niedziela, 29 czerwca 2014

Mój zwierzyniec...

Dziś nie będzie o hafcie, bo i nie ma się czym chwalić - postepy w pracy nikłe.
Za to pokażę wam mój zwierzyniec...
Najpierw moje pieski, dwa shih-tzu:
Ten rudy, to Agat, przyjechał do Holandii razem z nami w 2008 roku. Ma już ponad 8 lat. Trafił do nas przez przypadek, z ogłoszenia w internecie. Ktoś nie mógł się nim dłużej zajmować i szukał dla niego domu. Miał wtedy prawie 6 miesięcy.
Ten biały w czarne łaty to Snoopi. Ma dwa lata i urodził się w Holandii. Tak sie śmiesznie składa, że my i właściciele jego rodziców też poznaliśmy się przez internet. Wybraliśmy go spośród pięciorga rodzeństwa...
Oba pieski są przekochane.
A tu już inne futrzaki - króliczki miniaturki, których mamy w sumie już 8. Musieliśmy rozdzielić panie od panów bo niestety na więcej króliczków nie ma miejsca ;)
Zagroda "damska":
 Zagroda "męska":
 Widok na obie zagrody:
Najmłodsze (kilkutygodniowe) królisie obwąchiwane przez Snoopiego:

Jeszcze nie znamy ich płci, więc ciężko powiedzieć do której zagrody trafią.
To tyle.... wprawdzie w komórce buszują inne futerkowce, ale są to stworzonka raczej nieporzadane przez nas... mowa o myszach oczywiście ;)
Pochwalę się jeszcze moimi hortensjami, które pysznią się z przodu domu:
 Uwielbiam sposób, w jaki kwitną, czyli kolejność otwierania się kwiatów - najpierw otwierają się zewnętrzne, a potem po kolei te bliżej środka:

czwartek, 26 czerwca 2014

Lwie oko....

Lwie oko powstawało w bólach.... Myślałam, że pójdzie tak rach-ciach i po sprawie, a tymczasem, żeby wyhaftować lwie oczko musiałam najpierw uzzupełnić "ubytki" w lwich policzkach. Inaczej miałabym problem z dokładnym wyliczeniem oczek kanwy.
Dwa dni temu lew wyglądał tak:
Chciałam szybko skończyć okolice oka i pracowicie stawiałam krzyżyki. Myślałam, że uda mi się wykończyć ładnie wszystkie nitki haftując obszar powyżej oka. Ale niestety trochę się  przeliczyłam i jeden głupi błąd kosztował mnie kawał prucia....
Zdjęłam kanwę z tamborka żeby pochwalić się tym co udało mi się już wyhaftować:
Przyznam się, że sama jestem pod wrażeniem tego, co już mam, ale te krzywe krzyżyki.....
Te nitki ciągnące się u góry to właśnie te kolory, które musiałam wypruć. Chyba je już tak zostawię i wrócę na dól kanwy gdzie brakuje spory kawałek grzywy.
Mam teraz ochotę chwilowo odsapnąć od czarnej kanwy i chyba zrobię sobie kilka dni przerwy na inny, szybki hafcik. Zobaczymy

Weronika - pocztą lepiej nie posyłać takich rzeczy, bo jeszcze celnicy mogą pomyśleć że to narkotyki ;) Powiem mamie, ona poszuka i mi w sierpniu przywiezie. Cieszę się ze karteczka doszła, wybacz jednak że tak późno. A na widokówce jest miasto niedaleko którego mieszkam. Z mojej wsi niestety widokówek nie robią ;)
Anek73 - u mnie sobota to strasznie hardcorowy dzień, bo wtedy robimy zakupy na cały tydzień, większe sprzątanie przed niedzielą (pomimo tego, że sprząta się prawie codziennie), mąż wynajduje sobie prace w ogrodzie, a co przysiądę na chwilkę to zaraz wszyscy mnie wołają... Dlatego bardziej robótkowa u mnie bywa niedziela, bo mogę nastawić obiad i spokojnie zrelaksować się albo na sofie w salonie, albo na fotelu  w ogrodzie ;)
Dziękuję wszystkim za życzenia powrotu do zdrowia. Powiem szczerze, że tak całkiem to jeszcze nie wydobrzałyśmy, ale jest dużo lepiej. O tyle, że mała poszła już do przedszkola, a ja... przestałam chodzić z paczkami chusteczek w każdej kieszeni ;)

sobota, 21 czerwca 2014

Nos....

