niedziela, 30 października 2016

SAL Tea Time - odsłona pierwsza.

Wprawdzie SAL Tea Time zaczął się 1 września, to ja niestety mam spore opóźnienie. Na szczęście organizatorka SAL-u była baaaardzo wyrozumiała i pozwoliła mi na miesięczną obsuwę.
I tak po skończeniu Tęczowej w końcu zaczęłam haftować pierwszy obrazek.
Niestety jak to u mnie zazwyczaj bywa okazało się, że brakuje mi 3 kolorów, a 2 są na wykończeniu...
Zanim zamówiłam brakujące muliny to był już koniec tygodnia i niestety jeszcze nie dotarły. Zrobiłam więc pierwszy obrazek na tyle, na ile pozwalały mi moje zasoby muliny i wolny czas:

Zaczęłam już nawet kontury, ale niestety nie wszędzie mogłam je zrobić...
Żeby nie tracić cennego czasu zaczęłam więc drugi z obrazków. Dodam, że zaczęłam go dziś rano. Tyle powstało przez całą niedzielę:
Generalnie więcej nie zrobię dopóki nie dostanę zamówionej muliny... Mam nadzieję, że wyrobię się do następnej soboty, bo wtedy właśnie jest obowiązek pokazania drugiego obrazka. A ja przecież obiecałam pokazać oba...

Bardzo Wam dziękuję za komentarze pod postem o Tęczowej Róży. Tak się zastanawiam nad jej oprawą, ale chyba skończy sie na tym, że pojedzie od oprawy do Polski. Tu w Holandii nie kupie do niej odpowiedniej ramki, a oprawa u profesjonalisty raczej przekracza moje możliwości finansowe...
Tak więc na chwilę obecną Tęczowa mieszka w szafie...
Vipek - moja Róża rosła w bardzo dziwną stronę, bo (nie wiem czy pamiętasz) zaczynałam ją w zeszłym roku na krosienku, które od kogoś odkupiłam. Jako że materiał był za duży na krosno, to postanowiłam zacząć haftowanie niekonwencjonalnie - nie tak jak zawsze od lewego dolnego rogu, tylko obróciłam schemat bokiem i zaczęłam haftować od prawego dolnego rogu, który w rzeczywistości był prawym górnym rogiem. Zamiast sobie pracę ułatwić to sobie ją utrudniłam, bo i tak okazało się, że krosno nie spełnia swoich zadań (może było/jest felerne), a przejścia kolorów były bardzo nieporęczne i z pewnością dlatego tak bardzo dały mi w kość...
Anek73 - może i ja bym dała radę siedząc całymi dniami nad jednym haftem.... ;)
Weronika Mieczkowska - czasem tak już bywa, że jakiś haft staje się monotonny...

Dziękuję za odwiedziny na moim blogu oraz za wszystkie pozostawione komentarze.
Pozdrawiam

sobota, 22 października 2016

Baaaaardzo powoli do celu

Jak mówi stare przysłowie - ziarnko do ziarnka aż zbierze się miarka. W naszym hafciarskim języku można by powiedzieć "krzyżyk obok krzyżyka aż..." i tu brakło mi rymu niestety, ale każda hafciarka wie o co chodzi ;)
Ja też tak "zbierałam" krzyżyk do krzyżyka by dokończyć moją Tęczową Różę.
Gdy Wam ją ostatnio pokazywałam wyglądała tak:
Pisałam wtedy, że się nią zmęczyłam, przesyciłam. Dopóki haftowałam ją rotacyjnie - raz na 3-4 tygodnie to jeszcze jakoś dawałam radę, Haft mnie cieszył i bywały momenty, że bardzo ciężko było mi ten haft odkładać. Ale jak spędzałam nad nią tydzień, drugi i trzeci to jej kolory i przejścia między nimi dały mi serdecznie w kość.
Potem poszłam do pracy i musiałam sobie przeorganizować cały mój czas. W międzyczasie jeszcze był tygodniowy wypad do Polski na ślub chrześnicy i tak Tęczowa sobie leżała i cierpliwie czekała.
No i się w końcu doczekała. I tak jak we wspomnianym na początku przysłowiu codziennie stawiałam krzyżyk obok krzyżyka, po kolei wykańczając jej kolorowe płatki, aż wreszcie.... TA DAM!!!
Ufffffffffff... Wprawdzie kanwa jeszcze przed praniem, ale musiałam się pochwalić.
Teraz sobie tradycyjnie trochę poleży zanim dostanie ramkę i zawiśnie na ścianie ;)

