Zapytacie pewnie co ja takiego robię? Otóż w wolnym tłumaczeniu pracuję szeroko rozumiana pomoc domowa osób starszych lub potrzebujących.
Moja praca polega na pomocy w drobnych pracach domowych tylu sprzątanie, pranie, zmywanie. Czasem jednak jest to spacer, wspólne zrobienie zakupów czy zwykła rozmowa przy filiżance kawy i ciastku.
Pracowałam już u różnych ludzi - raz byłą to 30-paroletnia kobieta z chorym kręgosłupem, innym razem starsza pani skazana na wózek inwalidzki, jeszcze innym razem młoda matka z dwójką niepełnosprawnych dzieci, a jeszcze innym - samotni ludzie łaknący kontaktu z innymi.
Generalnie mam w tej chwili dwa stałe adresy, a do innych osób chodzę na zastępstwa w nagłych wypadkach - choroba opiekuna, jakiś pogrzeb, czy wyjazd na wakacje.
Właśnie w zeszłym tygodniu trafiłam do przemiłej starszej pani z pieskiem rasy shih-tzu. Zostałam powitana filiżanką kawy i ciastkiem. Chwilkę porozmawiałyśmy o dzieciach, pieskach, pracy i poszłam ogarnąć mieszkanie - dwa małe pokoiki i łazienkę. W czasie pracy i wcześniej podczas rozmowy zauważyłam na ścianach mnóstwo oprawionych obrazów robionych metodą diamant painting. Gdy wróciłam do salonu zauważyłam że starsza Pani zajęta jest właśnie klejeniem diamencików. Gdy zaczęłam rozmowę na ten temat starsza pani bardzo się ożywiła.
I tak przy kolejnej kawie (już bez ciastka na szczęście) dowiedziałam się że starsza pani poza klejeniem diamencików robi także na drutach. Gdy z kolei ja pochwaliłam się swoimi hafciarskimi pracami starsza pani zerwała się z miejsca i popędziła do szafki z tekstem że "coś dla mnie ma".
Po chwili przyniosła metalowe płaskie pudełeczko i 3 pakunki. Wyjaśniła, że też kiedyś próbowała haftować, ale jednak to nie dla niej. Że to nie na jej nerwy, że diamenciki łatwiejsze i ze to pudełko leży już chyba z rok lub więcej.
Kobietę widziałam pierwszy raz w życiu i nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze do niej pójdę. Ale tak nalegała, żebym wzięła od niej to pudełko, że zabrakło mi argumentów żeby odmówić. Ostatecznie chciałam zapłacić jakąś symboliczną chociaż kwotę, ale starsza pani kategorycznie odmówiła. Powiedziała też, że dawno nie spotkała osoby, która zainteresowałaby się jej hobby.
Zrobiło mi się ciepło na sercu.
Do domu przywiozłam takie skarby:
W metalowym pudełeczku znajdowała się zadrukowana kanwa z motywem dwóch koników wraz z igłą i kompletem mulin firmy DMC. Na kanwie faktycznie jest już haft zaczęty:
Nie jestem zwolennikiem zadrukowanych kanw bo w początkach swojego haftowania miałam z nimi nie najlepsze relacje. Ale jak to mówią - darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda. Będzie czas to wyhaftuję córce koniki do pokoju. Tym bardziej że muliny na początek już mam. I to najlepsze - DMC:
Do kompletu niejako starsza pani dodała zakupione kiedyś w Action muliny różnego koloru:
Nie są to żadne firmowe, ale pewnie do jakiegoś projektu kiedyś się przydadzą.
Fajne takie prezenty, prawda? :D
Dziękuję za wasze komentarze. To prawda - haft będzie prześliczny.
Promyk - nie miałam wyjścia :D
Lidzia - da się, wszystko się da. Sama też kiedyś coś haftowałam z telefonu. I to całkiem niedawno - prezent dla córki do nowego domu. Nie umiałam sobie poradzić z rozdzielczością wydruku i za każdym razem wzór wychodził koszmarny. Dopiero powiększenie go na ekranie telefonu pomogło :D
Pozdrawiam serdecznie
Fajne takie prezenty. Twoja historia pokazuje, że jeszcze są na świecie ludzie bezinteresowni, ciepli i otwarci na innych. Takie drobne gesty sprawiają, że czasem wraca nam wiara w ludzi... Dziękuję za ten wpis i pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńDla nas osób uwielbiających haft takie pudełeczko z mulinami to skarb i inspiracja, na pewno się przydadzą do jakiegoś fajnego projektu...
OdpowiedzUsuńJak to mówia każda praca dobra byleby jakaś kaska wpadała i czlowiek przebywał wśród ludzi a że nie zawsze udaje sie w swoim zawodzie no cóż.
OdpowiedzUsuńŚwietny prezent i to od babeczki u której pierwszy raz byłaś. Dobrze że jeszcze sa ludzie o dużym dobrym sercu☺ Pozdrawiam