sobota, 31 grudnia 2016

Grudniowe haftowanie....

Dawno nic tutaj nie pisałam. Nie licząc życzeń świątecznych to prawie miesiąc. Przyczyną niestety nie było lenistwo, ale raczej brak czasu i zmęczenie.
Poza tym nie bardzo miałam co pokazywać, bo "na tapecie" wciąż "Widok z okna"...
Gdy ostatnio pokazywałam swe postępy była połowa listopada, a ja miałam  tyle:
 Niedużo... Ale każdego dnia wieczorem siadałam do haftu i po tygodniu miałam już więcej:
 Kolejny tydzień pracy i znów więcej:
 Kolejny tydzień pracy i na początku grudnia pierwsza strona została niemal ukończona.
Na powyższym zdjęciu widać, że brakuje mi prawie dwóch rzędów krzyżyków w dwóch kolumnach. Zostawiłam to specjalnie, bo były to pojedyńcze krzyżyki, które miały mieć swój dalszy ciąg na następnej kartce.
A tu już początek drugiej kartki:
Do 20 grudnia udało mi się zrobić tyle, że w końcu można było zobaczyć zarys kubka stojącego na parapecie okna...
Przyznam się szczerze, że przy kubku popełniłam kilka błędów, ale wydaje mi się, że nie będą one zbyt widoczne. Pojedyncze krzyżyki strasznie dają w kość...
No i muszę powiedzieć, że nie spodziewałam się niektórych połączeń kolorystycznych w tym kubku (ciemnobutelkowa zieleń z ciemno niebieskim...)
Po 14 grudnia troszkę musiałam przyhamować.... Mąż miał operację nosa i większość domowych obowiązków znów spadła na mnie, bo przez pierwsze 2 tygodnie mąż nie mógł robić niemal nic.
Później oczywiście były przygotowania do świąt. Niby nic wielkiego nie robiłam, ale niektóre kąty domu trzeba było przynajmniej raz w roku posprzątać ;)
Z pracy wzięłam urlop, bo ktoś musiał zawozić i odbierać dziecko ze szkoły,
Do tego kupiłam sobie "malutkiego" karpika, który sam się  niestety nie chciał oczyścić ;)
Na szczęście przy pieczeniu kruchych ciasteczek miałam pomocnika:
A na osłodę pracowitych godzin dostałam od córeczki prezencik:
Na święta przyjechała z Polski moja mama, która nawiozła nam różnych pyszności i pomogła w przygotowaniach do Wigilii.
Na Wigilii była też najstarsza córka z chłopakiem, rodowitym Holendrem dla którego nasza wigilijna tradycja to była kompletna nowość. Ale wszystkiego spróbował i wszystko mu smakowało :D
Po kolacji siedzieliśmy wszyscy razem chyba do 1.00 w nocy. Następnego dnia młodzi pojechali do rodziców chłopaka, a w naszym domu nastała cisza.
Miałam urlop od garów, bo jedzenia było tyle, że oprócz herbaty i kawy to nic nie musiałam gotować. Nawet bigos został na poświąteczny obiad :D
Tym sposobem mogłam sobie troszkę pohaftować.
I tak na dzień 30 grudnia stan mojego Okna przedstawia się następująco:
Miałam nadzieję, że do Sylwestra skończę drugą kartkę wzoru, ale niestety troszkę mi jeszcze brakuje. Dziś (30 grudnia) też niewiele zrobiłam, bo miałam gości.
Kto mnie zna z facebooka to wie o co chodzi, ale resztę też poczęstuję tortem:
Smacznego.
I tu muszę się pochwalić jednym szczególnym prezentem, jaki dostałam od mojej mamy.
Bardzo zależało mi na pewnej książce, ale mama do książki dołożyła "mały" ale bardzo przydatny załącznik:
Kto zgadł co to jest???
BINGO - ładny kawał kanwy 14ct :D
Nic więcej mi do szczęścia nie trzeba - mogę z ramach luzu (którego oczywiście nie mam) zacząć haftować np Malwy :D
I jeszcze jedno muszę Wam pokazać. Moja mama przywiozła ze sobą z oprawy moje KAWY i HERBATKI juuuuuuuupiiiiiii!!
 Dziś rano zawisły na ścianie:
Uprzedzając pytania i komentarze - tak wiem, nie są zbyt perfekcyjnie oprawione. Po pierwsze ramiarz u którego swoje prace oprawia moja ciocia (a przy okazji oprawia i moje) nie daje passe-partout. Niestety innego nie ma nigdzie w pobliżu więc nie mamy zbytniego wyboru.
Ramki są jednakowe, ale kanwa z Herbatkami jest odrobinę większa. Niestety ja przez gapiostwo zostawiłam zbyt mały brzeg i ramiarz musiał sobie jakoś z tym poradzić i dlatego ramka w Herbatach niemal zasłania haftowany brzeg...
Ale i tak jestem szczęśliwa, że reszcie mam je na ścianie....