Bardzo Wam WSZYSTKIM bez wyjątku dziękuję za komentarze pod poprzednim postem. Nieskromnie powiem, że też mi się ta moja kwiatowa ściana podoba, a ze swoich obrazów jestem baaaardzo dumna :)
Katarzyna G - cieszę się, że mogłam zaspokoić Twoją ciekawość ;)
Promyk, Zaklęta Igiełka, Agnieszka D - wiem, że myślicie o Malwach... no cóż, Malwy są w planie i gdy tylko trochę się ogarnę z jednym haftem , który powoli robi się UFO-kiem to zacznę i Malwy ;)
Agata B - do dzieła zatem ;)
Anek73 - no to witam w klubie ;)

Czas zacząć nowe hafty ;)

Pozdrawiam

sobota, 15 października 2016

Skończone, oprawione, powieszone

Jak myślicie - o czy będzie ten post?
Bingo - o Słonecznikach!!!
Skończone (nawet wyprane i wyprasowane):
Oprawione (i jeszcze zafoliowane):
Powieszone:
A tak się prezentuje moja "kwiatowa" ściana:
Jestem z siebie dumna :)
Teraz czas na kolejne projekty. Czas kończyć Tęczową Różę, zacząć Sal Tea Time, wrócić do Widoku z okna i zacząć tysiąc innych haftów ;)

Dziękuję za Wasze komentarze pod poprzednim postem. Podbudowałyście mnie ogromnie, bo trochę wyszło tak, jakbym narzekała na to, że mam pracę. To nie do końca jest tak, choć przyznam się, że osobiście wolałabym, żeby to mój mąż znalazł pracę. No ale jak mówi stare przysłowie pszczół "life is brutal" :D
Trochę się już ogarnęłam i zorganizowałam. Na krzyżyki czas też się znalazł - godzinka dziennie plus weekend (o ile mi rodzinka da spokój)

Vipek - już się nie czepiam ;)
Karolina, Irena - nie wiem czy następna okazja trafi się tak szybko ;)
Agnieszka D - ja się też poddałam i zrobiłam wg siebie, bo inaczej się nie dało
Adrianna - otóż to, ale czasem człowiek chciałby żeby doba miała co najmniej 48h, a już najlepiej to 72h :D
Judyta - u nas jest taka sytuacja, że troszkę się obawiam ze zanim się dobrze przystosuję i zorganizuję to praca się skończy....
Agnieszka Wardzińska - szukaj tej motywacji, bo warto ;)
Renatko - dziękuję za ciepłe słowa. Sama powiedz, jak wyglądają razem ;)
Katarzyna G - myślę że twoja niecierpliwość została udobruchana ;)

Pozdrawiam serdecznie wszystkich zaglądających, czytających, komentujących ;)


niedziela, 9 października 2016

Nie wyrobiłam się...

