poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Wakacje, słońca, morze, plaża...

Wróć.....
Troszkę się rozpędziłam z tym tytułem, bo choć wakacje były, to niestety nie nad morzem i nie na plaży a w bardziej miejskich klimatach.
Tak więc jeszcze raz - Wakacje...
Zaplanowaliśmy pobyt w Polsce pomiędzy 17 lipca a 3 sierpnia. Niestety nie mogliśmy jechać naszym własnym samochodem. Kto czyta tego bloga z pewnością pamięta zeszłoroczne perypetie jakie spotkały nas w drodze do Polski. Kto nie pamięta to odsyłam do TEGO posta.
Niestety nasze autko nie opłaca się naprawiać, bo koszt naprawy przekroczy jego aktualną wartość. Można nim jeździć na krótkich dystansach, ale nie w tak daleką drogę jak z Holandii do Polski.
Musieliśmy skorzystać w usług firmy przewozowej.
Korzystając z tego, że nie jestem kierowcą tylko pasażerem (i żeby się nie nudzić) postanowiłam sobie troszkę pohaftować. Na wakacje wzięłam coś kompletnie nowego i przez pierwsze 2-3 godziny jazdy zdążyłam postawić dość sporo krzyżyków:
Bus którym jechaliśmy był duży i komfortowy. Spod domu wyjeżdżaliśmy około godziny 18.00 więc mogłam haftować dopóki było jasno na dworze. Potem trzeba było grzecznie spać, albo przynajmniej próbować spać.
Myślałam że uda mi się postawić jeszcze kilka krzyżyków rano, ale koło 7.00 rano byliśmy w Krapkowicach gdzie trzeba było sie przesiąść do innego busa. Niestety ten nie był już tak wygodny jak poprzedni. Było w nim ciasnawo i ciemnawo więc wolałam nie męczyć oczu.
Pierwszy tydzień wakacji spędziliśmy u mojej mamy w Bytomiu. Oczywiście nie siedzieliśmy u niej "kołkiem", na to była za piękna pogoda.
Korzystając z tej pięknej pogody bardzo dużo spacerowaliśmy po pobliskim parku. Odwiedziliśmy też rodzinę w Świętochłowicach i w Tychach. U rodziny też nie siedzieliśmy w domu, a na ogródkach działkowych.
Było upalnie i.... mokro, bo oprócz basenu na ogródku w Świętochłowicach i lania się wodą na ogródku w Tychach to jeszcze pozwiedzaliśmy wszystkie możliwe fontanny.
A oto fotorelacja:
I krótkie wyjaśnienie do kolażu:
- taki zabytkowy czerwony tramwaj lini 38 jeździ w Bytomiu ulicą Piekarską. Będąc dzieckiem jeździłam takim codziennie. Bardzo fajna atrakcja dla turystów
- ten żólto-zielony pojazd to trolejbus, wiele takich jeździ po Tychach, moim rodzinnym mieście. Dla mojego dziecka była to nie lada atrakcja zobaczyć "tramwaj bez szyn" lub "autobus na prąd" (to określenia mojego dziecia)
- w Tychach na placu Baczyńskiego, naprzeciw wejścia do dawnego kina Andromeda od niedawna stoi super fontanna przypominająca dmuchawiec. Przynajmniej dla mnie od niedawna, bo 10 lat temu jeszcze jej tam nie było.
- no i jeszcze zdjęcie "kawałka" Katowic, naszego przystanku na trasie Bytom-Tychy, Najbardziej charakterystyczne "Skrzydła" Pomnika Powstańców Śląskich oraz kawałek wyremontowanego ronda (oczywiście musowo zdjęcie z fontanną)
Oprócz chodzenia, spacerowania i jeżdżenia zajmowałam się też moim haftem i po pierwszym tygodniu miałam już tyle:
Odkryłam przy okazji że jak zwykle brakuje mi kolorów. Miałam nadzieję, że gdzieś moje braki uzupełnię...
Drugi tydzień wakacji spędziliśmy u mojej teściowej w Radzionkowie. Tam też nie siedzieliśmy wyłącznie w domu, choć pogoda była zdecydowanie bardziej w kratkę.
Też dużo spacerowaliśmy po okolicy, zwiedzaliśmy stare kąty, porównywaliśmy co się zmieniło na lepsze/gorsze, odwiedziliśmy wszystkie fontanny i place zabaw w okolicy a nawet pojechaliśmy do Chorzowa do Zoo. Fotorelacja poniżej:
Dwie fontanny - jedna w samym Radzionkowie, a druga na Rojcy. Jak wyjeżdżaliśmy 10 lat temu do Holandii to żadnej z nich nie było chyba nawet w planach. Teraz wizerunek miasta zdecydowanie sie poprawił.
Zoo mnie niestety rozczarowało, ale może to nie był mój dzień na zwiedzanie. Było bardzo upalnie, miałam okres, bolał mnie kręgosłup i trochę noga, a do tego obdarły mnie jedyne wygodne buty... Masakra po prostu.
Jednak porównując np Zoo w Ostrawie które zwiedziłam w 2011 roku a to chorzowskie to niestety duży minus na niekorzyść tego drugiego.
Po drugim tygodniu wakacji mojego haftu przybyło:
Niestety nie udało mi się dokupić brakujących kolorów, bo nigdzie nie znalazłam żadnej pasmanterii z mulinami... Zapakowałam więc haft do torby i wróciłam do niego dopiero w domu, po ukończeniu kolejnej strony Victorian Garden, czyli tydzień temu:
I zbliżenie:

Tak wygląda pierwsza strona mojego nowego haftu. Czy ktoś już wie co to będzie?
Jeszcze tak na pamiątkę pobytu w Polsce małe "puzzle" z biletów komunikacji miejskiej:
Oczywiście to jeszcze nie wszystkie bilety, jakie musieliśmy skasować jeżdżąc na trasach Aglomeracji KZK GOP i MZK Tychy. Wszystkich nie zdołałam zatrzymać, ale może to i dobrze, bo chyba nie zmieściłyby się na zdjęciu :)

Dziękuję za Wasze wszystkie komentarze pod moim poprzednim postem
Alchemia Handmade - moja próżność została mile połechtana. Dziękuję bardzo.
Dorota - tęsknić będę zawsze, ale niestety kiedyś to musiało nastąpić

Pozdrawiam serdecznie

niedziela, 20 sierpnia 2017

Sal Victorian Garden - etap 2

Na początku lipca, w TYM poście pokazywałam Wam postępy w Sal-u Victorian Garden:
Pisałam też, że chciałabym skończyć drugą stronę tego HAED-a zanim pojedziemy na wakacje. Niestety, pomimo najszczerszych chęci nie udało mi się wtedy skończyć wg planu.
Kiedy 16 lipca wyjeżdżaliśmy busem do Polski mój haft pozostawiony w domu wyglądał tak:
Widać, że niewiele przez te dwa tygodnie przybyło. Słoneczna pogoda zdecydowanie nie sprzyjała haftowaniu. Było też kilka imprez na okoliczność końca szkoły, który u nas wypadał w piątek 7 lipca. Najpierw był szkolny piknik zorganizowany właśnie w ostatni szkolny piątek, a potem jeszcze koleżeńskie spotkanie plastyczne:
Jak widać na załączonym obrazku dziewczynki (w sumie było ich 4) były bardzo kreatywne ;)
Potem była jeszcze kontrola mojej nogi. Lekarz stwierdził, że powoli mogę już wracać do pracy. Powoli, to nie znaczy, że zaraz jutro i na 8h stania czy chodzenia. Powiedział, że wyjazd na wakacje to dobry pomysł, bo będę mogła ćwiczyć chodzenie. Byle bym zbytnio nie przemęczała tej nogi...
 No i zostało najważniejsze przed wyjazdem - PAKOWANIE.
Do walizki (a raczej do podręcznej torby) zapakowałam inny haft. Jaki, to wam napiszę w następnym poście.
Z wakacji wróciliśmy w czwartek 3 sierpnia, dokładnie o 4 rano. Pomijając już fakt, że najpierw trzeba było się wyspać (4 rano - środek nocy) to nie od razu miałam głowę do tego, żeby zabrać się za jakiekolwiek hafty.
Najpierw trzeba było odrobinę "odgruzować" dom... umyć okna, przebrać pościel, wyeksmitować pająki... i pomóc najstarszej córce w wyprowadzce... Znalazła sobie wreszcie małe studio (po naszemu kawalerkę) w pobliskim miasteczku i wyprowadziła się.
Ona musi poznać smak samodzielnego życia, a my może przestaniemy się przez nią kłócić...
Summa summarum kolejna strona Victorian Garden powstawała w wielkich bólach. Do napisania jakiegokolwiek posta też ciężko było mi się zabrać. I chociaż na Wasze blogi zaglądałam codziennie, to żadko zostawiałam tam swój komentarz...
Ale dziś w końcu udało mi się postawić ostatnie krzyżyki drugiej strony HAED-a. Zaraz oczywiście musiałam go sfotografować:
Kanwa wymiętolona, dopiero co zdjęta z tamborka. Górne okno wygląda na krzywe, ale to tylko złudzenie optyczne - pofalowanie materiału :)
Dwie całe strony, czyli gdzieś tyle całości co na poniższym zdjęciu:
Jestem szczęśliwa ale i zmęczona tą pikselozą...
Teraz dla odpoczynku wracam do mojego wakacyjnego haftu, którym pochwalę się już wkrótce.

Bardzo dziękuję że mnie odwiedzacie i komentujecie.
Szczególnie dziękuję za komentarze pod poprzednim postem. Sprawiłyście że czuję się dumna z wykonania tego haftu. Mam bardzo mało haftów z passe i chyba czas to zmienić....
Niestety mój mąż nie nadaje się na "oprawcę" obrazów ;D
Pozdrawiam serdecznie