Po kilku dniach te dwie postacie wreszcie pokazały twarze:
Wciąż brakowało mi jednego koloru więc zaczęłam eksperymenty z datą:
Niestety nie byłam zadowolona z efektu i szukałam innego rozwiązania - innego alfabetu, innych cyfr oraz innego koloru. Generalnie przestałam się już wtedy spieszyć, bo wiedziałam że się niestety nie wyrobię. Było już za późno posyłać nieoprawiony do Polski, bo ramiarz i tak by go nie zdążył oprawić. Gdybym go jednak zrobiła i oprawiła w gotową kupną ramkę to i tak nie miał mi go kto zawieźć do PL... Ostatni możliwy "kurier" czyli znajomy znajomego wyjeżdżał do Polski w niedzielę 20 grudnia, a ja skończyłam haftować dokładnie dzień później - 21 grudnia, dokładnie w dniu urodzin mojego brata...
Po postawieniu ostatniego krzyżyka zrobiłam zdjęcie i wrzuciłam metryczkę do prania...
Gdy ją wyjęłam z pralki ze wszystkim praniem przeżyłam horror - pamiątka była różowa.... :(
Chciało mi się płakać - wszystkie białe, szare i żółte kolory przestały istnieć, wszystko było idealnie brudno różowe... Przejrzałam pranie - wśród ubrań nie było nic, co mogło by zafarbować, za to kilka sztuk odzieży także lekko zmieniło zabarwienie... Włączyłam pralkę raz jeszcze. Nie pomogło. Wkurzyłam się i do następnego prania wsypałam cała torebkę sody oczyszczonej.... Wybielało, ale nie na tyle, żebym była zadowolona, więc kanwa zaliczyła kolejne pranie w sodzie oczyszczonej. Było mi już wszystko jedno czy kanwa się wybieli czy rozejdzie w drobne nitki....
Na szczęście paskudny brudno różowy kolor zszedł całkowicie bez szkody dla materiału i muliny. Ochłonęłam i wyprasowałam:
Po zmaganiach z praniem i wybielaniem tak sie zastanawiam, czy mogła zafarbować jedna z użytych mulin, np fioletowa? Zawsze piorę swoje robótki w pralce, niemal zawsze w 60 stopniach. Nigdy nie miałam takiego problemu. Tę wyprałam w 30 stopniach i taka wtopa :(
Dobrze, że tak się to skończyło...
Teraz mam dylemat czy zapakować w bąbelkową kopertę i wysłać mamie do Polski, żeby go dała do ramiarza, a potem w naszym imieniu wręczyła młodym - będę miała wtedy fachowo oprawione - czy może w tubylczych sklepach szukać czegoś pasującego i zawieźć dopiero w maju/czerwcu przy okazji chrzcin...
Sama nie wiem....
Dziękuję za wszystkie komentarze pozostawione pod poprzednim postem.
Pozdrawiam
Można powiedzieć, że haft już ma swoją historię ..;) Mimo przygód wyszedł bardzo ładnie :) Może to faktycznie któraś z mulinek zafarbowała? Choć ja do tej pory nie miałam takiego przypadku...
OdpowiedzUsuńJa zawsze piorę ręcznie ;)
OdpowiedzUsuńHaft jest piękny! Ale miałaś z nim historię... ja piorę ręcznie
OdpowiedzUsuńHistoria jak z horroru...dobrze, że wszystko udało się doprowadzić do właściwego stanu, bo haft piękny.
OdpowiedzUsuńFajna historia :> Ja w pewnym momencie kanwy polewałam wybielaczem - kanwę wybieliło, nici nie ruszyło, ale lęk był :D
OdpowiedzUsuńO matko, aż mnie dreszcze przeszły! Taka piękna pamiątka... Dobrze, że uratowałaś.:)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz słyszę,żeby hafty prać w pralce.Zawsze mnie uczono,żeby prać ręcznie i prasować na lewą stronę.Ale haft wyszedł bardzo ładny:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńo jeju, jeju, ale nerwy :) dobrze ze wszystko pomyslnie sie skonczylo :)
OdpowiedzUsuńpiekny haft :)
ja bym chyba postawila na profesjonalna oprawe :)
Uff dobrze ze sie udalo uratowac! Pamiatka jest cudowna i ja bym postawila na profesjonalnego ramiarza. I ja tez piore w pralce no chyba ze mam malo czasu to w lapkach. Na szczescie jeszcze nigdy mi nic nie zafarbowalo... Naprawde horror przezylas. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPiękna praca, dobrze, że wszystko się skończyło szczęśliwie ;)
OdpowiedzUsuńAle pech! Tak to jest, jak się człowiek cieszy, to się diabeł spieszy ;) Ważne, że metryczka ocalona :)
OdpowiedzUsuńuppps miało być odwrotnie :D jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy :D
UsuńOj to miałaś przejścia. Myślę,że profesjonalny ramiarz będzie najlepszy.
OdpowiedzUsuńPamiątka ma już swoją historię, jednak najważniejsze, że nic nie zostało uszkodzone, bo to piękna praca.
OdpowiedzUsuńpiękna :)
OdpowiedzUsuńUff dobrze że udało się pamiątkę uratować bo wygląda pięknie. Ja bym wysłała do PL niech może fachowiec oprawi bo warty obraz jest tego. Pozdrawiam:-)
OdpowiedzUsuńOjej skąd ja to znam, ostatnio haftowałam metryczkę, wyprałam tak jak zawsze i co jak ją wyciągnęłam przeżyłam horror, część nitek zrobiła się różowa a była przecież niebieska! Nie wiem jak to możliwe, że część muliny była niebieska, a część zafarbowana na niebiesko nitka różowa.
OdpowiedzUsuńPomimo przejść się nie załamałaś i bardzo dobrze bo haft prezentuje się naprawdę przepięknie! Ja swoje hafty piorę w misce z gorącą wodą i płynem do płukania, bo boję się właśnie takich niespodzianek z pralki:/ Brud ładnie schodzi, a ja przynajmniej zawału nie dostaję :)
OdpowiedzUsuń