Wczoraj pod wieczór zrobiłam zdjęcie mojemu lwu, zanim przesunęłam tamborek na kanwie. Moj lew może już pokręcić nosem na moje krzywe krzyżyki....
Krzyżyków miało być zdecydowanie więcej, dziś miałam zamiar pochwalić się nie tylko nosem ale także i okiem, ale....
No własnie, zawsze jest jakieś ALE. Po pierwsze na czarnej kanwie szczególnie ciężko haftuje się wieczorami, a po drugie dziś sobota, więc nie było czasu na haftowanie. Może jutro....
Postanowiłam haftować tego lwa tylko w dzień. Wieczorami, po 20.00 niby jeszcze u mnie jasno, ale opuszczamy żaluzje i przy sztucznym świetle szybciej męczą mi się oczy. Dlatego na wieczory muszę sobie przygotować inny hafcik. Coś małego, szybkiego, na BIAŁEJ kanwie ;)

Dziękuję Wam wszystkim za życzenia zdrowia. Mam nadzieję że w końcu moje problemy się skończą, bo o ile mała wyzdrowiała i kaszle tylko trochę, to ja mam taki katar, ze aż zatyka mi uszy i z bólu "chodzę po ścianach". Na przykład wczoraj jak około 20.00 zaczęło boleć to przestało dopiero gdzieś koło 4.00 nad ranem i dopiero wtedy zasnęłam. Wcześniej myślałam ze zwariuję, a w domu jak na złości niczego na ucho..... Dopiero dziś kupiłam jakieś krople, ale na szczęście - cicho, sza - ucho nie boli ;)

Weronika - mieszkam w Holandii i niestety jakikolwiek zbiór czegokolwiek po lasach jest tutaj zakazany i na dodatek karalny.... A herbata majerankowa? Nigdy o takiej nie słyszałam.....

Haft i Patchwork - czy ty też masz takie problemy z kanwą?

Pozdrawiam wszystkich

wtorek, 17 czerwca 2014

Wyłania się....

Powoli, ale nieubłaganie z "czarnej rozpaczy" wyłania się... LEW:
Widać już kawałek szyi, "brodę" i wąsiska. Jak na te kanwę uważam, że to i tak dużo. Efekty widać stosunkowo szybko, bo krzyżyki są duże, potrójną nitką haftowane. Oczywiście krzyżyki krzywe, każdy w swoją stronę ciągnie... Ręce opadają...
Jeszcze troszkę jutro podłubię i tamborek w górę, w stronę nosa :)

Dziękuję Wam wszystkim serdecznie, za życzenia zdrowia. Oczywiście byłyśmy u rodzinnego - w trójkę, bo i starsza córka źle się poczuła. Ja bym tam może i nie poszła ze sobą, ale w sobotę w nocy bardzo bolało mnie prawe ucho, a w poniedziałek nad ranem lewe. Moja mama ma baaaardzo poważne problemy z uszami więc wolałam nie ryzykować.
Na szczęście uszy mamy czyste i to wszystkie trzy. Boli nie ucho, ale gdzieś za uchem, od gardła....
Za to w domu mamy.... paskudnego wirusa grypy, który nie chce odpuścić.... Dostałyśmy krople do nosa i syropy.
Małej ropa na szczęście nie leci już, ale jeszcze do końca tygodnia posiedzi w domu. Starsza też siedzi domu, ale tylko trochę kaszle i leci jej z nosa, za to ja.... lepiej nie mówić. Mam już 3 z kolei syrop, do tego syrop z cebuli i nic. Z kaszlu boli mnie już gardło, przełyk i wszystkie mięśnie pleców.
Jakby tego było mało trzepie mnie zimno - gorączka jak nic. Niestety nie mam jej kiedy wyleżeć przy dwuletnim dziecku i pracującym od 6.00 do 18.00 mężu, a mała przy rodzeństwie zostać nie chce.
Okej, to się pożaliłam. Teraz idę sobie zrobić podwójną aspirynkę i spać....

