niedziela, 22 sierpnia 2021

Rozpiera mnie duma...

Jak już wiecie z poprzedniego posta byliśmy na wakacjach w Ustroniu. Wracając z Ustronia do naszych rodzinnych stron zahaczyliśmy do knajpkę starych znajomych. Poznaliśmy się w Holandii, oboje pracowali z moim mężem w jednym magazynie, bawiliśmy się wszyscy razem na niejednej imprezie. Kilka lat temu oni z przyczyn osobistych wrócili do Polski. Pracowali to tu to tam, a że obydwoje kochają gotować otworzyli swoją własną knajpkę.
Knajpka mieści się w Turzy Śląskiej. Troszkę nam tam z Ustronia nie było po drodze, ale czego się nie robi dla przyjaciół.
W knajpce oprócz starych znajomych i pysznego jedzenia czekała na mnie bardzo miła niespodzianka. 
Otóż na ścianie lokalu znalazłam...
Zresztą zobaczcie sami:
Parę lat temu haftowałam to logo właśnie temu znajomemu w prezencie. Pokazywałam postępy TUTAJ i TUTAJ
Wiedziałam, że obdarowanemu bardzo się prezent podobał. Nie liczyłam jednak na to, że mój haft znajdzie się na tak eksponowanym miejscu...

Miód na moje serce...

Dziękuję Wam za wszystkie komentarze.
Aga S - ja też uwielbiam góry i kiedyś, lata świetlne temu często po tych górach chodziłam...
Meri - dzięki za rekomendację, może następnym razem skorzystamy.

Pozdrawiam serdecznie

środa, 11 sierpnia 2021

"Jesteśmy na wczasach, w tych góralskich lasach..."

 A raczej byliśmy. Przez całe 7 dni. W Ustroniu. Wypoczywaliśmy...

O tak:

Mieszkaliśmy w takim "apartamencie":
To okno u góry to właśnie ten nasz "apartament" - 2 osobowy pokój z łazienką i własnym TV.
Dwuosobowym pokojem był tylko z nazwy, bo spaliśmy tam we trójkę - ja, mąż i nasza najmłodsza pociecha. Na szczęście łóżka były dwa więc córka spałą osobno...
Nasz pokoik znajdował się w wolnostojącym domku. Pokoików było w sumie 8, wszystkie miały dostęp do aneksu kuchennego. Jednego na cały domek. Nie muszę chyba dodawać, ze w porach posiłków (szczególnie śniadań) robiło się tam tłoczno...
Ale, nie narzekajmy. Ważne, że miałam dostęp do własnego prysznica i nie musiałam czekać w kolejce do toalety...
Minusem był fakt, że ściany domku były bardzo cienkie. I że niektórzy mieszkańcy nie potrafili odpowiednio zająć się dziećmi, które od 7.00 rano darły się jak obdzierane ze skóry...
Sorki, musiałam.
Też mam dzieci i rozumiem, że czasem mogą płakać. Rozumiem płacz, ale nie rozumiem, że rodzic może nie reagować na dzikie wycie swojego dziecka o 7.00 rano...
Dużym plusem były natomiast wygodne łóżka. Dzięki nim pomimo regularnych pobudek o 7.00 rano czuliśmy się wyspani i wypoczęci.
No ale nasz urlop nie polegał tylko i wyłącznie na siedzeniu w pokoju, tudzież na leżakach przed domem.
Codziennie urządzaliśmy sobie bliższe i dalsze wycieczki. 
Przedeptaliśmy Ustroń Centrum chyba wzdłuż i wszerz. Spacerowaliśmy nad Wisłą za rączkę, jak zakochani:
Podziwialiśmy wiodoki bliższe i dalsze. Tu widok ze Skalicy na zbocza Czantorii:
Prawda, że pięknie? Ale to nie wszystko.
Wjechaliśmy kolejką linową na Polanę Stokłośnicę:

A potem wdrapaliśmy się na sam szczyt Czantorii Wielkiej:
Wleźliśmy też na wieżę widokową by podziwiać panoramę Beskidu Śląskiego i nie tylko:
Odwiedziliśmy także Sokolarnię, gdzie wśród całej rzeszy drapieżników siedziała Hedwiga:

