Niestety powstało niewiele, bo ostatnio coś mi się komplikuje zdrowie.
Ale po kolei.
Ostatnio chwaliłam się ukończonym SAL-em Tea Time, a jeszcze wcześniej pokazywałam nowy obraz z serii Home Sweet Home.
Pisałam wtedy, że pełno w nim półkrzyżyków. Na moje szczęście ja zorientowałam się trochę za późno i zaczęłam haftować pełnymi krzyżykami i postanowiłam nie pruć tego, co już miałam zrobione. Dlatego półkrzyżyki zrobiłam tylko i wyłącznie tam, gdzie były one już niezbędne.
Czyli tu:
i tu:
Osobiście półkrzyżyków nie lubię, ale muszę przyznać, że akurat w tym wzorze ona idealnie pasują. Sprawiają że napis w pewnym sensie robi się jakby trójwymiarowy.
Całość w chwili obecnej wygląda tak:
I tu muszę dodać, że ten haft nie jest jeszcze ukończony. Tam gdzie na kanwie jest jeszcze puste miejsce, we wzorze są jakby haftowane lilijki:
W oryginale są ona haftowane muliną B5200 którą ja w swoim hafcie wymieniłam na 762. Białego na białej kanwie nie widać, a jasnoszary już tak. No i te "lilijki" mi się tam nie widzą. Zamiast tego planuję wyhaftować tam imiona członków rodziny, której zamierzam ten haft podarować.
Brakuje tylko weny do zaprojektowania napisów....
Tymczasem zaraz na początku czerwca haft powędrował do pudła, a ja zajęłam się moja resztką włóczki i zaczęłam uczyć się warkoczy:
Żeby nie było tak łatwo to od razu dwa, a co sobie będę żałować... To co widać na powyższym zdjęciu powstało w jeden wieczór. Ale przez noc mi się "uwidziało" coś innego i dlatego całość sprułam i zaczęłam raz jeszcze:
To już mu się bardziej podobało więc postanowiłam zrobić z tego opaskę na włosy. Wiecie, taką jaką się nosi zimą zamiast czapki.
Po jednym dniu mogłam się już pochwalić niezłym urobkiem:
I zbliżenie:
Jeszcze trochę brakuje do końca, ale niestety zabrakło włóczki i trzeba było po nią jechać do sklepu. Także i ta robótka powędrowała "na trochę" do pudła. Ja zaś postanowiłam wrócić do mojego drugiego HAED-a - Victorian Garden.
Niestety los się na mnie uwziął i po postawieniu kilkudziesięciu krzyżyków dostałam takiego bólu zęba, że na tabletkach przeciwbólowych przespałam 4 dni....
Ząb który zaczął mi tak dokuczać to dolna ósemka, czyli tzw ząb mądrości. Ból spowodował opuchliznę węzłów chłonnych oraz szczękościsk...
Od piątku do poniedziałku na ketonalu - ból mijał, ale ja byłam nie do życia - spałam 24h/dobę...
Wizytę u dentysty miałam dopiero na wtorek i jakoś musiałam to wytrzymać.
Diagnoza była jedna - usunąć. Na szczęście tu obyło się bez zbędnych komplikacji - dwa zastrzyki znieczulające, potem jeszcze jakieś inne znieczulające "psik, psik" i nawet się nie zorientowałam kiedy było po wszystkim.
Możecie mi wierzyć lub nie, ale po tym znieczuleniu oraz po zaleconych przez dentystę tabletkach przeciwbólowych przespałam kolejne dwa dni....
Od czwartku jakoś funkcjonuję. Zmniejszyłam ilość przyjmowanych tabletek przeciwbólowych, zmniejszył się ból po wyrwanym zębie i po zastrzykach znieczulających ale niestety pozostał szczękościsk... O ile mówię prawie normalnie to zjedzenie czegokolwiek graniczy z cudem. Przez weekend nie zjadłam prawie nic, a od poniedziałku jestem na diecie "grysikowej" - grysik na mleku plus mus jabłkowy... Czasem gotowany zimny kartofel, czy jak dziś rozgotowany krupnik...
W międzyczasie byłam jeszcze u mojego chirurga, żeby usłyszeć od niego, że "noga jest zrośnięta na 80%, proszę nadal na siebie uważać, próbować chodzić bez bereł i bez tej skarpety uciskowej, proszę ciężko nie dźwigać i generalnie chodzić ale nogę oszczędzać"... Kolejna wizyta za 4 tygodnie.
Do tego w pakiecie mam chyba problemy z hormonami. W przeciągu 45 dni już po raz 4 mam "kobiecą przypadłość". Dwa razy terminowo, a dwa razy tak sobie nagle w środku cyklu....
Niby mogłabym to tłumaczyć zastrzykami przeciwzakrzepowymi czy stresem związanym z zębem, no i z ilością zjedzonego ketonalu, ale w sumie mam już prawie 46 lat i to może być całkiem coś innego. Generalnie raz już byłam w tej sprawie u rodzinnego, ale tłumaczono mi wtedy ze to może być związane ze stresem. Ale gdy się powtórzy mam wrócić. Tak więc w poniedziałek czeka mnie kolejna wizyta...
Niby mogłabym to tłumaczyć zastrzykami przeciwzakrzepowymi czy stresem związanym z zębem, no i z ilością zjedzonego ketonalu, ale w sumie mam już prawie 46 lat i to może być całkiem coś innego. Generalnie raz już byłam w tej sprawie u rodzinnego, ale tłumaczono mi wtedy ze to może być związane ze stresem. Ale gdy się powtórzy mam wrócić. Tak więc w poniedziałek czeka mnie kolejna wizyta...
No ale dość już o zdrowiu i problemach. Teraz czas się pochwalić postępami w Victorian Garden. Razem z krzyżykami postawionymi przed problemami z zębem na dzień dzisiejszy mam tyle:
To 3 kolumny na wysokość 50 rzędów. Do górnej krawędzi brakuje kolejne 50 rzędów, ale musiałam przełożyć tamborek. Całość wygląda tak:
Dziś udało mi się już postawić kilka krzyżyków więcej więc mam nadzieję ze teraz to już poleci z górki i niedługo będę mogła pochwalić się kolejną pełną stroną wzoru.
To by było na tyle.
Przepraszam za te zdrowotne wywody, ale jakoś tak musiałam....
Dziękuję za wszystkie pozostawione komentarze. Ja do was już też pozaglądałam, ale nie wszędzie zostawiłam komentarz - wybaczcie...
Dorota - dziękuję i obiecuję uważać :)
Karolina - postaram się nie zapomnieć, ale to może potrwać zanim go oprawię ;)
Katarzyna - ja też wolę kupować sama, ale czasem po prostu się nie da :)
Agnieszka Wardzińska - jak mogłaś przeczytać powyżej ja nie szaleję... ;)
Małgorzata Zoltek - byłam i widziałam - faktycznie przyciasna odrobinkę, ale bardzo ładna
Pozdrawiam serdecznie