów...
Na piątek mieliśmy zaplanowany wypad do Oświęcimia:
Niech to zdjęcie wystarczy Wam za relację z tego miejsca mordu i cierpienia milionów istnień...
W Oświęcimiu byliśmy ja z mężem, nasz 16 letni syn i jego równolatek kuzyn. Pogodę mieliśmy w kratkę - słońce, chmury, deszcz, chmury, deszcz i znów słońce...
Olivia nie była z nami, bo jest stanowczo za mała na takie widoki, za to pojechała z moją mamą do cioci - tramwajem, który widziała pierwszy raz w życiu. Tym samym nie narzekała na brak atrakcji.
Fotek małej i "tlamwaja" niestety brak, bo babcia nie wpadła na to by jakieś zrobić...
Za to w niedzielę przy pięknej pogodzie ochrzciliśmy naszą Zosieńkę, czyli córkę mojego brata, która urodziła się 20 maja:
Matka chrzestna (czyli ja) oczywiście nie byłaby sobą gdyby do prezentu nie dołączyła swojego dłubania:
 Podobno małej Zosi bardzo się misio spodobał ;)
I to by było na tyle relacji z pierwszego tygodnia wakacji ;)

Dziękuję za wszystkie komentarze.
Pozdrawiam Was wakacyjnie (i wreszcie słonecznie)


8 komentarzy:

  1. Udanego kolejnego tygodnia wakacji ;) Metryczka słodka, ale Zosia słodsza, ale chyba się z tym zgodzisz ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj jakie słodkie maleństwo i metryczka idealnie do niej pasuje!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zatem pierwszy tydzień wakacji można zaliczyć do udanych :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo pracochłonny pierwszy tydzień :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie no..ten misio jest przecudowny:) A Zosia..słodziaczek:)

    OdpowiedzUsuń
  6. To najważniejszy dzień w życiu Zosi, życzę Bożej opieki na wszystkie lata życia :)
    A miso cudny! Piękny obrazeczek :)

    OdpowiedzUsuń