Dziś pozostajemy w temacie hafciarskim, choć i na drutach u mnie wciąż się dzieje.
Pokażę Wam dziś dwa mniejsze hafciki, które jak to u mnie zwykle bywa powstały w tak zwanym międzyczasie. Tak pomiędzy kolosem a kolejnym swetrem.
Pierwszy z nich miał powstać już dawno, ale nie chciałam odrywać się od kolosa i czekałam...
Czekałam na dzień, aż sąsiadce zza ściany urodzi się dziecko.
Jak już miałam czarno na białym (dosłownie bo dostałam kartkę z informacją o narodzinach), że urodził się syn i miałam podaną datę to zaczęłam tworzyć.
Parę lat temu sąsiadka została obdarowana metryczką dla córki:
Teraz wyhaftowałam dla syna. Kiedy metryczka była już gotowa pochwaliłam się nią córce, która bardzo mi kibicowała i nie mogła się doczekać, kiedy pójdziemy z wizytą:
Ja oczywiście dumna i blada, zadowolona z siebie i dobrze wykonanej pracy, a córka popatrzyła raz, popatrzyła drugi raz i nagle mówi:
- Mama, a nie wydaje ci się, że miało być EVAN?
Szlag, no faktycznie, miało być Evan....
Szybkie prucie, przeliczanie krzyżyków i jest:
I tu już wyprane, wyprasowane, zaramkowane:
I schowane w szafie bo niestety jeszcze nie udało nam się wybrać z wizytą do sąsiadki za ścianę... Już dwa razy obiecywała nam że nas zaprosi w wolnym terminie i nadal czekamy. Niestety tutaj nie ma w zwyczaju wpadać do kogoś obcego (w sensie spoza najbliższej rodziny) bez zaproszenia na konkrety dzień i godzinę...
Trochę przykro, ale cóż...
Kolejny mały hafcik powstał w trochę ekspresowym tempie. Nagle okazało się, że nauczycielka córki odchodzi z pracy w naszej szkole równo z końcem roku szkolnego, czyli 8 lipca.
Będzie pracować bliżej miejsca zamieszkania, idzie też na kolejne studia. Cóż, życie.
Córka wymogła wręcz na mnie, żebym zrobiła kolejny haft na pożegnanie ulubionej nauczycielki. Miał to być prezent od całej grupy na pożegnanie i zarazem na urodziny, które nauczycielka miała właśnie 8 lipca.
Żeby nie było tak łatwo, to grupa w której uczy się moja córka to Muizen czyli po naszemu Myszki.
Nie, to nie przedszkole, to jak najbardziej szkoła podstawowa, ale taki ma system nauczania. Plan Jenajski...
Szukaj to teraz człowieku haftu z myszką/myszkami, który da się wyhaftować w tydzień. Pracując, zajmując się dzieckiem i domem... Musi być szybko i bez zbędnych komplikacji.
No i od całej grupy...
Przeszukiwanie komputera dało rezultaty. Znalazłam uroczą myszkę:
Zdjęcie i schemat znalazłam kiedyś CHYBA na Pinterest. Myszka była jedna i trzymała w ręku igłę z nitką. Pomyąlałam, jak to zmienić i wymyśliłam;
Odwróciłam schemat i wydrukowałam. W łapkach zamiast igły myszki miały trzymać coś na wzór transparentu z napisem. Córka byłą wniebowzięta, więc skonsultowałam się ze swoistą "radą rodziców" naszej grupy i czekając na ich akceptację (jak już pisałam myszki miały być w zamierzeniu od całej grupy) zaczęłam haft:
Niestety w wyniku perturbacji z jedną z mam haft miał powędrować do kosza. Generalnie chodziło o to, że niedawno w naszej szkole był "dzień nauczyciela" (nie dziwić się - Niderlandy), że prezent już daliśmy, że to kolejne koszty, że nie wiadomo czy ona (nauczycielka) lubi haft, bla, bla bla.
Moja córka oczywiście wpadła w rozpacz, bo miały być myszki od Myszek.
Postanowiłam dokończyć haft, ale w niemal pierwotnej wersji - czyli jedna myszka.
Do łapek myszka dostała kwiatki - niebieskie jak niezapominajki:
I napis - Bedankt Juf - De Muizen czyli Dziękujemy Pani - Myszki:
Po praniu, prasowaniu i w ramce myszka prezentuje się doskonale:
Postanowiłyśmy z córką, że wręczy sama ten obrazek i powie, że to na pożegnanie od całej grupy. Tak sama chciała, tak powiedziała.
Pożegnanie z dziećmi odbyło się 7 lipca w godzinach szkolnych, a rodzice mogli przyjść pożegnać się już po zajęciach. Byłam. Nauczycielka byłą wzruszona prezentem, a szczególnie faktem, że na obrazku była właśnie Myszka, od Myszek...
Na froncie hafciarskim jeszcze kolos. Przez haft z myszką i jeden sweter oraz przez kilka imprez i fajną pogodę nie bardzo miałam czas na kolosa. Jednak coś nie coś przybyło:
Białe/jasnobłękitne haftowane na biały - mało co widać, ale jest.
Kochane moje, odnośnie problemów i zniknięciu prawie setki ostatnich komentarzy noszę się z zamiarem przeprowadzki. Jeszcze nie wiem gdzie i kiedy. Może po wakacjach, może na wordpress, być może blog zmieni nazwę... to się jeszcze okaże.
Trochę mi szkoda opuszczać to miejsce więc wciąż się waham...
Spędziłam tu w końcu 10 lat, nie chcę żeby to zniknęło a całego bloga przenieść chyba się nie da...
Nie wiem co robić....
Mam nadzieję, ze uda mi się jeszcze napisać coś przed wyjazdem na wakacje.