Któregoś wieczora gdy już uspałam moją córeczkę zasiadłam do maszyny. Mąż oczywiście kręcił nosem, bo była godzina... prawie 21.00. Nauczony doświadczeniem jednak nie protestował, a z biegiem czasu wręcz kibicował. Był też pierwszym krytykiem gotowej już kosmetyczki.
Kosmetyczka ma kształt inny niż wszystkie:
W środku wygląda tak:
Kosmetyczka tylko z nazwy, bo tak naprawdę noszę w niej "narzędzia" pracy czyli:
Niestety nie jestem zadowolona z efektu koncowego. Uważam, że nie do konca mi wyszła, no ale na czymś trzeba testować wszywanie zamków ;)
Jak już skonczyłam, czyli około 3.00 w nocy stwierdziłam, że kosmetyczka jest smutna i trzeba ją czymś ozdobić....
Przez kilka następnych dni "pracowałam" wieczorami nad ozdobieniem kosmetyczki, a efekt końcowy przedstawia się tak:
B jak Beata - pierwszy haft wykonany na przyszytej do materiału rzadkiej kanwie. Niestety widać że krzyzyki nie są idealne, w dodatku jest jeden błąd, ale... nie chce mi się go już poprawiać....
Doszlam do wniosku, że po ozdobieniu kosmetyczka zaczęła przypominać szkolną tarczę jaką obowiązkowo nosiło się w mojej szkole. W dodatku środek jest ciut za mały na moje "narzędzia pracy" i choć noszę ją w torebuni to jakoś straciłam do niej serce...
Ale cóż - pierwsze koty za płoty ;)
Pozdrawiam serdecznie
Święta – wspaniały to czas,
OdpowiedzUsuńbo się zdarza tylko raz.
Dlatego cieszmy się i radujmy,
życzeń sobie nie żałujmy!
Wesołych Świąt!:)
Fajna kosmetyczka! Jak to napisałaś, to też zaczęłam mieć skojarzenia z tarczą szkolną.:)
Sympatyczna :-)
OdpowiedzUsuńOj nie dziwie się że napisałas że wolisz większe rzeczy do szycia - wychodzą Ci bosko
OdpowiedzUsuń