niedziela, 9 października 2016

Nie wyrobiłam się...

Generalnie tytuł tego posta powinien brzmieć całkiem inaczej. Powinnam napisać, że jestem w ciemnej d**ie, ale nie chciałam być wulgarna, ani zrazić do czytania. Niestety taki tytuł bardziej odzwierciedlałby obecną sytuację...
Ale może opiszę wszystko po kolei tak gwoli wyjaśnienia...
W poprzednim poście pisałam, że robię sobie przerwę od Tęczowej, bo zaczyna mi się nudzić, a na brak innych haftów przecież nie narzekam.
Pisałam też że mam do zrobienia pamiątkę ślubną i że mam na nią fajny pomysł, ale boję się czy z niego coś wyjdzie.
Niestety moje obawy okazały się zupełnie słuszne i z pomysłu nic nie wyszło. Na moje usprawiedliwienie jednak muszę dodać, że nie wyszło nie przez moją nieudolność...
Wymyśliłam sobie, że na dwóch kawałkach materiału wyhaftuję dwa serca z różami, na każdym z nich napiszę imię jednego z nowożeńców oraz datę ślubu i zrobię z tego dwie poduszki.
W ostatnim poście pokazywałam początki tego haftu:
Po dwóch dniach miałam zdecydowanie więcej, ale oczywiście jak to u mnie bywa zabrakło mi dwóch odcieni:
I tu w zasadzie sesja fotograficzna się skończyła, bo gdy mulinki przyszły pocztą to ja pędziłam z haftem aby zdążyć. Niestety ugrzęzłam na konturach....
Nie umiałam sobie dać z nimi rady, ale w końcu je skończyłam.
Od razu zabrałam się za drugi obrazek. Jego powstawania niestety nie zdążyłam uwiecznić na zdjęciach, bo ni z tego ni z owego... poszłam do pracy!
Telefon z propozycją pracy zadzwonił dokładnie 13 września, gdzieś koło godziny 16.00. Praca była na już, zaraz, jutro (czyli 14 września) od godziny 8.30.
Zdecydowanie miałam na ten dzień inne plany, bo 14 września wypadała nasza 20 rocznica ślubu i mieliśmy skromnie świętować.
Ze świętowania nic nie wyszło. Wróciłam z pracy po godzinie 17.00 zmęczona, z bolącymi nogami i kręgosłupem.
Pracuję z malutkiej firmie zajmującej się "naklejaniem" transferów na ubraniach sportowych - jeśli pamiętacie "prasowanki" które nakładało się gorącym żelazkiem na koszulki to wiecie o czym mówię.
Praca nie jest zła, ale niestety bite 8h na nogach i przez pierwsze 3 dni miałam straszne problemy przystosowawcze.
Na dodatek w sobotę zostałam sama ze sprzątaniem, zakupami i obiadem, bo mąż poszedł pomagać sąsiadowi w remoncie, a syn jak co sobota na mecz. Na szczęście najstarsza córa zajęła się najmłodszą i dzięki czemu zakupy mogłam zrobić szybko i sprawnie.
Za to niedzielę przesiedziałam z haftem w ręku. Pilno mi było skończyć ten haft, a już wiedziałam że po powrocie z pracy nie dane mi będzie siąść do krzyżyków.
Nie pomyliłam się - gdy tylko zjedliśmy późny obiad (17.30) i posadziłam swoje 4 litery na kanapie to moja czterolatka zaraz zaczęła mnie przytulać i zapewniać jak to ona tęskniła kiedy mnie nie było...
Tym sposobem nijak się z pomysłem nie wyrobiłam.... Gdy w środę 27 września wyjeżdżaliśmy do Polski byłam w przysłowiowej ciemnej d***e, bo drugie serce wyglądało tak:
I choć wzięłam je ze sobą, to wiedziałam, że niestety już go nie skończę.
Dlatego na pierwszym serduszku wyhaftowałam oba imiona oraz datę ślubu i poleciałam w miasto szukać odpowiedniej ramki - w piątek, na dzień przed ślubem... Wszystko na temat...
Moja pamiątka ślubna wygląda tak:
Nie jestem z tego do końca zadowolona, bo żal mi że nie dałam rady zrobić poduszek...
Z Polski wróciliśmy we środę 5 października nad ranem, a w czwartek już byłam w pracy....
W efekcie za haft złapałam dopiero dziś i była to Tęczowa... Dużo nie przybyło, więc nie ma się czym chwalić. Mam nadzieję, że już teraz ją dokończę...
Przez perypetie z pamiątką, pójście do pracy oraz wyjazd do Polski zawaliłam termin w Salu Tea Time, ale na szczęście organizatorka jest bardzo wyrozumiała i dała mi czas aż do 5 listopada, kiedy to jest termin publikacji drugiego obrazka z serii. Ja po prostu pokażę wtedy obydwa na raz i będzie dobrze. Już mam wydrukowane oba schematy...
Zawaliłam też mój Widok z okna, bo od poprzedniej publikacji kompletnie nic się nie zmieniło. Podjęłam jednak decyzję o zmianie kanwy na drobniejszą, bo przeraża mnie wielkość tego obrazu na kanwie 14... Wychodzi więc na to, że będę zaczynać od nowa. Na szczęście mam niewiele i nie będzie mi tego żal.
Najchętniej to wróciłabym do mojego starego systemu haftowania - co tydzień inny haft, ale nie wiem czy dam radę codziennie postawić kilka krzyżyków. To się okaże z czasem.
Jest jednak jeden bardzo pozytywny akcent, którym muszę się pochwalić. Moje Słoneczniki wróciły z oprawy!!!
Tak wyglądały jeszcze w folii u mojej mamy:
Za kilka dni zrobię im zdjęcie gdy już zawisną na ścianie w towarzystwie Irysów :)

