wtorek, 24 stycznia 2017

Żyję... (jeszcze)

Jak w tytule - jeszcze żyję, jeszcze pracuję, jeszcze haftuję. Tych "jeszcze" pewnie jest więcej, ale nie mam siły ich wymieniać. Powoli padam na pysk.
Ze zmęczenia i z bezsilności.
Generalnie pierwszy tydzień stycznia miałam urlop i powinnam wrócić do pracy wypoczęta, zregenerowana. Taaa, może i powinnam....
Niestety już po pierwszym tygodniu miałam serdecznie dość. Wychodziłam do pracy było jeszcze ciemno, cały dzień spędzałam w magazynie przy sztucznym oświetleniu, a gdy wracałam do domu było już ciemno...
Mój weekend mogłabym opisać tym oto obrazkiem zaczerpniętym gdzieś z netu:
Na domiar złego niemal wszyscy się poprzeziębialiśmy.
Zaczęło się od Olivii i jej zapalenia gardła a skończyło się na mojej mamie, która zachorowała na grypę i w końcu trafiła do holenderskiego lekarza, a ten odesłał ją do szpitala.
Mama oczywiście po holendersku ni w ząb, więc ja i moja najstarsza córka służyłyśmy w charakterze kierowcy (ja) i tłumacza (ja i córka). Ja zostałam z mamą na oddziale na noc, a córka wróciła do domu ze swoim chłopakiem.
Tzn miała wrócić, ale niestety nie obyło się bez przygód. Ona i Jacky - jej chłopak wyszli od nas z sali koło godziny 18.00.
O godzinie 20.00 córka zadzwoniła do mnie i powiedziała, że mieli wypadek, że 100 metrów od bramy szpitala Jacky wpakował się samochodem pod Tira...
Dobrze, że wtedy siedziałam, bo nie wiem kto by mnie pozbierał ze szpitalnej podłogi...
Przyjechało pogotowie i udzielili im pierwszej pomocy, policja spisała zeznania, a straż pożarna rozcinała blachę by wydostać auto spod tira
Na szczęście im nic się nie stało, ale samochód do kasacji...

Auto to tylko auto, dobrze, że im nic się nie stało. Jacky w zasadzie nie ma żadnych zadrapań, ale mojej córce nie otworzyła się poduszka powietrzna i jest cała poobijana. A wygląda tak:
Zdjęcie zrobione dzień później... Jak wypisywałyśmy moją mamę ze szpitala to pielęgniarki pytały która z nich bardziej potrzebuje pomocy...
Mama powoli wraca do zdrowia - na szczęście już w domu - ja wróciłam do pracy.

Hafciarsko coś się tam dłubie, ale wciąż brakuje czasu...
Do szpitala wzięłam sobie książkę i tablet, ale miałam tyle wrażeń, że nie miałam weny ani na czytanie ani na gry...

Mój Victorian Garden ma wiele kolorów, a ja mam wrazenie że ciagle haftuję różne odcienie szarości...
No, ok Czerwony i zielony też widać, ale zdecydowanie za mało jak na ten etap...
Stan na wczoraj:
Dziś nie miałam siły na krzyżyki....

Dziękuję Wam serdecznie za wszystkie komentarze.
Anek73 - też uważam ze to dobrze, przynajmniej nikt nie będzie nikogo ścigał za piractwo
Magdusia - ja w zasadzie też wolę jak dziecko jest w szkole, ale jak się jest pracującą mamą to trochę inaczej organizuje się czas ;)
Agnieszka Wardzińska - może i ciut mniej, ale też i relatywnie krzyżyków do postawienia było mniej ;)
Ewelina L - ja też nie wiem czy dam radę, ale schemat jest mój więc zawsze mogę porzucić SAL i haftować w swoim własnym tempie
Tami - kiedyś musi być ten pierwszy raz ;)

Pozdrawiam serdecznie. W wolnej chwili pozaglądam na Wasze blogi :)
Pozdrawiam serdecznie

18 komentarzy:

  1. Jak dobrze, że nic się nie stało Twojej córce i jej chłopakowi. W ogrodzie widzę postępy :) Pozdrawiam, życzę zdrowia i pogodnych dni :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że wszyscy cali! Dużo zdrowia i spokoju w takim razie życzę. A krzyżyki zapowiadają się pięknie, nie stresuj się, to najważniejsze. Albo zrób jakiś mały, bajecznie kolorowy hafcik, to zawsze pomaga rozjaśnić ponure dni :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że już po wszystkim. Wcale się nie dziwię, że mało Ciebie w świecie hafciarskim. Tyle innych spraw wokół Ciebie, że na przyjemności już nie ma ochoty. Życzę dużo zdrowia Twojej Rodzinie, a Tobie by kłopoty Cię omijały i byś mogła zająć się wyszywaniem, bo widzę, że powstaje coś ładnego.
    Goraco pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczęście, że nic poważnego się nie stało! Życzę dużo zdrówka i szczęścia ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Całe szczęście, że wszyscy cali, zadrapania się zagoją dobrze, że nic poważniejszego się nie stało. Życzę byś choć trochę złapała powietrze i odpoczęła fizycznie i psychicznie

