wtorek, 21 sierpnia 2018

Kwiatowe trio juz na ścianie

Nie wiem, czy pamiętacie, ale w maju pisałam, że rzutem na taśmę skończyłam moje Malwy. Pojechały do Polski jeszcze "gorące" - mama obiecała je wyprać i wyprasować. Po miesiącu były juz oprawione i z początkiem sierpnia wróciły ze mną do domu.
Tak się prezentowały zaraz po odpakowaniu z folii:
A tak już na ścianie:
A tak wyglądają w towarzystwie pozostałych dwóch:
I tu małe rozczarowanie - nie wiem dlaczego, ale cały czas wydawało mi się, że Malwy mają taki sam rozmiar jak Słoneczniki... Tymczasem wyszło na to, że każdy z obrazów ma inny wymiar.
Po drugie - długo tak nie powisiały, bo z Polski oprócz obrazu i typowo spożywczych zakupów przywiozłam też tapety do salonu...
Po tygodniu od powrotu z Polski obrazy zostały zdjęte na czas tapetowania. I tu dokładnie widać różnice w wymiarach:
Tapetowanie na szczęście nie trwało zbyt długo i Kwiatowe Trio mogło wrócić na swoje miejsca. No prawie na swoje miejsca. Tak prezentują się teraz:
Pękam z dumy i zaczynam nowy projekt. W końcu jeszcze trochę ścian mam...
Niestety nadal wolny czas mi się kurczy...

Dziękuję Wam za wszystkie pozostawione komentarze.
Agula-Aga - Ja wiem ze auto rzecz nabyta, ale bez auta jak bez ręki, szczególnie w moim wypadku. Co do Lichenia, to przyznam ze bardziej przytłoczyła mnie ta Bazylika w Toruniu. Licheń jest piękny, ale miałam zdecydowanie za mało czasu na spokojne obejrzenie wszystkiego.
Pozdrawiam serdecznie

piątek, 17 sierpnia 2018

Metryczka dla Bartusia

W niedzielę 3 czerwca moja chrześnica urodziła syna. Zdrowy, duży chłopczyk przyszedł na świat o 3 tygodnie za wczesnie, ale dostał 10 punktow w skali Apgar.
Ja jako dobra ciocia swoim zwyczajem zaczęłam haftować metryczkę.
Miałam 2 miesiące czasu, ale i tak się nie wyrobiłam. Jakoś nawet zdjęć mie porobiłam...
Do Polski jechałam z robótką, w której brakowało części konturów i napisów oraz z kupioną już ramką i kilkoma drobiazgami dla maluszka. Generalnie kontury i napisy miałam zrobić w jeden wieczór i spokojnie zacząć nową robótkę.
 Ale wyszło jak wyszło - dopiero po powrocie z Lichenia udało mi się przysiąść i skończyć. Następnego dnia zawiozłam materiał do mojej nieocenionej mamy, która mi go wyprała i wyprasowała. U teściowej nie było na to warunków - trzeba było wyremontować jeden pokój...
Byłam już umowiona na wizytę do mojej chrzesicy, ale kilka godzin wczesniej siedzialam jeszcze nad oprawą obrazka. Na szczęście nie było to zbyt skomplikowane i efekt mnie zadowala:
Mojej chrześnicy też się bardzo podoba, a Bartuś jeszcze nie potrafił powiedzieć co o tym sądzi :)

Kochane moje bardzo serdecznie Wam dziękuję za wyrazy wspólczucia...
Piegucha - to może jakaś kawa gdzieś w Holandii? Bo do Polski to się chwilowo nie wybieram
Iwa - niestety nie każdy uważa tak jak ty, a szkoda...
Malgorzata Zoltek - serdecznie wyrazy współczucia... Jak widać nieszczęscia chodzą parami...



piątek, 10 sierpnia 2018

Post zdecydowanie za długi i zupełnie nierobótkowy...

