Dwie i pól strony. Szybko mi to poszło i byłam pewna, że skończę Malwy w terminie jaki sobie wyznaczyłam, czyli od końca lutego.
W okolicach 1 listopada byliśmy przez tydzień w Polsce, czym jakoś nie chwaliłam się na tym blogu. Nie było okazji. Oczywiście Malwy jechały z nami i troszeczkę ich przybyło:
Po powrocie do domu też troszkę przy nich podłubałam zanim zabrałam się za haftowanie baletnic:
Miałam haftować stronami, ale jakoś nie wyszło i haftowałam to co było mi wygodne - trochę z boku, trochę ze środka. Potem Malwy odłożyłam na dość długi czas. I zapomniałam...
Znalazłam je po skończeniu Baletnic... Dotarło do mnie, że niestety do końca lutego się nie wyrobię... A miałam je zawieźć już gotowe do Polski aby moja mama mogła je w maju przywieźć juz oprawione!
Niestety teraz będzie tak, że moja mama zabierze je w maju, a ja powieszę je na ścianie dopiero w sierpniu...
Wzięłam się ostro do pracy i wczoraj udało mi się skończyć zaczęte strony:
Pięknie się prezentują, ale jak to u mnie zazwyczaj bywa zabrakło mi jednego i w dodatku najważniejszego koloru tła. Widać to na zbliżeniu, zaznaczyłam na czerwono ile mi zabrakło...
Na domiar złego chwilowo nie ma tego koloru w "moim" wysyłkowym sklepie i muszę czekać... Ale jestem szczęśliwa, bo mam już połowę obrazu. Druga połowa to mniej kwiatów i liści, za to zdecydowanie więcej żółtego tła.
Ktoś może powiedzieć, że na zbliżeniu widać prześwity... Ano widać, ale z doświadczenia wiem, że się po praniu krzyżyki wyrównają i będzie ok :)
Koraliki też już skończyłam, teraz szukam odpowiedniej ramki i potem się nimi pochwalę.
Dziś zaczęłam kolejny motyw z SAL-u Cookie Time i zastanawiam się, który hafcik zabrać ze sobą na tydzień do Polski... A wyjazd już w czwartek ;)
Dziękuję Wam za wasze komentarze odnośnie haftu koralikowego. Przyznam się, że to całkiem łatwe "haftowanie", bo nie trzeba ciągle zmieniać nitki. Haftuje się półkrzykami w rzędach nabierając na igłę odpowiednie koraliki... Niemniej bardzo mnie cieszą Wasze zachwyty.
Pozdrawiam serdecznie