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow..trochę przeżyć..Ale znam to..u mnie podobnie, jeszcze się nie zdążę zorientować, że jestem w domu, a już czas na kąpanie Zosi..Zanim się w ogóle ogarnę i coś mi się chce ruszyć jest 20..a tu jeszcze nie koniec a po 5 trzeba wstać..normalnie wypisz wymaluj ja na tym obrazku..tylko byłaby chmurka i "mamo!mamo!mamo!". I oczywiście codziennie tak wyglądam:) Zatem całym serduchem jestem z Tobą..i życzę dużo zdrówka..Wam wszystkim:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze, że nikomu nic aż tak poważnego się nie stało! Życzę Wam wszystkim szybkiego powrotu do formy! Jeszcze wiele szczęśliwych tygodni przed Tobą!

    OdpowiedzUsuń
  8. Całe szczęście, że skończyło się na zadrapaniach, oby jak najmniej takich nieprzyjemnych zdarzeń. Trzymam kciuki żeby wszyscy szybko wrócili do zdrowia. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Najwazniejsze ze nic sie corce nie stalo. Zdrowka dla Was i duzo sily 😀 Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. O rany, no to miałaś przejścia, dobrze ze są cali. Zdrowia dla rodzinki życzę, a ten obrazek - to jeszcze dołożyć drugiego dziecia i będą moje poranki, świątek czy piątek :)

    OdpowiedzUsuń
  11. życzę jak najmniej zmartwień i dużo zdrówka!

    OdpowiedzUsuń
  12. ściskam mocno i trzymam kciuki żeby było lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Dużo zdrowia dla was, dobrze ze nic poważnego sie nie stało! Pocieszę cię ze ja tez tak wyglądam jak na tym zdjęciu ale powinno tam doczepić jeszcze jednego szkraba, u mnie dzieci ostatnio o wszystko sie kloca i juz nie mam siły na tłumaczenia i krzyki, idą spac a ja sie zastanawiam czy nam jeszcze chęć cis zrobić .... Bo o 5 wstaje.... Masakra. Jestem z tobą!

    OdpowiedzUsuń
  14. Bywają czasem takie serie... z pozoru złe, ale przecież wszystko skończyło się szczęśliwie i to jest najważniejsze! Zawsze sobie w takich momentach powtarzam opowieść z moejgo ukochanego serialu "Przystanek Alaska":
    Wujek opowiadał mi kiedyś o wojowniku, który miał pięknego ogiera. Wszyscy uważali, że ma wielkie szczęście, że ma takiego konia, a on mówił "możliwe". Pewnego dnia ogier uciekł, ludzie powiedzieli, że wojownik miał pecha. Możliwe - odpowiedział. Nazajutrz koń powrócił i przyprowadził ze sobą stado pięknych kuców. Ludzie stwierdzili, że to wielkie szczęście. Możliwe - powiedział wojownik. Później syn wojownika spadł z kucyka i złamał nogę. Ludzie stwierdzili, że to pech. Możliwe - odpowiedział wojownik. Po tygodniu wódz poprowadził wojowników przeciwko innemu plemieniu. Wielu młodych mężczyzn zginęło. Ale syn wodza miał złamaną nogę i nie walczył, dlatego ocalał."
    Kibicuję przy kolosie! Nie mam kompletnie w styczniu czasu na hafty... dużo pracy w pracy, dużo zamówień pudełkowych... nowy domownik... haft poszedł u mnie całkowicie w odstawkę... ale przynajmniej u Ciebie pooglądam :)
    http://przystanek-klodzko.pl/

    OdpowiedzUsuń
  15. Oj, działo się! Mam nadzieję, ze teraz już wyjdziesz na prostą. Powodzenia!:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Matko to miałaś przeżycia ! Życzę dużo zdrówka dla córy , mamy i całej rodzinki. Dobrze,że wszystko tak się skończyło. To chyba pasmo złych dni już wyczerpane teraz tylko będzie lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  17. No to faktycznie przeżyć miałaś co niemiara! Ale! Najważniejsze, że wszyscy są cali! Dużo zdrowia i duużo szczęścia dla Was! Mam nadzieję, że ta zła passa minęła już :)

    OdpowiedzUsuń
  18. O jacie!! Ale się podziało! Bardzo mi przykro bo musiał to być ogromny stres dla Was wszystkich. Najważniejsze, że nic poważnego nikomu się nie stało:-) zdrówka życzę Tobie i całej Twojej rodzince:-))

    OdpowiedzUsuń