Na koniec tego przydługiego postu chciałam Wam wszystkim podziękować za wszystkie bez wyjątku życzenia świąteczne, za wszystkie pozostawione komentarze i za to, że przez cały rok 2016 wspieraliście mnie radą i dobrym słowem. Dziękuję, że wciąż tu zaglądacie, nawet jeśli nie pozostawiacie po sobie żadnego komentarza. Zapraszam Was do siebie również w tym nowym, 2017 już roku
W dniu dzisiejszym pragnę złożyć wam Najserdeczniejsze Życzenia Noworoczne:

DO SIEGO ROKU!!!!!!!


sobota, 24 grudnia 2016

Choinek blask rozświetla noc...


Dziś w stajence mały Jezus się narodził 
I pobożnie swoje małe rączki złożył
Chociaż jest maleńki błogosławi już
Wszystkim którzy zaśpiewali Mu

Zaśpiewajmy kolędę Jezusowi dziś 
Niech kolęduje z nami cała ziemia
Zaśpiewajmy kolędę Jezusowi dziś
Niech kolęduje z nami cały świat


Wszystkim odwiedzającym, czytającym i komentującym oraz ich rodzinom tym szczególnym dniu najserdeczniejsze życzenia składa

Iskierka z rodziną
 

sobota, 3 grudnia 2016

SAL Tea Time - odsłona trzecia

Dziś mija termin pokazania kolejnego obrazka z SAL-u Tea Time, wobec tego bez zbędnego pisania przedstawiam swoją filiżankę:
A tak wygląda całość:
Haftowało się przyjemnie i dość szybko, jak na moje możliwości czasowe. 
Niestety wciąż mam za mało czasu na wszystko, nie tylko na hafciki. Miałam robić kartki świąteczne, ale obawiam się że w tym roku chyba po prostu wyślę kupne....
A teraz spać, bo do rana niedaleko a ja jak zwykle będę rano jak zombie...

Dziękuję wszystkim za komentarze pod moim poprzednim postem.
Pozdrawiam serdecznie

niedziela, 20 listopada 2016

Woreczek na kapcie

W czwartek dziecko wróciło z płaczem ze szkoły. Powodem płaczu był kompletnie rozerwany woreczek na kapcie. Dla mnie nie tragedia, ale dla dziecka już tak. Kupując kapcie, dostaliśmy ten woreczek w komplecie. Był na nim ten sam motyw co na kapciach - słodka stonoga, oraz miejsce na wpisanie imienia dziecka
Generalnie nie byłam nawet zdziwiona, że woreczek się potargał. Był z cienkiej flizelinki, która po 2 miesiącach używania była jak sito.
Mama musiała stanąć na wysokości zadania i uszyć dziecku nowy woreczek.
Idealnym materiałem na woreczek okazał się kawałek nogawki moich jeansów ciążowych...
Kiedyś w napadzie chęci szycia poodcinałam spodniom nogawki, porozpruwałam, przymierzałam, kombinowałam. Wtedy z szycia nic nie wyszło, materiał powędrował do szafki. Potem z jednego kawałka powstała sukienka dla lalki (tutaj).
Teraz materiał przydał się do uszycia woreczka:
 Z przodu aplikacja z ulubionym motywem:
 A tu prezentacja kompletna - woreczek i kapcie ;)
Hafciarsko też się u mnie trochę dzieje, bo codziennie przynajmniej godzinkę staram się spędzać nad moim Oknem:
Dziś oczywiście udało mi się spędzić nad haftem więcej niż godzinę, ale za to wczoraj nie postawiłam ani jednego krzyżyka... Za to przejrzałam swoje mulinowe zapasy i doszłam do wniosku, że jedyne co w tej chwili mogą zacząć to Malwy, bo znalazłam do nich aż 75% potrzebnych kolorów...
Malwy raczej jednak na razie poczekają...