Pozdrawiam wszystkich


sobota, 14 czerwca 2014

Espresso, czyli kawa nr 6

We wtorek zabrałam się za haftowanie kolejnej kawusi. Najpierw jednak musiałam dokończyć ramkę poprzedniej. Tak wyglądała gdy ją odkładałam:
Zabrakło mi muliny na ramkę i musiałam zamówić. Jak już przyszły to postanowiłam poczekać, aż przyjdzie czas kolejnej kawy i wyhaftować to za jednym razem.
Trochę to trwało zanim udało mi się ukończyć Espresso, bo dziecię moje chore i marudne. Ale dziś postawiłam ostatnie krzyżyki i kontury i mogę Wam pokazać moje dzieło:
Wybaczcie jakość zdjęć, ale miałam opuszczoną żaluzję i tak wyszło...
Zabrałam się też za mojego lwa, ale niewiele przybyło:
W sumie myślałam, że spokojnie sobie pohaftuję podczas meczu, ale dyskusja pomiędzy ojcem (za Hiszpanią) i synem (za Holandią) była tak zażarta, że musiałam ich hamować. Inaczej obudzili by mi małą.
Oczywiście Holandia wygrała z Hiszpanią 5:1, z czego i ja bardzo sie cieszę :)

W ogóle to ja już siły tracę. Mała pokonała ospę, ale nadal jest marudna, kaszle, ma katar i co najgorsze ropę w oczkach...
Mało tego - od kilku dni i ja kaszlę. Kaszel jest taki, jakbym miała zaraz wypluć płuca... Coś mi tam siedzi i nie chce się oderwać. Boli mnie już cała klatka piersiowa i gardło. Do tego zatkany nos... Leczę się aspiryną, kroplami, syropami, ale poprawy nie widać i coś mi się wydaje, że w poniedziałek obie wylądujemy u rodzinnego...

Anek73 - ja nie mówię, że nie wierzę w problemy Tami. Chodziło mi raczej o wyjaśnienie dlaczego dopiero  teraz kanwy wróciły do mnie :)
Weronika - nie mam pojęcia gdzie Tami kupiła ten zestaw, po polsku nie ma instrukcji więc w PL chyba nie. A czy mulina faktycznie pachnie... no cóż, powiem jak mi katar przejdzie. A ramki będą takie, jakie uda mi się znaleźć w lokalnych sklepach.
Agnieszko - nie musiała mnie niczym udobruchać, ale to bardzo miłe jest, że pomyślała o takich przeprosinach, bo baaardzo długo nie miałam od niej żadnej informacji ;)

Teraz będę szukać ramek do wszystkich ukończonych prac i "męczyć" lwa na czarnej kanwie.....

Dziękuję za odwiedziny i komentarze. Pozdrawiam serdecznie.

piątek, 13 czerwca 2014

Doczekałam się ;)