Generalnie tytuł tego posta powinien brzmieć całkiem inaczej. Powinnam napisać, że jestem w ciemnej d**ie, ale nie chciałam być wulgarna, ani zrazić do czytania. Niestety taki tytuł bardziej odzwierciedlałby obecną sytuację...
Ale może opiszę wszystko po kolei tak gwoli wyjaśnienia...
W poprzednim poście pisałam, że robię sobie przerwę od Tęczowej, bo zaczyna mi się nudzić, a na brak innych haftów przecież nie narzekam.
Pisałam też że mam do zrobienia pamiątkę ślubną i że mam na nią fajny pomysł, ale boję się czy z niego coś wyjdzie.
Niestety moje obawy okazały się zupełnie słuszne i z pomysłu nic nie wyszło. Na moje usprawiedliwienie jednak muszę dodać, że nie wyszło nie przez moją nieudolność...
Wymyśliłam sobie, że na dwóch kawałkach materiału wyhaftuję dwa serca z różami, na każdym z nich napiszę imię jednego z nowożeńców oraz datę ślubu i zrobię z tego dwie poduszki.
W ostatnim poście pokazywałam początki tego haftu:
Po dwóch dniach miałam zdecydowanie więcej, ale oczywiście jak to u mnie bywa zabrakło mi dwóch odcieni:
I tu w zasadzie sesja fotograficzna się skończyła, bo gdy mulinki przyszły pocztą to ja pędziłam z haftem aby zdążyć. Niestety ugrzęzłam na konturach....
Nie umiałam sobie dać z nimi rady, ale w końcu je skończyłam.
Od razu zabrałam się za drugi obrazek. Jego powstawania niestety nie zdążyłam uwiecznić na zdjęciach, bo ni z tego ni z owego... poszłam do pracy!
Telefon z propozycją pracy zadzwonił dokładnie 13 września, gdzieś koło godziny 16.00. Praca była na już, zaraz, jutro (czyli 14 września) od godziny 8.30.
Zdecydowanie miałam na ten dzień inne plany, bo 14 września wypadała nasza 20 rocznica ślubu i mieliśmy skromnie świętować.
Ze świętowania nic nie wyszło. Wróciłam z pracy po godzinie 17.00 zmęczona, z bolącymi nogami i kręgosłupem.
Pracuję z malutkiej firmie zajmującej się "naklejaniem" transferów na ubraniach sportowych - jeśli pamiętacie "prasowanki" które nakładało się gorącym żelazkiem na koszulki to wiecie o czym mówię.
Praca nie jest zła, ale niestety bite 8h na nogach i przez pierwsze 3 dni miałam straszne problemy przystosowawcze.
Na dodatek w sobotę zostałam sama ze sprzątaniem, zakupami i obiadem, bo mąż poszedł pomagać sąsiadowi w remoncie, a syn jak co sobota na mecz. Na szczęście najstarsza córa zajęła się najmłodszą i dzięki czemu zakupy mogłam zrobić szybko i sprawnie.
Za to niedzielę przesiedziałam z haftem w ręku. Pilno mi było skończyć ten haft, a już wiedziałam że po powrocie z pracy nie dane mi będzie siąść do krzyżyków.
Nie pomyliłam się - gdy tylko zjedliśmy późny obiad (17.30) i posadziłam swoje 4 litery na kanapie to moja czterolatka zaraz zaczęła mnie przytulać i zapewniać jak to ona tęskniła kiedy mnie nie było...
Tym sposobem nijak się z pomysłem nie wyrobiłam.... Gdy w środę 27 września wyjeżdżaliśmy do Polski byłam w przysłowiowej ciemnej d***e, bo drugie serce wyglądało tak:
I choć wzięłam je ze sobą, to wiedziałam, że niestety już go nie skończę.
Dlatego na pierwszym serduszku wyhaftowałam oba imiona oraz datę ślubu i poleciałam w miasto szukać odpowiedniej ramki - w piątek, na dzień przed ślubem... Wszystko na temat...
Moja pamiątka ślubna wygląda tak:
Nie jestem z tego do końca zadowolona, bo żal mi że nie dałam rady zrobić poduszek...
Z Polski wróciliśmy we środę 5 października nad ranem, a w czwartek już byłam w pracy....
W efekcie za haft złapałam dopiero dziś i była to Tęczowa... Dużo nie przybyło, więc nie ma się czym chwalić. Mam nadzieję, że już teraz ją dokończę...
Przez perypetie z pamiątką, pójście do pracy oraz wyjazd do Polski zawaliłam termin w Salu Tea Time, ale na szczęście organizatorka jest bardzo wyrozumiała i dała mi czas aż do 5 listopada, kiedy to jest termin publikacji drugiego obrazka z serii. Ja po prostu pokażę wtedy obydwa na raz i będzie dobrze. Już mam wydrukowane oba schematy...
Zawaliłam też mój Widok z okna, bo od poprzedniej publikacji kompletnie nic się nie zmieniło. Podjęłam jednak decyzję o zmianie kanwy na drobniejszą, bo przeraża mnie wielkość tego obrazu na kanwie 14... Wychodzi więc na to, że będę zaczynać od nowa. Na szczęście mam niewiele i nie będzie mi tego żal.
Najchętniej to wróciłabym do mojego starego systemu haftowania - co tydzień inny haft, ale nie wiem czy dam radę codziennie postawić kilka krzyżyków. To się okaże z czasem.
Jest jednak jeden bardzo pozytywny akcent, którym muszę się pochwalić. Moje Słoneczniki wróciły z oprawy!!!
Tak wyglądały jeszcze w folii u mojej mamy:
Za kilka dni zrobię im zdjęcie gdy już zawisną na ścianie w towarzystwie Irysów :)

Bardzo serdecznie Wam dziękuję za wszystkie pozostawione komentarze.
Pozdrawiam