Anek73 - gdybym miała wyhaftowane 2-3 strony to faktycznie bym się zastanowiła. Ale tego kawałka nawet mi nie szkoda
Vipek - ja się trochę boję tej 18 bo od zawsze haftuję na 14. Boję się ze nie ogarnę tak drobnej kanwy. Za 20 nie biorę się wcale
Agnieszka Wardzinska - oszczędności raczej nie będzie, bo jak poprzedno będę haftować 2 nitkami...
Karolina - 20 i 25 to już dla mnie abstrakcja. Moje oczy by tego nie wytrzymały
Kasia Krzyżyk - planowałam haftować 1 nitką, ale dla porównania na kawałku kanwy zrobiłam kilka rzędów 1 i kilka 2 nitkami i zdecydowanie bardziej podobało mi się to 2 nitkami
Teresa Luchowska - link do grupy i link do wydarzenia

Bardzo Wam dziękuję za pozostawione komentarze i cieszę się, że będziecie mnie wspierać. To ważne dla każdej hafciarki. Szczególnie przy HAED-ach ;)
Pozdrawiam serdecznie



niedziela, 13 listopada 2016

SAL "Widok z Okna" - podejście drugie

Nie wiem czy ktoś jeszcze pamięta, ale w marcu zaczęłam haftować swojego pierwszego w życiu HAED-a, pod tytułem "Widok z Okna".
Niewiele jednak wtedy zrobiłam. Miałam kilka zaczętych haftów i swój tygodniowy system haftowania - co tydzień inny haft.
Tak się jednak złożyło, że pokończyłam wszystkie inne hafty (a nawet zaczęłam nowe) a HEAD leżał tak jak go odłożyłam po 2 tygodniach haftowania.
Wyglądał wtedy tak:
Niemal cała jedna strona... Generalnie mogłam haftować dalej, ale od jakiegoś czasu chodził za mną pomysł, by jednak zacząć go jeszcze raz. Powód? Zaczęłam go haftować na kanwie 14. Zawsze i wszystko na niej haftuję, ale w pewnym momencie dotarło do mnie, jak ogromny to będzie obraz... Może nie jak "Bitwa pod Grunwaldem", ale jednak...
Postanowiłam więc zmienić kanwę na drobniejszą. Mój wybór padł na 18, którą udało mi się zakupić w sklepie internetowym Igiełki (polecam). Ja jednak mieszkam poza granicami Polski, więc przesyłkę z kanwą od Igiełki otrzymała moja mama, a ja ją sobie w lipcu odebrałam.
I tak od powrotu z wakacji dojrzewała myśl, by wreszcie zacząć na nowo.
Gdy już skończyłam Tęczową Różę i nadgoniłam terminy w SAL-u Tea Time nadszedł czas na HEAD-a...
Zaczęłam w zeszłą niedzielę i w ten właśnie dzień postawiłam chyba najwięcej krzyżyków:
Jak już wspomniałam kanwa 18, haftowane 2 nitkami muliny.
Generalnie są to tylko 2 czy 3 kolory - same najciemniejsze szarości. Grafity nawet bym powiedziała. Niemal niczym się nie różnią...
Przez cały tydzień po powrocie z pracy udawało mi się przysiąść na godzinkę, czasem więcej i dzisiejszego ranka haft wyglądał tak:
Pojawiło się kilka innych odcieni, jakieś fiolety...
Dla ścisłości - szerokość tego haftu to szerokość 1 kartki A4 czyli 65 krzyżyków.
Poprzednio rysowałam ołówkiem linie, ale drażniły mnie one, bo miałam wrażenie że je widać i że to już tak zostanie. Poprzednio, czyli gdy zaczynałam ten haft po raz pierwszy, bowiem zawsze haftuję na czystej kanwie. Rysuję tylko linie pomocnicze jak brzegi czy środek.
Teraz postanowiłam zaznaczyć tylko skrzyżowania linii - po pierwsze mniej pracy a po drugie mniej widoczne...
Mimo tego, że haftuję na drobniejszej kanwie i 2 nitkami to mam dziwne wrażenie prześwitów, ale to chyba tylko moja wyobraźnia.
Dziś miałam więcej czasu więc miałam nadzieję na podgonienie haftu. Niestety mieliśmy gości i z tego powodu dużo nie przybyło:
Na domiar złego ten mix kolorów sprawia, że mam ciągle wrażenie pomyłki. Wciąż liczę i liczę, sprawdzam i znów liczę. No ale jak człowiek co jakiś czas musi się od haftu oderwać (bo dziecko, bo kawa, bo obiad, bo goście) to potem tak jest i nie ma się czemu dziwić. Dodatkowo poprzednio haftowałam kolumnami do góry, czyli każda 10 krzyżyków osobno, a teraz chciałam mieć mniej nitek i zaczęłam kolorami.... Doszłam jednak do wniosku, że nie był to zbytnio dobry pomysł, bo nie wszędzie da się kolorami, szczególnie jak kolumny się mylą, a odcienie koloru niemal się od siebie nie różnią....
Te "dziury" widoczne na ostatnim zdjęciu to jeden z odcieni, którego dziś już nie zdążyłam uzupełnić. Może uda mi się to jutro, po powrocie z pracy...