Nie wiem, czy jeszcze pamiętacie, ale brałam udział u kilku RR-ach, między innymi w zabawie u Tami, gdzie w cztery osoby haftowałyśmy równocześnie dwa obrazki. Może też pamiętacie, że w TYM poście chwaliłam się, że ów RR jest już ukończony. Kto zajrzał ten wie, że post pisany był... pod koniec stycznia.
Dawno, prawda?
Niestety od dnia ogłoszenia zakończenie RR-a aż do dziś przyszło mi czekać na moje kanwy. Tami kilkakrotnie prosiła o cierpliwość i wyrozumiałość. Miała przeprowadzkę, jakieś problemy - nieważne. Ważne, że parę dni temu w końcu się do mnie odezwała z wiadomością, że moje kanwy już wreszcie do mnie lecą. I właśnie dziś listonosz przyniósł mi kopertę. Oto co w niej znalazłam:
Jak widać Tami przysłała nie tylko moje kanwy ;)
W ramach przeprosin dostałam od niej słodki zestawik do wyhefcenia:


Czekolada..... W zestawie jest schemat, kanwa, igła i ....perfumowana mulina DMC.
Z tym ostatnim jest mała zagwozdka, bo w instrukcji pisze, że mulina ma odpowiednio pachnieć, czyli w tym przypadku powinna pachnieć czekoladą. Niestety, ja mam taki katar, że nie jestem w stanie tego stwierdzić. Dlatego też haftowanie tego przysmaczku zostawię sobie na później ;)
A tak wygladają moje kanwy - już obszyte, ale jeszcze nie prane i nie prasowane:

No i oczywiście jeszcze nie oramkowane ;)
Mam nadzieję, że do tygodnia czasu znajdę odpowiednie ramki i będę się mogła pochwalić gotowymi już obrazkami. Wtedy RR faktycznie będzie już ukończony ;)
A ja tymczasem kończę kolejna kawę, ale o tym jutro ;)

Renka - niestety zarówno herbatki jak i kawki będą wisiały w jadalni. W kuchni nie mam miejsca...
Bluebru nete - no pędzę, już pisałam czemu ;)
Ewita - ja niedługo wracam do pracy więc i moje tempo będzie dużo wolniejsze. Pewnie pohaftujemy razem ;)
Maria - niestety reguly SAL-a herbacianego są takie, że aż do jego końca, czyli do 12 herbatki uczestnikom nie wolno dzielić się wzorami. Mogę cię odesłać tylko do organizatorki zabawy, wybacz....
Anek73 - ja również dziękuję za odwiedziny. A Twój blog fajnie się czyta ;)

Pozdrawiam wszystkich

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Earl Grey

W czasie dwudniowego świątecznego lenistwa powstała kolejna herbatka:
 I wszystkie razem:
Napisałam "dwudniowego" świątecznego lenistwa i to nie jest błąd. Tu w Holandii Zielone Świątki, czy jak kto woli Zesłanie Ducha Świętego (Pinksterdag) świętuje się przez dwa dni. No, ale "święta, święta"... czas wrócić do dnia codziennego ;)
Teraz biorę się za kolejną kawusię.

Ewita - może w takim razie zaczniemy razem? 
Agnieszka D - dziękuję. Pół-krzyżyki to super pomysł, ale nie wiem czy dałabym radę wciąż w jedną stronę. pewnie bym się na początku bardzo myliła ;D
Maria - ja też z tych co to bez okularów ani rusz, ale obiecałam więc muszę zmęczyć tę czarną kanwę. Również pozdrawiam.
Agnieszka - nie poddam się. Już nie.
Lawendowa - możliwe ze kanwa jest gorszej jakości, ale już trudno, jakoś się pomęczę.

Dziękuję za wszystkie miłe ciepłe słowa. 
Pozdrawiam

niedziela, 8 czerwca 2014

Czarna rozpacz...

