wtorek, 7 stycznia 2020

Projekt tajne przez poufne, czyli co powstawało nocami...

Generalnie w nocy się śpi. Są jednak tacy, którzy w nocy muszą pracować. Albo tacy (jak mój syn), którzy większość nocy przeznaczają na buszowanie w internecie, oglądanie filmów, tudzież nadrabianie szkolnych zaległości.
Są też tacy, którzy nocami zajmują się szeroko pojętym rękodziełem - haftowaniem, robieniem na drutach, wyrobem kartek okolicznościowych czy co tam jeszcze.
Kiedyś i ja siedziałam po nocach i haftowałam. Miałam ten komfort że nie musiałam wcześnie rano wstawać do pracy i mogłam "produkować" różnego rodzaju hafty mniejsze i większe, brać udział w zabawach.
Potem urodziła się najmłodsza pociecha, moja tarczyca zwariowała i ja przestałam być "nocnym Markiem". W dzień byłą praca i dom oraz opieka nad dzieckiem, noce przeznaczałam na odsypianie zmęczenia a i tak często-gęsto padałam na twarz. Czas na hobby zdecydowanie się skurczył...
W sierpniu przyjechała do nas moja teściowa, która zdecydowanie bardzo odciążyła mnie od obowiązków domowych. Nie powiem, że robiła wszystko (czyli pranie, sprzątanie, gotowanie). Aż tak dobrze nie było. Ale dzięki temu ze poodkurzała podłogi, wypróżniła zmywarkę czy obrała ziemniaki do obiadu ja miałam więcej czasu by spokojnie usiąść, odpocząć czy wręcz zająć się swoim hobby.
Chciałam teściowej jakoś się odwdzięczyć i postanowiłam "własnymi ręcami" zrobić jej coś na drutach. Mąż poparł mój pomysł i pomógł mi w wyborze tego, co miało zostać zrobione.
Postanowiłam, że całe przedsięwzięcie będzie do końca owiane tajemnicą. Po pierwsze chciałam teściowej zrobić niespodziankę. A po drugie jako jednak - mimo wszystko - wciąż początkująca dziewiarka bałam się, że coś nie wyjdzie i z prezentu wyjdą nici. Jakbym potem wyglądała przed teściową...
Włóczki zakupiłam około mnóstwo:
 I gdzieś w połowie października zaczęłam swój projekt tajne przez poufne:
Z wiadomych powodów o których było wyżej dziergałam głównie późnym wieczorem. Troszkę szlag mnie trafiał, kiedy nasza babcia chodząca w swoim własnym domu spać z kurami (20.00), u nas potrafiła przesiedzieć i do 24.00. Wieczór stracony. Pozostawały weekendy - głównie piątki i soboty, kiedy mogłam przesiedzieć i do 2.00 w nocy bez uszczerbku snu.
Jak na początkującą dziewiarkę nie obyło się bez prucia, ale włóczka super współpracowała więc można było pruć i robić bez końca.
W połowie drugiego kwadratu poncza trochę się obawiałam, że nie zdążę. Był początek grudnia, a trzeba było jeszcze dokończyć kwadrat, zszyć, wyprać, wysuszyć.
I tu zaczęły się schody.
Okazało się nie wiedzieć czemu, że drugi kwadrat wyszedł większy niż ten pierwszy:
 To było widać już na pierwszy rzut oka, a co dopiero po przyłożeniu dwóch części do siebie:
Szukałam porady na grupach rękodzielniczych i generalnie każdy mówił co innego. A to żeby spruć i zrobić od nowa, co oczywiście w tym przypadku nie wchodziło w grę. Ato, że po zszyciu i wypraniu się naciągnie...
Zaryzykowałam, zszyłam. I nagle ZONK - szwy idą po prawej stronie zamiast po lewej. Więc znów prucie i zszywanie - tym razem poprawnie. Dorobiłam golf. Przymierzyłam i stwierdziłam, że tak na oko to jest ok:
Pozostało więc pranie i suszenie.
Producent włóczki zalecił pranie (może być w pralce) w temp. 30 stopni i wysuszenie na płasko.
Po wypraniu jednak i 4 dniowym suszeniu okazało się, że całe ponczo lekko się naciągnęło i przód jest zdecydowanie dłuższy niż tył.
Mąż był całym ponczem zachwycony i stwierdził, że mam coś wykombinować, żeby było dobrze. Aby ratować robótkę postanowiłam spruć kilka rzędów przodu. I wiecie co? Okazało się, że to wcale nie był głupi pomysł. Ponczo na modelce (i zarazem właścicielce) wygląda o niebo lepiej niż na mnie:
Może nikt nie będzie dociekał dlaczego z tyłu jest więcej ażuru niż z przodu...
Ponczo udało mi się zrobić z sukcesem - mimo wszystko, ale to jeszcze nie koniec tajnych projektów.
Podczas gdy ja potajemnie dziergałam poszczególne części poncza mojej teściowej zamarzył się "komin", a raczej taki szyjogrzej, ale żeby spod kurtki wyglądał na golf...
Po porażce z kominem dla męża, który najpierw go chwalił a potem schował na dno szafy by w końcu podarować własnej matce, podeszłam do tematu bardzo sceptycznie.
Po raz kolejny przekopałam internety i trafiłam na blog Otulove, którego autorka w ramach zabawy "Jeden motek" pokazywała różne modele szyjogrzejków. A że miałam akurat aż dwa motki kawowego acrylu postanowiłam spróbować taki szyjogrzejek wykonać. Oczywiście też w sekrecie:
Pierwsze koty za płoty - jak zwykle okazało się, że golfik za szeroki i trzeba zaczynać od nowa. Na szczęście taki mini-golfik to nie ponczo czy sweter i kilka dni wystarczyło bo skończyć całość, pochować nitki i jeszcze wyprać.
Oto szyjogrzej na modelce:
Nie wiem jak ponczo, ale ten golfik będzie nosić na pewno ;)
Muszę przyznać, że zarówno ponczo jak i szyjogrzej robiło się świetnie, ale na długi czas mam dość takich tajnych projektów. Zdecydowanie w nocy wolę spać....

Bardzo serdecznie Wam wszystkim dziękuję za złożone życzenia świąteczne i noworoczne!!
Pozdrawiam serdecznie

7 komentarzy:

  1. No ja niestety wlasnie w pracy, ale dzieki temu czasem mogę poczytać posty, w domu juz czasu mniej. Świetnie Ci wyszło to ponczo, marzy mi sie takie, ale juz dawno nie mialam drutów w rękach...może kiedyś się za nie zabiorę. Na razie podpatruje u Ciebie jak je zrobiłaś. To piękny prezent, a teściowa pewnie zachwycona i wzruszona.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super:) Nowe wyzwanie a poszło super:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło, a prace wyszły ostatecznie świetnie.:)Ale pewnie, sen to podstawa.:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super projekty-) blog otulove jest skarbnica pomyslow-) pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zadowolona teściowa to prawdziwy skarb, na to nawet nie żal zarwanych nocy :) Ponczo bardzo twarzowe.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajne prace. Oj od lat nie miałam drutów w ręce. Mam nadzieję,że teściowa będzie korzystać z obu pięknych prezentów.

    OdpowiedzUsuń