Pisałam w poprzednim poście, że nie bardzo wiem, co teraz zacząć. Odpowiedź macie powyżej - zaczęłam Widok z Okna. Chwilowo dłużej nad nim popracuję, a jedynym przerywnikiem będzie kolejny motyw z SAL-u Tea Time.
Chwilowo, czyli do 1 stycznia, bo wtedy zaczyna się SAL na holenderskiej grupie "Fans Heaven and Earth Designs borduren". Jak sama nazwa grupy wskazuje haftować będziemy HEAD-a. Tym razem będzie to Victorian Garden Dominic'a Davison:
Każdy uczestnik SAL-u musiał sobie we własnym zakresie kupić schemat (ze strony HAED oczywiście). Mogliśmy jednak sami zadecydować który wariant chcemy haftować (Supersized, Normal, Max Colours, Mini). Ja skorzystałam z dwudniowej 50% obniżki i wybrałam Mini Victorian Garden  - 337 x 225 krzyżyków i 81 kolorów. Kanwę już mam, teraz będę kompletować kolory ;)

Tak więc narazie Widok z Okna plus Tea Time, a po 1 stycznia jeszcze Victorian Garden.
A malwy? Malwy też będą, w późniejszym terminie. Kto wie, może wrócę do starego sprawdzonego systemu haftowania co tydzień lub co dwa czegoś innego. Zobaczymy jak będzie, bo jest tyle pięknych haftów, że ciężko się skupić wyłącznie na jednym :D

Dziękuję za pozostawione komentarze.
Lidzia - proszę bardzo oto link. Z pewnością taniej niż w twojej pasmanterii ;)
Alchemia Handmade - jak mogłaś przeczytać powyżej Malwy też będą. Później. Chociaż u mnie to nigdy nic nie wiadomo, słoneczniki bowiem zaczęłam pod wpływem impulsu w wigilię :D
Anek73 - tym bardziej podziwiam tempo

Pozdrawiam

sobota, 5 listopada 2016

SAL Tea Time - odsłona druga

W zeszłą niedzielę pokazywałam wam mój zaczęty sampler kuchenny pod tytułem "Tea Time". Pokazywałam to, co udało mi się zrobić z kolorów które posiadałam.
Dziś mogę (i w zasadzie muszę) pochwalić się ukończonymi motywami.
Oto wrześniowe ciasteczko, które powinno być pokazane w pierwszą sobotę października, czyli dokładnie 1:
A oto październikowy czajniczek, którego termin publikacji wyznaczony został na dzień 5 listopada, czyli właśnie na dziś:
Mulinki dotarły na czas i pomimo obowiązków zawodowo-domowo-dzieciowych udało mi się wczoraj skończyć czajniczek.
Jestem na czas i jestem z tego powodu mega zadowolona :)
A tu oba motywy razem:

Teraz mam dylemat co wziąć "na warsztat".... No bo czeka w kolejce trzeci motyw z Tea Time, czeka w kolejce nowa kanwa do Widoku z Okna, mam chęć na Malwy i jeszcze wiele, wiele  innych haftów...
Osiołkowi w żłoby dano.... :D

Weronika Mieczkowska - nie zrozumiałaś mnie. Ja mulinę zamawiam on-line w "tubylczym" (holenderskim) sklepie internetowym i mam ją w ciągu 2 dni. Chodzi o to, że gdy zaczynałam haftować to codziennie myślałam, że jak włączę wieczorem laptopa to muszę zamówić mulinę, a potem jak już laptopa wyłączyłam to mi się przypominało, że tej muliny nie zamówiłam. W końcu musiałam sobie ustawić przypomnienie na telefonie i w końcu w piątek wieczorem udało mi się te muliny zamówić. Dotarły we wtorek, no bo weekend.... :)
Anek73 - przepraszam, myślałam że Twoja mama jest już na emeryturze i ma po prostu więcej czasu wolnego

Pozdrawiam

niedziela, 30 października 2016

SAL Tea Time - odsłona pierwsza.