Pod koniec maja pisałam, że powoli wyrabiam się z haftami i mam nadzieję, że moje życie zawodowo-rodzinne ustabilizuje się na tyle, że znów będę miała czas (duuuuuużo czasu) na moje haftowanki.
Niestety jak to zwykle bywa życie pisze swój scenariusz, nie zawsze zgodny z naszymi oczekiwaniami.
Koniec maja i początek czerwca upłynął nam na poszukiwaniu samochodu. Masz wysłużony pojazd marki Citroen Xsara Picasso koloru granatowego był już pełnoletni, miał łuszczący się od lakieru dach i walniętą uszczelkę pod głowicą...
O ile po najbliższej okolicy jeszcze jakoś tam jeździłam, to niestety odpadały wszystkie dalsze trasy, a wyjazdy do Polski były wręcz niemożliwe. Dlatego do tej pory jeździliśmy busami firm przewozowych.
Teraz miało się to zmienić. Mieliśmy odłożone jakieś tam pieniążki i planowaliśmy kupić inny samochód. Oczywiście z używany, ale zdecydowanie młodszy od naszego starego.
Ponad 3 tygodnie szukaliśmy i jeździliśmy po różnych komisach niemal w całej Holandii. Kilku sprzedawców chciało nas ewidentnie oszukać, ale w końcu udało nam się znaleźć całkiem fajny, zadbany i niezbyt drogi egzemplarz.
Panie i Panowie przedstawiam Wam nasz nowy nabytek - Citroen Xsara Picasso, kolor szary metalik, rocznik 2006:
Z zakupu jestem mega zadowolona. Autko na trasie Holandia-Polska i Polska-Holandia sprawdziło się idealnie. Zanim jednak wyruszyliśmy w wyżej wymienioną trasę (czyli na wakacje) trzeba było autko sprawdzić technicznie, naprawić klimę oraz wymienić opony.
Kilka dni spędziłam więc w rozjazdach pomiędzy mechanikami, a w międzyczasie skończyłam mój SAL-owy sampler i zaczęłam haftować metryczkę, o której będzie osobny post.
Pod koniec czerwca dowiedzieliśmy się, że chorujący na Parkinsona i Alzheimera teść trafił do szpitala z powodu bardzo poważnych problemów z pęcherzem, a teściową powalił silny atak rwy kulszowej...
Zaczęły się dla nas bardzo nerwowe dni, wszystko zeszło na dalszy plan.
Chorymi teściami opiekował się szwagier z żoną, a my codziennie dzwoniliśmy do nich z zapytaniem o zdrowie i wysłuchiwaliśmy narzekań na polską służbę zdrowia, na procedury, na brak leków i pomocy. O ile teściowa powoli dochodziła do siebie o tyle stan teścia pogarszał się z dnia na dzień.
Tydzień przed planowanym wyjazdem zaczęliśmy się obawiać, że nie zdołamy już zobaczyć się z teściem...
Na szybko zorganizowaliśmy opiekę dla naszych zwierzaczków i tym sposobem syn, który miał zostać w domu mógł razem z nami jechać do Polski
Wyjechaliśmy z domu w sobotę 14 lipca i po męczących 14 godzinach jazdy byliśmy u mojej mamy w domu. Przespaliśmy się tylko i w niedzielę o 9.00 rano już byliśmy u teściów...
Zdążyliśmy na ostatni moment...
Nawet nie wiem, czy teść był świadomy tego, że już jesteśmy...
Punktualnie o 12.00, po 45 minutach reanimacji lekarz stwierdził zgon...
Nasze wakacje zaczęły się żałobą. Potem jak w transie było załatwianie formalności i pogrzebu.
Problemy zaczęły się piętrzyć już podczas stypy, gdy chciałam odwieźć braci teścia do domu. Nagle okazało się, że nie mam paliwa, a podczas próby jego dolania z kanistra okazało się, że bak jest dziurawy i to w dwóch miejscach...
Byłam po prostu wściekła. Na oparach paliwa dojechałam do najbliższego warsztatu. W oczekiwaniu na nowy bak i jego wymianę pozostało mi poruszanie się komunikacją miejską...
Na haftowanie czasu nie było, choć zabrałam ze sobą wszystko co potrzebne, aby skończyć metryczkę i zacząć nowy projekt.
W piątek 20 lipca baaardzo wczesnym rankiem (4.30) z pomocą szwagra i jego samochodu odstawiłam syna na lotnisko w Pyrzowicach. Musiał wracać do domu, bo opieka nad zwierzaczkami zorganizowana była tylko do piątku wieczór...
