poniedziałek, 24 września 2012

Dylematy Matki-Polki

Jak to w życiu bywa, wszystko co dobre szybko sie kończy.
Mnie się właśnie w czwartek skończył urlop macierzyński i według wszelkich znaków na niebie i ziemi powinnam iść do pracy.
Miałam nadzieję, że zarejestruję się jako bezrobotna i spokojnie będę sobie szukac jakiejś pracy na późne popołudnia i wieczory. We wtorej jednak zadzwonili z mojej agencji z zapytaniem, czy chciałabym wrócić do mojej poprzedniej pracy.
Chcieć to bym chciała, bo praca była fajna, towarzystwo też, płacili regularnie i co najważniejsze nigdy nie było problemów z wzięciem dnia wolnego.
Podobno chcieć to móc, ale jak tu iść do pracy, gdy się ma w domu 10-tygodniowe niemowlę karmione piersią....
Po wielu godzinach rozmyślań nad różnymi rozwiązaniami doszliśmy z mężem do wniosku, że jedynym wyjściem będzie ponowne zaproszenie do nas babci. Tym razem przyjechała moja mama...
Tym sposobem znów mam w domu dodatkową osobę.
Jeśli w najbliższych dniach pójde do pracy to bacia zajmie się nie tylko dzieckiem, ale takze domem i obiadem, a ja po powrocie do domu będe miała czas, by nie tylko utulić swoje maleństwo, ale także postawić kilka krzyżyków.
Przez ostatni tydzień przybyło naprawdę niewiele:
Zbliżenie na haftowany obecnie kwiat:


 I moja praca w całości:
Mam nadzieję że ostatni już kwiat uda mi się wyhaftować do końca tygodnia i później będę się tylko męczyć z żółtym, monotonnym tłem.

Dziękuję za wszystkie komentarze i pozdrawiam serdecznie

niedziela, 16 września 2012

Weekendowo

Jakoś ostatnio nie lubię weekendów. Mąż i starsze dzieci sa wtedy w domu i jest niezły rozgardiasz, szczególnie w sobotę - zakupy, sprzątanie, gotowanie, zamieszanie. Przeważnie przez cały dzień nie mam czasu, żeby postawić kilka krzyżyków. Wieczorem niby czas jest, ale wtedy malutka śpi w łóżeczku obok mojej sofy i mam zapalona tylko malutką lampeczkę, przy której nie da się już haftować...
Zasiadam wtedy do laptopa i buszuję po internecie.
Na domiar złego jesteśmy wszyscy poprzeziębiani... Zaczeło się od syna, później przeszło na córkę i na męża... Ja oczywiscie też jestem mocno zakatarzona, ale... wiecie jak to jest - chory mąż jest jak kolejne dziecko do pielęgnacji i dlatego ja niezbyt mogę chorować...
Osłodziłam sobie to zapisując się na Candy
- tu:
- i tu
Przyznam się, że marzy mi sie wygrana w tym drugin Candy. Moja maszyna przestałaby się wtedy lenić w szafie ;)

środa, 12 września 2012

Irysów ciąg dalszy

Po breloczkach wypadało zabrać się za dalsze wyszywanie moich irysów. Wbrew pozorom idzie dość szybko, tym bardziej, że został mi do wyszycia jeden duży kwiat i żółte tło.


Byłoby pewnie więcej, bo miałam całą niedzielę wolna i mogłabym haftować, gdyby nie fakt, że moja corka po dlugich naleganiach wymogła na mnie naukę haftu krzyżykowego. Musiałam więc pokazać jej jak się haftuje i znaleźć proste wzory na początek.
Zaczęła od wyhaftowania jednym kolorem motylka, później tego samego motylka haftowała już wg kolorów. Póżniej uparła się na delfinka. Sam haft wyszedł jej dobrze, gorzej z konturami delfinka...


    
A teraz kończy pomarańczkę:
        
Trudno powiedzieć, na ile starczy jej zapału. Narazie jej się to bardzo podoba i bardzo sie do haftowania rwie. A ja dzięki niej pozbywam się resztek starych mulinek i ścinków bardzo starej kanwy....


niedziela, 9 września 2012

Breloczkowo...

Po skończeniu metryczki musiałam się odstresować czymś małym i szybkim. Korzystając z resztek kanwy i starych mulin jeszcze w piątek zrobiłam kilka breloczkow:


Ten z B jest dla mnie, z E dla córki a z A planuję dać koleżance jak mnie odwiedzi.
Zachęcona zachwytem moich dzieci chciałam zrobić też coś dla męża, ale raczej nie do telefonu a do kluczy. Musiało to byc coś większego i tak oto późną nocą z piatku na sobotę powstało coś takiego: 

Dziękuję Wam za wszystkie komentarze. Jest mi bardzo miło je czytać. 
Pozdrawiam wszystkich.


piątek, 7 września 2012

Dziubałam...