Po skończeniu Księżniczki chciałam od razu zabrać się za herbatki i kawusie, ale okazało się, ze nie mam ich wydrukowanych. Niestety przy wciąż chorym, a co za tym idzie marudnym dziecku nie mogłam nawet pomarzyć o włączeniu kompa. Wobec tego zaczęłam robić coś innego, coś, co miałam zrobić już baaardzo dawno temu, a co wciąż odkładałam na bliżej nieokreślone "PÓŹNIEJ"....
Gdzieś w listopadzie 2012 w grupie fb kupiłam czarną kanwę. Cieszyłam się jak dziecko, bo moje nastolatki zażyczyły sobie taki oto obrazek:
Oczywiście nie w całości - córka chce tygrysa, syn lwa. Niestety pantera nie załapie się do kompletu, bo po pierwsze nikt jej nie chce, a po drugie... nie ma tyle kanwy.
Obiecałam dzieciom, że KIEDYŚ te obrazki powstaną i teraz chyba już nadeszło to KIEDYŚ...
Nie miałam co haftować, a czarną kanwę i odpowiednie mulinki miałam już przygotowane więc wypadało zabrać się do pracy.
Na szczęście każda "głowa" jest na osobnej kartce. To zdecydowanie ułatwia podzielenie tego obrazu na części. Na pierwszy ogień poszedł lew:

Zaczęłam haftować. Po paru krzyżykach stwierdziłam, że coś jest nie tak.... Nie dość, że miałam problem z trafieniem igłą w odpowiednie miejsce, to jeszcze mulina ściągała kanwę i w miejscu wkłucia robiły się dziury. Sprułam i zaczęłam jeszcze raz. To samo. Znów sprułam i wtedy do mnie dotarło, ze przecież ta kanwa jest rzadsza niż te, które używam normalnie i że muszę ponownie wyszywać trzema nitkami.
Obróciłam więc kanwę o 180 stopni i zaczęłam po raz trzeci..
Mało brakowało, a robótka poleciałaby w kąt, ale syn przyuważył, że w końcu zabrałam się za lwa i bardzo prosi, bym nie przestawała....
Ale jak tu haftować, jak krzyżyki wychodzą nierówno????
Osobiście mi się to nie widzi. Po raz pierwszy haftuję na czarnej kanwie, ale krzyżyki wychodzą tak, jakby w ogóle był to mój pierwszy haft w życiu!!!
Naciąganie kanwy na tamborek niewiele daje, bo ona jest wiotka i jakimś sposobem wysuwa się spod tamborka. Jak zrobię luźniej to nici "wiszą", a jak przyciągnę to w miejscach wkłucia robią się dziury... 
Po prostu czarna rozpacz......
No chyba, że to ja nie potrafię haftować na czarnej kanwie, bo na Waszych blogach i fb widziałam niejedną piękną pracę wykonaną właśnie na czarnej kanwie... Więc w czym problem?
A syn prosi - Mamo, nie przestawaj.....
Mam nadzieję, że po praniu wszystko się jakoś wyrówna i będzie dobrze...

Powiem Wam w sekrecie, że powoli ruszyły przygotowania do nowego, ogromnego wręcz projektu:
Nie mogłam się powstrzymać i wydrukowałam sobie schemat Słoneczników, który zajmuje - bagatela - 15 kartek A4:
W wolnych chwilach przygotuję sobie kanwę i będę kompletować muliny, a teraz wracam do SAL-a herbaciano-kawowego ;)

Justyna Grabarek - do tego akurat zestawu dołączona jest mulina Anchor, ale normalnie haftuję DMC. Kiedyś haftowałam też Ariadną. Swoje prace ZAWSZE po skończeniu piorę i to w pralce i jeszcze nigdy żadna mulina mi nie zafarbowała.
Kasia Krzyżyk - nic tylko kupić zestaw i haftować ;)
Bluebru nete - na zestawie pisze Aida 16
Promyk - właśnie dlatego uparłam się haftować tę oryginalną Księżniczkę,
Beaśka - tak, kamień z serca że kawa się sprała...
Wszystkim dziękuję za wyrazy uznania. Są naprawdę budujące i dodają skrzydeł :)

Pozdrawiam wszystkich bez wyjątku.

sobota, 7 czerwca 2014

Różowa dama, różowy pies...

