piątek, 23 listopada 2018

Oszalałam, ale proszę nie wzywać psychiatry....

Oszalałam, palma mi odbiła, ale chyba pozytywnie....
Ale od początku.
Na początku był wyjazd do Polski na Wszystkich Świętych. Wyjeżdżaliśmy w niedzielę 28 października (czyli już prawie miesiąc temu). Pomimo zapewnień, że nie bierzemy dużo bagaży to nasze autko było dziwnie obładowane... W moim bagażu oczywiście znalazła się rozpoczęta jeszcze przed wyjazdem robótka.
I co? I nic - miałam 5 dni wolnego czasu, ale niestety na kanwie nie przybył ani jeden krzyżyk. Ba, haft w ogóle nie został wyjęty z walizki....
Za to udało mi sie przeczytać holenderską książkę. Późną nocą gdy wszyscy spali, w łóżku przy nocnej lampce... Tak mnie wciągnęła że niemal co noc czytałam do 2.00 w nocy i co dziwne rano nie bywałam ani śpiąca ani zmęczona! No ale nie musiałam wstawać o 7.00 rano, więc mogłam sobie na to pozwolić.
Chciałam się w Polsce wszystkim dookoła pochwalić własnoręcznie wydzierganą chustą, ale niestety - było na to stanowczo za gorąco. Temperatura oscylowała w granicach 22 stopni Celsjusza i to dokładnie 1 listopada...
Z jednej strony dobrze, bo podjęłam decyzję, że jednak tę chustę przedłużę. I zaraz po powrocie do domu powoli zabrałam się za prucie zakończenia.
Trochę trwało zanim sprułam ostatnie kilka rzędów. Mogłam to robić wyłącznie wtedy, kiedy nikogo nie było w domu, bo bałam się, że pogubię oczka i cała moja praca pójdzie na marne.
I tak oto chusta Snoweko z powrotem wskoczyła na druty:
Dziergam ją też za dnia, kiedy nikogo nie ma w domu i na chwilę obecną mam już 1 powtórzenie wzoru więcej....
Jeszcze przed wyjazdem moje najmłodsze dziecię stwierdziło, że też chce mieć coś, zrobione przeze mnie na drutach. Obojętnie co to ma być, byle było RÓŻOWE...
Polazłam więc na stronę Dropsa i kupiłam różowe:
Miało być z tego cieniowane ponczo, coś z rodzaju takiego, jak to znalezione na Facebook-u. Nie bardzo wiedziałam jednak jak połączyć kolory, jak się to będzie układać i tak sobie włóczka leżała...
W sklepie na mieście znalazłam jednak inną - też różową i pięknie cieniowaną:
Przynajmniej fajnie to wygląda w tych motkach.
Pojedyncza nitka wygląda tak:
I w sumie nie wiem czy mi się to będzie nadawało na to (lub inne) ponczo. Na dodatek mam dylemat co to za włóczka, bo na metce są dwa różne opisy:
Mam dylemat, bo nie wiem w końcu czy to 66% bawełny i 34% akrylu, czy 100% akrylu....
Priorytetem jednak jest dla mnie Snoweko, więc i ta włóczka leży i czeka na lepsze czasy.
W Polsce okazało się, że moja mama robiła porządki w szafach i znalazła SKARB, który przywiozłam ze sobą do domu...
Ten skarb to 5 motków moherowej włóczki - piękny melanż w odcieniach brązu:
Zaplanowałam z tego sukienkę. Najlepiej taką jak ta - Rosy Cheek. Wzór do kupienia na Raverly, ale niestety tylko w języku angielskim i to jest dla mnie nie do przeskoczenia... Będę musiała poszukać czegoś równie pięknego, ale z polskojęzycznym opisem...
Z żalem odłożyłam włóczkę do pudła...
Ale, ale. Dostałam maila z Dropsa, a tam piękne wzory i PROMOCJA! Promocja na włóczki!
Najbardziej spodobała mi się jedna chusta - Valley Girl. Przestudiowałam wzór i stwierdziłam, że po Efekcie Motyla i Snoweko to pestka. Problem stanowiły tylko włóczki, które pomimo obniżki wciąż wychodziły drogo. Postanowiłam kupować "na raty", czyli jedną włóczkę teraz, a drugą powiedzmy w przyszłym miesiącu. Jak pomyślałam tak zrobiłam i dwa dni później przyleciała do mnie Kid-Silk:
Bardzo podoba mi się fakt, ze jest hermetycznie zapakowana, bo dzięki temu zajmuje niewiele miejsca, a to jest aż 5 motków...
Jak widać na powyższym obrazku razem z włóczką przyleciały markery. Robi sie coraz profesjonalniej...
Tymczasem kilka dni temu mąż powiedział, że musi sobie popatrzeć po sklepach za takim męskim kominem-golfem. Coś szaliki mu nie służą, a robi się coraz zimniej.
Pomyślałam - "O, jest pomysł na prezent" i wymyśliłam:
Z tego niebieskiego powstanie komin dla męża, o taki jak TEN ze strony Dropsa. Co będzie z białego jeszcze nie wiem.
Na razie siedzę w nosem na YT i oglądam jak się takie cuda robi od góry na drutach na żyłce. Mam nadzieję, że do świąt się wyrobię :D
Wisienka na torcie:
Zamówiłam sobie przywieszki HANDMADE  i kupiłam bambusowe druty nr 6...
Czy jest na sali lekarz??? Bo to już chyba trzeba leczyć....

Na zakończenie dodam jeszcze, że wieczorami siedzę i dłubię mojego kwiatka, ale niestety w ferworze zajęć nie zrobiłam zdjęć. Gapa...

Bardzo serdecznie wam dziękuję za wszystkie komentarze. Buziaczki dla Was!!!