W ten sam dzień wieczorem zostawiłam męża i córkę z teściową, a sama komunikacją miejską pojechałam do mojej mamy. Na cały weekend miałam zaplanowany pół roku wcześniej wyjazd z moją mamą i jej siostrą do Lichenia, w ramach wycieczki zorganizowanej przez parafię NSPJ w Bytomiu. Wprawdzie zbyt religijna nie jestem, ale ogólnie lubię zwiedzać kościoły więc ciekawa byłam tego Lichenia...
Pojechaliśmy na dwa dni wypełnione niemal po brzegi zwiedzaniem.
Na początek pojechaliśmy w miejsce znalezienia zwłok ks. J. Popiełuszki, a stamtąd do Torunia, na mszę do Sanktuarium Najświętszej Marii Panny Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i Jana Pawła II. Uff, nawet udało mi się zapamiętać nazwę...
Na szczęście "Ojca Dyrektora" Rydzyka tam nie było, bo inaczej wyszłabym nawet w środku mszy...
Później mieliśmy "zwiedzić" TV Trwam i Radio Maryja, ale na nasze szczęście pojechaliśmy tylko do tego drugiego, gdzie ja, mama i ciotka zapowiedziałyśmy że do żadnego radia nie idziemy i zostałyśmy w autokarze.
Za to na zwiedzanie toruńskiej starówki z dowcipnym przewodnikiem poszłyśmy baaaaardzo chętnie.
Kolejnym etapem naszej wycieczki był już Licheń, gdzie o godzinie 20.00 zjedliśmy obiadokolację,  zakwaterowaliśmy się w pięknych pokojach Domu Pielgrzyma "Betlejem" i uczestniczyliśmy w Apelu Jasnogórskim.
Niedziela rano zaczęła się mszą o 7.30 w Bazylice. Potem było śniadanie i czas wolny do godziny 11.00. Postanowiłyśmy wejść na wieżę widokową, a potem pójść na Golgotę.
Udało nam się w połowie...
Wieża widokowa przywitała nas informacją o nieczynnej windzie... Normalnie winda dojeżdża do 27 piętra, a kolejne 4 piętra trzeba wejść po schodach. Teraz czekały nas 762 stopnie do przejścia pieszo, czyli 31 pięter... Spuchłam po przejściu 21 pięter... Moja mama również. Obie czerwone z wysiłku odpoczęłyśmy siedząc na wystającym legarze i powoli ruszyłyśmy w drogę powrotną, czyli w dół. Siostra mamy nie była aż tak wykończona jak my i po zejściu na parter próbowała wyciągnąć nas na Golgotę...
Ja powiedziałam pas... Trzęsły mi się nogi i musiałam posiedzieć w spokoju, a potem powoli parkiem w cieniu drzew wróciłam w okolice naszego zakwaterowania.
Obie panie też niestety nie przeszły całej Golgoty, bo zabrakło im na to czasu - w planach wycieczki były jeszcze inne atrakcje.
Tak więc w ekspresowym tempie pojechaliśmy do Lasku Grąblińskiego, gdzie w równie ekspresowym tempie obejrzeliśmy jedną kaplicę i popędziliśmy do Kalisza - do Sanktuarium św. Józefa, po drodze odwiedzając jeszcze miejsce narodzin i chrztu siostry Faustyny.
W Kaliszu zjedliśmy obiad (o 16.00) i po zwiedzeniu Sanktuarium mieliśmy czas wolny, który spędziliśmy w uroczej kafejce na kawie, piwie i lodach:
Do Bytomia wróciliśmy o 22.30.
Korzystając z wakacji wraz z córką odwiedziłyśmy trochę rodzinkę. Najpierw komunikacją miejską, a potem już własnym autem.  Mąż w tym czasie dotrzymywał towarzystwa swojej mamie.
Pod koniec naszego pobytu w Polsce dowiedzieliśmy się że zmarła chrzestna mojego męża...
W pogrzebie nie uczestniczyliśmy, bo musieliśmy wracać do domu.
Tym razem drogę mieliśmy zaplanowaną na dwa dni. Dzięki temu nie tylko ja mogłam jechać spokojniej i bez stresu, a do tego mogliśmy jeszcze odwiedzić dwie rodziny w Niemczech i u jednej z nich przenocować. Na dodatek przywiozłam ze sobą moją mamę, która zostanie u nas do końca września (albo i dłużej)
Do domu wróciliśmy 2 sierpnia, a już następnego dnia od rana mieliśmy zajęcia. Najpierw wizyta w szpitalu gdzie mąż miał zaplanowane badania EMG. Potem oczywiście były zakupy, bo syn prowadził kuchnię "studencką" - w lodówce miał szkło i światło. Na koniec zostało "odgruzowanie" mieszkania z kurzu i pajęczyn, bo syn owszem sprzątał, ale wyłącznie "rynek". Ale trzeba mu oddać honor - podłogi były czyste, zwierzątka odkarmione...