Bardzo serdecznie Wam dziękuję za wszystkie pozostawione komentarze.
Pozdrawiam





20 komentarzy:

  1. Według mnie pamiątka prezentuje się świetnie i nie masz co się czepiać.
    To co opisujesz to najzyklejsze kłopoty kobiety pracującej- witam w klubie. jeszcze chwila i wszystko ogarniesz.
    Słoneczniki są super
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem! Prezent pięknie się prezentuje, super oprawiony i cudowna pamiątka wyszła :)
    Na początku pracy zawsze ciężko znaleźć się w nowej rzeczywistości :) Ogarniesz wszystko powoli, to i czas na hafty się znajdzie :)
    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie wszystko wyszło, pamiątka jest piękna, a drugą wykorzystasz na inną okazję:-)
    Słoneczniki wyglądają cudnie. Pozdrawiam serdecznie:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czasem tak jest, że wydaje się, że wszystko spokojnie uda się zrealizować, a potem właśnie takie "Filipy z konopi" wyskakują. Ale dobrze, że i tak zdążyłaś z pamiątką w ogóle. Wyszło bardzo romantycznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pamiątka wyszła ślicznie! A w słonecznikach się zakochałam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne to serducho jako pamiątka ślubna! Drugie będzie na inną okazję już prawie gotowe:)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj, widzę, że się działo. Pomysł był fajny,ale może następnym razem , przy innym ślubie uda się go zrealizować. Też wyszywałam taką róże w sercu, ale kontury były wyszyte wg mojego widzi mi się, bo te ze schematu nie bardzo mi wychodziły.
    Życie czasem nie daje zrealizować naszych planów i płata nam figle. Życzę Ci oby wszytko się unormowało i wyszywanie dawało radość !

    OdpowiedzUsuń
  8. piękny haft, czasami tak jest, jesteśmy tylko ludźmi, a nie robotami :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie masz co sobie zarzucać bo pamiątka wyszła pięknie :) A z pracą tak już jest zamin człowiek się ponownie przystosuje musi trochę minąć za jakiś czas na pewno znajdziesz czas i na xxx ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Będziesz miała prawie gotowca przy innej rocznicy, czy ślubie. Pamiątka wygląda wspaniale jak i oprawione słoneczniki. Powodzenia w nowej pracy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Pamiątka wyszła piękna. Fajnie, że znalazłaś pracę. Nie martw się, jeszcze chwilka i opracujesz sobie plan dnia tak by starczyło go również na przyjemności przy xxx. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Powstała piękna pamiątka i to się liczy:) a słoneczniki wyglądają przepięknie! pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  13. Oj to się działo.... hafcik śliczny. Niestety ale zmiany w życiu czasem dają w kość, myślę że z czasem wypracujesz sobie tak czas że może nie codziennie ale co drugi zasiądziesz do xxx. Słoneczniki wyglądają w oprawie cudownie-moje jakoś leżą czekają na motywację aby wreszcie zawitała u mnie. Pozdrawiam:-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Same zawirowania :) Ale myślę, że cała sytuacja i tak jest na plus. Piękne słoneczniki!

    OdpowiedzUsuń
  15. Beatko, jesteś fantastyczna i nie pisz, że nie zdążyłaś. Pamiątka jest śliczna, młodzi na pewno są zadowoleni z prezentu. A słoneczniki prezentują się ślicznie, na pewno w towarzystwie irysów będzie im do "twarzy". Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Oj perypetii to ty miałaś i to nie mało. Super, że masz znowu pracę, a reszta z czasem się wyklaruje

    OdpowiedzUsuń
  17. Pamiątkowy obrazek wyszedł bardzo ładnie i nowożeńcy pewnie są zadowoleni :)

    OdpowiedzUsuń
  18. widzę , że się działo :P pamiątka pięknie się prezentuje :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Skąd ja to znam. Ale nie martw się. Jak wpadniesz w rutynę to znajdziesz czas na wszystko. Pokazuj słoneczniki na ścianie bo czekam tu niecierpliwie ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Skąd ja to znam, ostatnio non stop tak mam, że się nie wyrabiam z czymś. Ale przezwyciężymy ten ciężki czas. A na słoneczniki to czekałam z niecierpliwością, bardzo mnie ciekawiło jak one wyszły. I się nie zawiodłam na moim wyobrażeniu! Są boskie, a nawet i lepsze jak w mojej wyobraźni.

    OdpowiedzUsuń