Wprawdzie SAL Tea Time zaczął się 1 września, to ja niestety mam spore opóźnienie. Na szczęście organizatorka SAL-u była baaaardzo wyrozumiała i pozwoliła mi na miesięczną obsuwę.
I tak po skończeniu Tęczowej w końcu zaczęłam haftować pierwszy obrazek.
Niestety jak to u mnie zazwyczaj bywa okazało się, że brakuje mi 3 kolorów, a 2 są na wykończeniu...
Zanim zamówiłam brakujące muliny to był już koniec tygodnia i niestety jeszcze nie dotarły. Zrobiłam więc pierwszy obrazek na tyle, na ile pozwalały mi moje zasoby muliny i wolny czas:

Zaczęłam już nawet kontury, ale niestety nie wszędzie mogłam je zrobić...
Żeby nie tracić cennego czasu zaczęłam więc drugi z obrazków. Dodam, że zaczęłam go dziś rano. Tyle powstało przez całą niedzielę:
Generalnie więcej nie zrobię dopóki nie dostanę zamówionej muliny... Mam nadzieję, że wyrobię się do następnej soboty, bo wtedy właśnie jest obowiązek pokazania drugiego obrazka. A ja przecież obiecałam pokazać oba...

Bardzo Wam dziękuję za komentarze pod postem o Tęczowej Róży. Tak się zastanawiam nad jej oprawą, ale chyba skończy sie na tym, że pojedzie od oprawy do Polski. Tu w Holandii nie kupie do niej odpowiedniej ramki, a oprawa u profesjonalisty raczej przekracza moje możliwości finansowe...
Tak więc na chwilę obecną Tęczowa mieszka w szafie...
Vipek - moja Róża rosła w bardzo dziwną stronę, bo (nie wiem czy pamiętasz) zaczynałam ją w zeszłym roku na krosienku, które od kogoś odkupiłam. Jako że materiał był za duży na krosno, to postanowiłam zacząć haftowanie niekonwencjonalnie - nie tak jak zawsze od lewego dolnego rogu, tylko obróciłam schemat bokiem i zaczęłam haftować od prawego dolnego rogu, który w rzeczywistości był prawym górnym rogiem. Zamiast sobie pracę ułatwić to sobie ją utrudniłam, bo i tak okazało się, że krosno nie spełnia swoich zadań (może było/jest felerne), a przejścia kolorów były bardzo nieporęczne i z pewnością dlatego tak bardzo dały mi w kość...
Anek73 - może i ja bym dała radę siedząc całymi dniami nad jednym haftem.... ;)
Weronika Mieczkowska - czasem tak już bywa, że jakiś haft staje się monotonny...

Dziękuję za odwiedziny na moim blogu oraz za wszystkie pozostawione komentarze.
Pozdrawiam

sobota, 22 października 2016

Baaaaardzo powoli do celu

Jak mówi stare przysłowie - ziarnko do ziarnka aż zbierze się miarka. W naszym hafciarskim języku można by powiedzieć "krzyżyk obok krzyżyka aż..." i tu brakło mi rymu niestety, ale każda hafciarka wie o co chodzi ;)
Ja też tak "zbierałam" krzyżyk do krzyżyka by dokończyć moją Tęczową Różę.
Gdy Wam ją ostatnio pokazywałam wyglądała tak:
Pisałam wtedy, że się nią zmęczyłam, przesyciłam. Dopóki haftowałam ją rotacyjnie - raz na 3-4 tygodnie to jeszcze jakoś dawałam radę, Haft mnie cieszył i bywały momenty, że bardzo ciężko było mi ten haft odkładać. Ale jak spędzałam nad nią tydzień, drugi i trzeci to jej kolory i przejścia między nimi dały mi serdecznie w kość.
Potem poszłam do pracy i musiałam sobie przeorganizować cały mój czas. W międzyczasie jeszcze był tygodniowy wypad do Polski na ślub chrześnicy i tak Tęczowa sobie leżała i cierpliwie czekała.
No i się w końcu doczekała. I tak jak we wspomnianym na początku przysłowiu codziennie stawiałam krzyżyk obok krzyżyka, po kolei wykańczając jej kolorowe płatki, aż wreszcie.... TA DAM!!!
Ufffffffffff... Wprawdzie kanwa jeszcze przed praniem, ale musiałam się pochwalić.
Teraz sobie tradycyjnie trochę poleży zanim dostanie ramkę i zawiśnie na ścianie ;)