Mam nadzieję że tym postem nikogo nie zanudziłam. Wiem, że nie wszyscy chcą czytać o prywatnym życiu hafciarek i bardzo te osoby za ten post przepraszam. Czasem jednak czuję, że muszę choć troszkę uchylić "rąbka tajemnicy prywatnej" bo przecież nie samym hobby człowiek żyje.
Tak jestli ktoś dotrwał do tego momentu to chwała mu za to, bardzo się cieszę.
Następny post będzie już zdecydowanie bardziej robótkowy, bo muszę się pochwalić aż dwoma ukończonymi projektami, a może i pokażę Wam kolejny zaczęty...

Dziękuję Wam za wszystkie wasze odwiedziny i komentarze.
Katarzyna - nie wszyscy ukończyli nasz SAL, więc zawsze możesz zacząć
Agnieszka R - ja sobie przywiozłam mamę, która miała mnie troszkę odciążyć w obowiązkach domowych. Udało się aż do dziś, troszkę odpoczęłam mimo powrotu do pracy i nawet dość sporo udało mi się wyhaftować. Jednak teraz czeka mnie intensywny remontowy weekend a od poniedziałku zaczynam nowe obowiązki. I już czuję, że znowu będę gonić w piętkę a hafty pójdą w odstawkę...

niedziela, 5 sierpnia 2018

Sal Cookie Time - motyw ostatni

W poprzednim poście obiecałam, że napiszę dlaczego ostatnio nie mam na nic czasu. Niestety nie wyszło. Nie miałam czasu przed wyjazdem na wakacje, ani podczas wakacji (powiedziałabym nawet pseudowakacji), ale mam nadzieję, że nadrobię to teraz. Mam już plany na kolejne 3 posty, ale dziś zgodnie z tytułem pokażę Wam postępy w naszym Sal-u Cookie Time.
Jak już pewnie zdążyłyście się zorientować nasz Sal dobiegł końca i dziś czas na opublikowanie motywu ostatniego, czyli piernikowych ludzików.
Na początek jak zawsze moje postępy:
I tu muszę się przyznać z ręką na sercu, że gdybym tego motywu nie wyhaftowała na początku czerwca, to dziś nie miałąbym się czym chwalić...
A tak wyglądają Wasze postępy:
1. Małgosia - Magiczny świat Krzyżyków:
2. Karolina - Moje Hobby:
3. Beata - Beaty Hafty, kgtórej udało się nas dogonić i dziś mogę pokazać jej dwa motywy:
4. Agata - Hafty Agaty:
5. Małgosia - Margo i Nitka, która tym razem chwali się swoim motywem już po okonturowaniu:
6.  Cytrulina - Cytrulina Hand Made:
Z racji tego, że są wakacje i nie wszystkim udało się znaleźć czas na haftowanie postanowiłam że ten dzisiejszy post nie będzie ostatnim postem Sal-owym. Choć kilka osób podesłało mi zdjęcia całęgo samplera (ba, niektóre są już nawet w ramce), to te zdjęcia opublikuję dopiero za miesiąc jako podsumowanie całego SAL-u.
Może do tego czasu ktoś jeszcze podgoni hafcik i pochwali się swoimi postępami. Mam nadzieję, że się o to nie będziecie gniewać.
Kto jeszcze nie posłał mi zdjęcia całości to proszę by to zrobił najpóźniej do 2 września.

Lidzia - nie wiem czy by ci się podobało na moim "urlopie". Wkrótce napiszę dlaczego,
Agata - dziekuję. Wypoczynek udał się połowicznie. W zasadzie to mogłabym powiedzieć, że teraz to ja muszę odpocząc po wakacjach...
Magdus208 - ja włąśnie wracam do haftowania i mam nadzieję, że teraz będę częściej mogłą pokazać swoje postępy.

Pozdrowienia dla wszystkich