piątek, 7 września 2012

Dziubałam...

Tak, dziubałam, bo trudno to nazwać haftowaniem... Praca, która miała być zrobiona w jeden weekend zajęła mi, bagatela... cały tydzień!!!
Miałam wyhaftować metryczkę dla nauczycielki mojego syna. Preosil  nie o to, bo bardzo ją lubił, a urodziła jej się wnusia. Pomyslałam - czemu nie? I tak zaczęła się moja katorga...
Zaczęłam tydzień temu, w piątek wieczorem. Haftowałam do póżna w nocy i w sobotę rano miałam już tyle:
Ucieszyłam się że mi tak dobrze idzie i popędziłam do sklepu po ramkę. Byłam w 100% pewna, że do poniedziałku skończę.
Niestety w sobotę nie mialam robótki w ręku. Ogarnął mnie bowiem szał porządków po gościach. Wieczorem włączyłam kompa i... wsiąkłam w Wasze blogi.
W niedzielę podziubałam troszkę w ciągu dnia. Wieczorem już nie mogłam, bo córcia nie chciała spać przy zapalonym świetle...
Tak więc robótka leżała odłogiem aż do poniedziałku. Podziubałam trochę w poniedziałek, ale we wtorek córcia miała szczepienie i aż do środy była marudna i płaczliwa.
na domiar złego w środę okazało się, że mam kilka błędów więc musiałam pruć conieco...
Na domiar złego okazało się, że pomyliłam się haftując ten kocyk na którym śpi misiu... Gdzieś przy tylnej łapce w zielonym wzorku dodałam o jeden krzyżyk za dużo i przy haftowaniu kremowego tła kocyka okazało się, że nie zgadzają mi się krzyżyki na końcach kocyka. Musiałam dodać w każdym rzędzie po krzyżyku na skutek czego kocyk strasznie się wydłużył. Później gdy zaczęłam według wzoru haftowac dolne kwiatki okazało się, że nie zgadzają się one z górnym obramowaniem...
Wczoraj wreszcie skończylam haftować i korzystając z tego ze córcia smacznie śpi obszyłam, wyprałam i wyprasowałam skończoną metryczkę.
I wtedy dopiero zauważyłam, że mam jeszcze jednen błąd, ale... nie chciało mi się już psuć całości więc odpuściłam....

Dziś wstawiłam metryczkę do ramki. W poniedziałek powędruje do nauczycielki syna. Mam nadzieję, że się spodoba...
Muszę się przyznać, że ile razy haftuję tego misia tyle razy dokonuję w nim modyfikacji, a kolory już dawno daleko odbiegają od oryginału. Powód jest prosty - kilka lat temu pożyczyłam kartkę z wzorem szwagierce i ślad po niej zaginął (po kartce, nie po szwagierce). Jestem więc skazana na haftowanie z zeskanowanych gotowych obrazków...

Muszę wam jeszcze podziękować za inspiracje dotyczącą resztek nici... Od lat miałam proble, co robić z resztkami ucinanych w trakcie haftowania nitek. Walały się po stole, po popielniczce, czasem spadały na podłogę. Przeglądając wasze blogi zobaczyłam coś, co bardzo przypadło mi do gustu - TUSAL-owy słoiczek.
Przyznam się, że skwapliwie skorzystałam z Waszego pomysłu i chociaż nie biorę udziału w zabawie to pochwale się swoim słoiczkiem.
Powiem szczerze, że słoiczek się przydał podwójnie. Po pierwsze nigdzie nie walają mi się końcówki nitek, a po drugie "wyłowiłam" już niego jedną końcówkę nitki, bo zabrakło mi odrobiny brązowego do okonturowania misia...



4 komentarze:

  1. Metryczka jest cudna, ale ja już kiedyś dałam wyraz swojemu podziwowi, choćby prosząc o wzór.:) Na razie nie mam komu zrobić, ale kto wie... A co do słoiczka - też sobie taki stworzyłam, choć nie biorę udziału w TUSAL.:)Świetna sprawa. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. metryczka wyszla przepieknie,choc miala swoje wzloty i upadki...

    OdpowiedzUsuń
  3. Droga do celu była wyboista, ale zakończyłaś ją sukcesem. Miś śliczny, a nauczycielka Twojego syna na pewno będzie szczęśliwa. Pozdrawiam i czekam na maila :)))))

    OdpowiedzUsuń