Bardzo Wam WSZYSTKIM bez wyjątku dziękuję za komentarze pod poprzednim postem. Nieskromnie powiem, że też mi się ta moja kwiatowa ściana podoba, a ze swoich obrazów jestem baaaardzo dumna :)
Katarzyna G - cieszę się, że mogłam zaspokoić Twoją ciekawość ;)
Promyk, Zaklęta Igiełka, Agnieszka D - wiem, że myślicie o Malwach... no cóż, Malwy są w planie i gdy tylko trochę się ogarnę z jednym haftem , który powoli robi się UFO-kiem to zacznę i Malwy ;)
Agata B - do dzieła zatem ;)
Anek73 - no to witam w klubie ;)

Czas zacząć nowe hafty ;)

Pozdrawiam

sobota, 15 października 2016

Skończone, oprawione, powieszone

Jak myślicie - o czy będzie ten post?
Bingo - o Słonecznikach!!!
Skończone (nawet wyprane i wyprasowane):
Oprawione (i jeszcze zafoliowane):
Powieszone:
A tak się prezentuje moja "kwiatowa" ściana:
Jestem z siebie dumna :)
Teraz czas na kolejne projekty. Czas kończyć Tęczową Różę, zacząć Sal Tea Time, wrócić do Widoku z okna i zacząć tysiąc innych haftów ;)

Dziękuję za Wasze komentarze pod poprzednim postem. Podbudowałyście mnie ogromnie, bo trochę wyszło tak, jakbym narzekała na to, że mam pracę. To nie do końca jest tak, choć przyznam się, że osobiście wolałabym, żeby to mój mąż znalazł pracę. No ale jak mówi stare przysłowie pszczół "life is brutal" :D
Trochę się już ogarnęłam i zorganizowałam. Na krzyżyki czas też się znalazł - godzinka dziennie plus weekend (o ile mi rodzinka da spokój)

Vipek - już się nie czepiam ;)
Karolina, Irena - nie wiem czy następna okazja trafi się tak szybko ;)
Agnieszka D - ja się też poddałam i zrobiłam wg siebie, bo inaczej się nie dało
Adrianna - otóż to, ale czasem człowiek chciałby żeby doba miała co najmniej 48h, a już najlepiej to 72h :D
Judyta - u nas jest taka sytuacja, że troszkę się obawiam ze zanim się dobrze przystosuję i zorganizuję to praca się skończy....
Agnieszka Wardzińska - szukaj tej motywacji, bo warto ;)
Renatko - dziękuję za ciepłe słowa. Sama powiedz, jak wyglądają razem ;)
Katarzyna G - myślę że twoja niecierpliwość została udobruchana ;)

Pozdrawiam serdecznie wszystkich zaglądających, czytających, komentujących ;)


niedziela, 9 października 2016

Nie wyrobiłam się...

