Ten drutowy projekt to ponczo dla córki, który właśnie udało mi się skończyć.
Ale żeby nie było tak różowo, to muszę sie przyznać, że ponczo robiłam dwa razy.
Już tu kiedyś pisałam, że znalazłam piękną inspirację na Facebooku. Znalazłam też odpowiednią na to ponczo włóczkę, w jedynie słusznym, różowym (a jakże) kolorze:
Pomyślałam oczywiście, że moje dziecię wprawdzie o rok starsze, ale drobniutkie, chudziutkie więc te 80 oczek w sam raz wystarczy.
Doświadczone dziewiarki wiedzą, że przed każdą robótką należy zrobić próbkę i z niej wyliczyć potrzebną ilość oczek. Ale kto by się tam przejmował próbkami, kiedy ręce rwą się do drutów...
Ponczo zaczęłam pod koniec grudnia. Nabrałam 80 oczek na druty nr 6 i jakoś poszło:
Tak patrząc na to, co jest zrobione przyszło mi nawet na myśl, żeby z tego zrobić spódniczkę... Ale ma być ponczo, więc będzie ponczo.
Naoglądałam się filmików na YT i postanowiłam, że nie będę zszywać boków poncza, tylko drugi element zacznę robić od razu z dłuższego boku:
To tak chyba coś jak w entrelac-u, prawda?
Przyznam się, że już wtedy przestało mi się to podobać. Na dodatek niby te ponczo już duże, ale po złożeniu wychodził strasznie mały otwór na główkę. Nie pozostało mi nic innego, jak robić dalej - aż do skończenia drugiego motka. Niestety wtedy okazało się, że ponczo jest o dużo za duże...
I że bardziej pasuje na mamę, niż na córkę:
Jeszcze tego samego wieczora moje pierwsze w życiu ponczo zamieniło się w dwie zgrabne różowe kulki, a ja zaczęłam na nowo:
Zmieniłam jednak koncepcję odnośnie wzoru i sposobu łączenia boków, no i co najważniejsze - nabrałam na druty "tylko" 60 oczek.
Tym razem zrobiłam dwa osobne prostokąty, które potem zgrabnie połączyłam sobie tylko znanym sposobem:
Tu już modelka bardziej zadowolona. Oczywiście zaraz padło pytanie - "A mogę go jutro ubrać do szkoły?" Na moje stanowcze "NIE" mina jej trochę zrzedła, ale wytłumaczyłam, że przecież jeszcze nie jest gotowe i postanowiłam dorobić to tego golf:
Wybaczcie te krzywe oczka, ale toto jeszcze nie było prane, a w ogóle to ten golf to mój pierwszy w życiu, robiony metodą "na czuja".
I nagle ZONK - "Mamuś, a dorobisz mi jeszcze frędzle??"
No jak nie dorobię? Ja nie dorobię?
Tu jeszcze frędzle w trakcie roboty:
Ponczo jest już skończone. Teraz czeka (niestety, jak i mój czerwony szal Snoweko) na pranie i suszenie. Ponczo poczeka co najmniej do wtorku, Snoweko pewnie dłużej. Chwilowo mam inne priorytety na głowie. Niestety, remont się sam nie zrobi, a nawet jak coś zrobią tak zwani FACHOWCY, to i tak ktoś to potem musi posprzątać.... Niestety w większości wypada na mnie :D
Ale o tym w innym poście. Teraz czas na MAKARON :D
Właśnie - odnośnie SAL-u to pragnę przypomnieć temu kto zapomniał, że do tygodnia czasu dostaniecie schemat drugiego motywu, a na zdjęcia motywu nr 1 czekam najpóźniej do 9 lutego.
Dziękuję serdecznie za wszystkie komentarze. Pozdrawiam
Super ponczo-) pozdr.
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że wszystko się szczęśliwie skończyło, a ponczo piękne, fantastyczne te warkocze.:)
OdpowiedzUsuńPowodzenia przy remoncie :) a po czo wyszło super :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie wyszło, robi się z Ciebie całkiem sprawna dziewiarka, jeszcze troszkę, a żaden wzór Ci będzie niestraszny :)
OdpowiedzUsuńTrud się opłacał, córcia zadowolona :) Poncho śliczne!
OdpowiedzUsuńPonczo super prezentuje się na modelce:)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAle fajniutko wyszło :) A modelka zachwycona ;)
OdpowiedzUsuńŚwietnie wyszło.
OdpowiedzUsuń