Uffff, skończyłam.
W środę skończyłam, czy jak to pisze jedna znajoma blogowiczka - "wymordowałam" różowego pieska. Określenie "wymordowałam" pasuje tu jak najbardziej, bo piesek bardzo dał mi się w kość. Niewinnie wyglądający różowy piesek:
Ale jego kontury wymęczyły mnie bardziej niż kontury falban na sukience Księżniczki!!
Kanwa jest drobna, producent zalecał haftowanie 2 nitkami, więc krzyżyki są dość grube, a tutaj trzeba zrobić kontur i wbić igłę w sam środek krzyżyka... Piesek nasłuchał się troszkę niecenzuralnych słów, ale w końcu jest i Księżniczka i piesek:
Następnym etapem miał być napis... szukałam inspiracji i szukałam i nic mi tam nie pasowało. Ten za mały, ten za duży, ten za ozdobny... W końcu wzięłam do ręki kartkę w kratkę i ołówek i tak oto powstał napis:
I już wiadomo, że obrazek będzie metryczką dla mojej córci:
Jeszcze tylko ramka i można wbijać gwoździe ;)

wtorek, 3 czerwca 2014

Przymusowa "kąpiel" Księżniczki....

Moja mała ma OSPĘ.... Masakra, niespełna dwuletnie dziecię wysypane że aż strach. Z przedszkola mamy oczywiście tydzień wolnego, za to mama (czyli JA) nie ma wolnego prawie wcale...
Okej, przesadziłam. Udaje mi się usiąść do haftu. W sobotę troszkę podłubałam, za to w niedzielę mała chodziła głownie za tatą i mogłam spokojnie skupic się na xxx. Niedzielnym późnym wieczorem moja kanwa wyglądała tak:
Więcej nie dałam rady, bo maleńka popłakiwała przez sen i wołała "mama". Musiałam iść spać, choć miałam bardziej robótkowe plany ;)
Dziś rano dziecię było już spokojniejsze, więcej bawiła się sama, była mniej absorbująca i dlatego na cel postawiłam sobie skończyć hafcik.
Niestety okazało się, że po nieprzespanej nocy kawa z haftem nie idą w parze.... Nie wiem jak pełny kubek ciepłej kawy wyślizgnął mi się z ręki i spadł prosto do mojego robótkowego koszyka.... Przeżyłam chwile grozy, a najbardziej płakać mi się chciało nad Księżniczką.... niemal cala kanwa była zalana kawą, księżniczka od głowy aż po górne falbany skąpana była w kawie. Oprócz tego ucierpiała kanwa z herbatkami i koktajlami a także muliny z zestawi do księżniczki. Byłam zdruzgotana. Bardzo szybko zamoczyłam poplamione kanwy w zimnej wodzie z proszkiem OMO i delikatnie zapierałam. Potem na 30 minut do pralki na temp. 30 stopni. Gdy wyjmowałam kanwy z bębna emocje opadły - na żadnej kanwie nie było śladu przykrego incydentu.
Kanwy szybciutko wyschły na słoneczku:
I można było brać się za dalszą pracę.
I tak pomimo 3h przerwy na przymusową kąpiel dało mi się dziś ukończyć księżniczkę. Do wyhaftowania został tylko piesek:
I kilka zbliżeń.
Na sukienkę:
Na kwiatuszki:
I wreszcie na buzię:
Wiem, że gdzieś tam w tych kolorach na głowie zrobiłam błąd ale nie chciało mi się już tego pruć. Także kontury na głowie nie do końca są zgodne z obrazkiem...
Kontury na sukience to pikuś, zw porównaniu to tych z czuprynki.....
Na szczęście jakoś to ogarnęłam i jutro mam w planie haftować pieska ;)

Pytacie w komentarzach jak to robię, ze hafty rosną w takim tempie - otóż chwytam robótkę w każdej wolnej chwili - ot cały sekret ;)

Dziękuję za przemiłe komentarze. Wszystkie czytam, choć nie zawsze udaje mi się na wszystkie odpowiedzieć.