Generalnie tytuł tego posta powinien brzmieć całkiem inaczej. Powinnam napisać, że jestem w ciemnej d**ie, ale nie chciałam być wulgarna, ani zrazić do czytania. Niestety taki tytuł bardziej odzwierciedlałby obecną sytuację...
Ale może opiszę wszystko po kolei tak gwoli wyjaśnienia...
W poprzednim poście pisałam, że robię sobie przerwę od Tęczowej, bo zaczyna mi się nudzić, a na brak innych haftów przecież nie narzekam.
Pisałam też że mam do zrobienia pamiątkę ślubną i że mam na nią fajny pomysł, ale boję się czy z niego coś wyjdzie.
Niestety moje obawy okazały się zupełnie słuszne i z pomysłu nic nie wyszło. Na moje usprawiedliwienie jednak muszę dodać, że nie wyszło nie przez moją nieudolność...
Wymyśliłam sobie, że na dwóch kawałkach materiału wyhaftuję dwa serca z różami, na każdym z nich napiszę imię jednego z nowożeńców oraz datę ślubu i zrobię z tego dwie poduszki.
W ostatnim poście pokazywałam początki tego haftu:
Po dwóch dniach miałam zdecydowanie więcej, ale oczywiście jak to u mnie bywa zabrakło mi dwóch odcieni:
I tu w zasadzie sesja fotograficzna się skończyła, bo gdy mulinki przyszły pocztą to ja pędziłam z haftem aby zdążyć. Niestety ugrzęzłam na konturach....
Nie umiałam sobie dać z nimi rady, ale w końcu je skończyłam.
Od razu zabrałam się za drugi obrazek. Jego powstawania niestety nie zdążyłam uwiecznić na zdjęciach, bo ni z tego ni z owego... poszłam do pracy!
Telefon z propozycją pracy zadzwonił dokładnie 13 września, gdzieś koło godziny 16.00. Praca była na już, zaraz, jutro (czyli 14 września) od godziny 8.30.
Zdecydowanie miałam na ten dzień inne plany, bo 14 września wypadała nasza 20 rocznica ślubu i mieliśmy skromnie świętować.
Ze świętowania nic nie wyszło. Wróciłam z pracy po godzinie 17.00 zmęczona, z bolącymi nogami i kręgosłupem.
Pracuję z malutkiej firmie zajmującej się "naklejaniem" transferów na ubraniach sportowych - jeśli pamiętacie "prasowanki" które nakładało się gorącym żelazkiem na koszulki to wiecie o czym mówię.
Praca nie jest zła, ale niestety bite 8h na nogach i przez pierwsze 3 dni miałam straszne problemy przystosowawcze.
Na dodatek w sobotę zostałam sama ze sprzątaniem, zakupami i obiadem, bo mąż poszedł pomagać sąsiadowi w remoncie, a syn jak co sobota na mecz. Na szczęście najstarsza córa zajęła się najmłodszą i dzięki czemu zakupy mogłam zrobić szybko i sprawnie.
Za to niedzielę przesiedziałam z haftem w ręku. Pilno mi było skończyć ten haft, a już wiedziałam że po powrocie z pracy nie dane mi będzie siąść do krzyżyków.
Nie pomyliłam się - gdy tylko zjedliśmy późny obiad (17.30) i posadziłam swoje 4 litery na kanapie to moja czterolatka zaraz zaczęła mnie przytulać i zapewniać jak to ona tęskniła kiedy mnie nie było...
Tym sposobem nijak się z pomysłem nie wyrobiłam.... Gdy w środę 27 września wyjeżdżaliśmy do Polski byłam w przysłowiowej ciemnej d***e, bo drugie serce wyglądało tak:
I choć wzięłam je ze sobą, to wiedziałam, że niestety już go nie skończę.
Dlatego na pierwszym serduszku wyhaftowałam oba imiona oraz datę ślubu i poleciałam w miasto szukać odpowiedniej ramki - w piątek, na dzień przed ślubem... Wszystko na temat...
Moja pamiątka ślubna wygląda tak:
Nie jestem z tego do końca zadowolona, bo żal mi że nie dałam rady zrobić poduszek...
Z Polski wróciliśmy we środę 5 października nad ranem, a w czwartek już byłam w pracy....
W efekcie za haft złapałam dopiero dziś i była to Tęczowa... Dużo nie przybyło, więc nie ma się czym chwalić. Mam nadzieję, że już teraz ją dokończę...
Przez perypetie z pamiątką, pójście do pracy oraz wyjazd do Polski zawaliłam termin w Salu Tea Time, ale na szczęście organizatorka jest bardzo wyrozumiała i dała mi czas aż do 5 listopada, kiedy to jest termin publikacji drugiego obrazka z serii. Ja po prostu pokażę wtedy obydwa na raz i będzie dobrze. Już mam wydrukowane oba schematy...
Zawaliłam też mój Widok z okna, bo od poprzedniej publikacji kompletnie nic się nie zmieniło. Podjęłam jednak decyzję o zmianie kanwy na drobniejszą, bo przeraża mnie wielkość tego obrazu na kanwie 14... Wychodzi więc na to, że będę zaczynać od nowa. Na szczęście mam niewiele i nie będzie mi tego żal.
Najchętniej to wróciłabym do mojego starego systemu haftowania - co tydzień inny haft, ale nie wiem czy dam radę codziennie postawić kilka krzyżyków. To się okaże z czasem.
Jest jednak jeden bardzo pozytywny akcent, którym muszę się pochwalić. Moje Słoneczniki wróciły z oprawy!!!
Tak wyglądały jeszcze w folii u mojej mamy:
Za kilka dni zrobię im zdjęcie gdy już zawisną na ścianie w towarzystwie Irysów :)

Bardzo serdecznie Wam dziękuję za wszystkie pozostawione komentarze.
Pozdrawiam





niedziela, 4 września 2016

Zmęczenie materiału...