Tak, dziubałam, bo trudno to nazwać haftowaniem... Praca, która miała być zrobiona w jeden weekend zajęła mi, bagatela... cały tydzień!!!
Miałam wyhaftować metryczkę dla nauczycielki mojego syna. Preosil  nie o to, bo bardzo ją lubił, a urodziła jej się wnusia. Pomyslałam - czemu nie? I tak zaczęła się moja katorga...
Zaczęłam tydzień temu, w piątek wieczorem. Haftowałam do póżna w nocy i w sobotę rano miałam już tyle:
Ucieszyłam się że mi tak dobrze idzie i popędziłam do sklepu po ramkę. Byłam w 100% pewna, że do poniedziałku skończę.
Niestety w sobotę nie mialam robótki w ręku. Ogarnął mnie bowiem szał porządków po gościach. Wieczorem włączyłam kompa i... wsiąkłam w Wasze blogi.
W niedzielę podziubałam troszkę w ciągu dnia. Wieczorem już nie mogłam, bo córcia nie chciała spać przy zapalonym świetle...
Tak więc robótka leżała odłogiem aż do poniedziałku. Podziubałam trochę w poniedziałek, ale we wtorek córcia miała szczepienie i aż do środy była marudna i płaczliwa.
na domiar złego w środę okazało się, że mam kilka błędów więc musiałam pruć conieco...
Na domiar złego okazało się, że pomyliłam się haftując ten kocyk na którym śpi misiu... Gdzieś przy tylnej łapce w zielonym wzorku dodałam o jeden krzyżyk za dużo i przy haftowaniu kremowego tła kocyka okazało się, że nie zgadzają mi się krzyżyki na końcach kocyka. Musiałam dodać w każdym rzędzie po krzyżyku na skutek czego kocyk strasznie się wydłużył. Później gdy zaczęłam według wzoru haftowac dolne kwiatki okazało się, że nie zgadzają się one z górnym obramowaniem...
Wczoraj wreszcie skończylam haftować i korzystając z tego ze córcia smacznie śpi obszyłam, wyprałam i wyprasowałam skończoną metryczkę.
I wtedy dopiero zauważyłam, że mam jeszcze jednen błąd, ale... nie chciało mi się już psuć całości więc odpuściłam....

Dziś wstawiłam metryczkę do ramki. W poniedziałek powędruje do nauczycielki syna. Mam nadzieję, że się spodoba...
Muszę się przyznać, że ile razy haftuję tego misia tyle razy dokonuję w nim modyfikacji, a kolory już dawno daleko odbiegają od oryginału. Powód jest prosty - kilka lat temu pożyczyłam kartkę z wzorem szwagierce i ślad po niej zaginął (po kartce, nie po szwagierce). Jestem więc skazana na haftowanie z zeskanowanych gotowych obrazków...

Muszę wam jeszcze podziękować za inspiracje dotyczącą resztek nici... Od lat miałam proble, co robić z resztkami ucinanych w trakcie haftowania nitek. Walały się po stole, po popielniczce, czasem spadały na podłogę. Przeglądając wasze blogi zobaczyłam coś, co bardzo przypadło mi do gustu - TUSAL-owy słoiczek.
Przyznam się, że skwapliwie skorzystałam z Waszego pomysłu i chociaż nie biorę udziału w zabawie to pochwale się swoim słoiczkiem.
Powiem szczerze, że słoiczek się przydał podwójnie. Po pierwsze nigdzie nie walają mi się końcówki nitek, a po drugie "wyłowiłam" już niego jedną końcówkę nitki, bo zabrakło mi odrobiny brązowego do okonturowania misia...



czwartek, 6 września 2012

niedziela, 2 września 2012

Wyróżnienie

Właśnie otrzymałam kolejne wyróżnienie, tym razem od Promyka.

Według niej zasłużyłam, bo robię fantastyczne rzeczy... Chyba zaczne się czerwienić.
Nigdy tak nie myślałam o swoich robótkach i tym bardziej jest mi milo i ciepło na sercu.
Zgodnie z regulaminem umieszczam wyróżnienie na swoim blogu i oznaczam osobę od której je dostałam oraz typuję 5 blogów które na to wyróżnienie zasługują i jednoczesnie nie mają więcej jak  200 obserwatorów:
1. Lawendowa Kraina Robótek
2. Misiabe
3. Po mrucku
4. Krzyżykownia
5. To co Lubię
Wszystkie autorki powyższych blogów zawiadamiam o wyróżnieniu - zgodnie z regulaminem.
Dlaczego te blogi a nie inne? To naprawdę ciężki wybór. Osobiście uwazam, że wszystkie odwiedzane przeze mnie blogi zasługują na wyróżnienie, bo ich autorki to bardzo zdolne osóbki i spod ich łapek wychodzą cuda i cudeńka. No ale jak regulamin to regulamin - starałlam się wybrać obiektywnie i tylko takie blogi, które mają u siebie licznik obserwatorów.

To tyle na dziś. O krzyżykach będzie innym razem. Wkleję Wam za to fotkę mojego dziecia

Pozdrawiamy