Był też orzeł bielik:

Również w Leśnym Parku Niespodzianek czekały na nas drapieżniki. Można było nakarmić zwierzątka:

Można było obejrzeć loty sów oraz jastrzębi. Można było też zrobić sobie fotkę, z czego moja córka zafascynowana Harrym Potterem i jego sową niezwłocznie skorzystała:
Kolejnego dnia wybraliśmy się w podróż Ustrońską Ciuchcią:
Wybraliśmy trasę nr 3 - najdłuższą, bo prawie 3,5 godzinną. Byliśmy między innymi na rynku w Wiśle po kolejnych pasażerów i w pobliżu Pałacu Prezydenckiego. Z drogi mogliśmy zobaczyć willę Adama Małysza oraz wylęgarnię i hodowlę pstrąga.
odwiedziliśmy też skocznię narciarską im. Adama Małysza w Wisła Malinka, którą mogliśmy podziwiać zarówno z dołu:
Jak i z góry:
Od razu przypomniał mi się tekst Piotra Żyły - "fajeczka, garbik i poleciało" ;)
Ciuchcia zawiozła nas też nad zaporę na Wiśle w Wisła Czarne:
A na koniec wycieczki przewodnik dał się namówić na wspólne foto:
Kolejnym naszym celem był Stożek. Na początku planowałam, że to od niego właśnie zaczniemy całe nasze wędrowanie. Z lat młodzieńczych pamiętałam, że chodziliśmy po górach właśnie od Wisły Głębce lub Łabajów na Stożek, potem Soszów i dalej na Czantorię by zejść (lub zimą zjechać na tyłku) brzegiem nartostrady do Ustronia Polany.
Obawiałam się jednak czy podołamy - ja z moimi bolącymi biodrami i kolanami no i moje 9 letnie dziecko.
Dlatego trzeba było mierzyć siły na zamiary i rozłożyć wycieczkę na etapy. Wyruszyliśmy więc do Wisły Łabajów, gdzie zaparkowaliśmy samochód na leśnym parkingu i powędrowaliśmy na Stożek. Okazało się jednak - o czym nie wiedziałam wcześniej - że od 2005 roku na Stożek można wjechać kolejką linową. Widoki bezcenne:
Szczyt zdobyty:
Schronisko, które za rok obchodzić będzie 100 lecie swojego istnienia, a które nie zmieniło się nic od mojej ostatniej w nim bytności, czyli przez około 30 lat...
Widok spod schroniska zawsze zapierał dech w piersiach. Szkoda ze teraz było mglisto i dżdżysto:
W kolejnym dniu odwiedziliśmy Wisłę:
Była fontanna we Wiśle:
I była Wisła we Wiśle:
I rozśpiewany i roztańczony amfiteatr we Wiśle:
I oczywiście pamiątkowe zdjęcie też musiało być:
A propos pamiątek... Córce spodobały się regionalne stroje i sama zapragnęła taki mieć, więc teraz mam w domu małą góralkę:
A mój małżonek też będzie się bawić w górala. Dziś na ścianie naszej sypialni zawisło to:

Wakacje w górach uważam za super udane. 
Pozostałe dwa tygodnie wakacji tradycyjnie już spędziliśmy na odwiedzaniu bliższej i dalszej rodziny. Na szczęście pogoda nam dopisała niemal w 100%.
Teram mam jeszcze tydzień na odpoczynek o tych wszystkich wrażeń i wakacyjnych wojaży, ale niestety - co dobre szybko się kończy. Trzeba powoli wracać do rzeczywistości ;)

Dziękuję Wam za Wasze komentarze pod poprzednim postem. Tunika już jest cała i gotowa. Trzeba ją jeszcze wyprać i wysuszyć a potem można nosić. Robi się już sukienka z tej samej włóczki (inny kolor) i z odrobinę innymi ażurami. Już się naumiałam ich robić i jak na razie idzie mi dobrze. Pruć nie muszę. 
Pochwalę się wkrótce.
Pozdrawiam