Tęczowa Róża mnie wymęczyła. Im bliżej końca, tym bardziej mi się nie chce haftować. Trochę mam jej już dość...
Tu na zdjęciu sprzed tygodnia:
A tu z wczoraj:
Jak widać niewiele przybyło. Wprawdzie było kilka spraw, które mnie odciągały od haftowania, ale i tak jakoś coraz mniej mnie do tej róży ciągnie.
Muszę sobie jednak zrobić przerwę, choć już niewiele zostało do końca.
Przed wakacjami miałam swój system haftowania - co tydzień inny haft i dzięki temu hafty przybywały dość szybko, a ja nie byłam żadnym znudzona.
Wakacyjny wyjazd i chęć szybkiego ukończenia róży zepsuli mi ten system.
Teraz odłożyłam różę i zabrałam się za haftowanie pamiątki ślubnej. Dziś zrobiłam tyle:
Pewne już wiecie co to za hafcik ;)
Muszę go szybko skończyć, bo ślub już 1 października....
Żeby mi się jednak zbytnio nie nudziło zapisałam się na SAL "Tea Time" ogłoszony na blogu "Hafty Agaty":
Wzorek podobał mi się od dawna i teraz będę miała motywację by go wyhaftować :)

Dziękuję wa waszą motywację do haftowania róży. Muszę jednak zrobić sobie przerwę, żeby nie cisnąć jej całkiem w kąt ;)
Hafty J&P - podaj maila w wyślę
Szarlotka, Adrianna Bartnik - uzależniona raczej nie jestem, bo nie spędzam nad nią 24h. Ale fakt - to straszny pożeracz czasu i uwagi :)
Katarzyna Grajkowska - a czemu niby miałabyś nie wstać z podłogi?
Agnieszka Wardzińska, Chranna - dziękuję za cieple słowa.

Dziewczyny wybaczcie, że nie zawsze komentuję na Waszych blogach. Czasem mam tylko czas by poczytać, czasem nie wiem co napisać. Ale zawsze do Was zaglądam :)
Pozdrawiam serdecznie


niedziela, 21 sierpnia 2016

Tęczowo...

Ostatnimi czasy siedzę nad Tęczową Różą. Męczę ją niemiłosiernie, przekładam tamborek, zmieniam kolory od czerwieni po czerń poprzez wszystkie odcienie zielonego i niebieskiego. Czasem mam już dość tych ciągłych zmian kolorów, albo nagle ni stąd ni zowąd pojawiającego się nowego odcienia. Ale nie poddaję się, a Róża rośnie....
Tak było dwa tygodnie temu:
Przez te dwa tygodnie pracowałam nad Tęczową bardzo intensywnie...
No dobra, przyznam się szczerze, że haft zamieniałam na zupełnie inną rzecz... Zachciało mi się powiem gry na tablecie i teraz sadzę marchewki i karmię owieczki, produkuję chlebek, masełko i inne dobroci rozbudowując swoje wirtualne miasteczko... ;)
Taka odskocznia od haftu i życia codziennego...
W życiu bowiem nie ma już tak tęczowo, niestety...
W ciągu tych dwóch tygodni na krótko pojawiła się szansa na nową, fajną pracę. Ale niestety tak szybko jak się pojawiła tak szybko nadzieja zgasła. Oferta była jak dla mnie bardzo interesująca że aż niemożliwa no i oczywiście telefon nie zadzwonił....
I tak dwa tygodnie męczyłam tę Różę i męczyłam i nie mogłam się od niej oderwać. A tu inne hafty wołają z koszyczka - te zaczęte i te w planach.
Krzyżyk do krzyżyka i na dzisiejszy wieczór moja Tęczowa wygląda tak:
I w zasadzie powinnam ją odłożyć, bo jak nie zacznę pamiątki ślubnej, to ją do końca września nie zrobię...
Z drugiej jednak strony tak niewiele mi już zostało, że będę się musiała poważnie zastanowić czy jej w tym tygodniu nie skończyć ;)

Wracając o króliczka haftowanego na 18 urodziny to mogę się pochwalić, że solenizantka była zachwycona.
Natomiast pamiątka ślubna haftowana była dla mojej szwagierki, która pracuje w Niemczech u pewnej starszej pani. Syn tej pani właśnie się ożenił, szwagierka była już na weselu, a teraz tylko chce młodym wręczyć prezent. Mój haft będzie jakoś specjalnie oprawiać i jeśli tylko zrobi zdjęcie to Wam pokażę

Promyk - króliczek jest jeden... przynajmniej ja haftowałam jednego ;)
Katarzyna G - a co powiesz teraz?
Monika Blezień - no może nie jedno podejście, ale już całkiem blisko końca
Agnieszka Dobek - dokładnie tak, i na dodatek ciężko się od niej oderwać

Dziękuję za wszystkie komentarze. Pozdrawiam serdecznie