Motyw z SAL-u Tea Time miałam już wyhaftowany, więc nie musiałam się martwić że nie zdążę. Musiałam tylko pilnować terminu publikacji posta.
W sobotę zrobiłam bardzo mało. Ale czuję sie rozgrzeszona, bo to był pierwszy od dłuższego czasu ciepły dzień co skusiło mnie do ostrożnego wyjścia do ogrodu. Ostrożnego, bo niestety ostatnie moje wyjście do ogrodu skończyło się wizytą w szpitalu i założeniem gipsu.
Teraz ostrożnie wyszłam i nawet podpierając się berłami pospacerowałam troszkę.
Za to w niedzielę znów było zimno i mogłam w całości oddać się haftowaniu.
Oto efekty - tyle było w południe:
A tyle kilka godzin później:
Bywa jednak tak, jak wczoraj, kiedy czułam że muszę odpocząć...
Pewnie to głupio zabrzmiało - od miesiąca siedzę w domu i to dosłownie siedzę, nic nie robię i jeszcze potrzebuję odpoczynku... No cóż... Dzieci miały dwa tygodnie ferii, a to chyba wystarczające wytłumaczenie :D
Wstyd się przyznać, ale bardzo się cieszyłam, że ferie wreszcie się skończyły. Wyprawiłam dziecko do szkoły i... powędrowałam z powrotem do łóżka... W domu było pusto, cicho... pełen relaks
Wypełzłam z tego łóżka dopiero o 12.00.
Ciężko się zrelaksować z nogą w gipsie, ale muszę powiedzieć, że było mi to potrzebne i że mi to pomogło. Żadnej telewizji, żadnego wołania "mamo". Taka szybka regeneracja sił w domowym zaciszu. Takie moje "5 minut"...
Po obiedzie spokojnie wróciłam do haftowania.
Dzisiejsza praca:
Czy ktoś już wie, co to będzie? ;)
Dziękuję za wszystkie komentarze;
Malgorzata Zoltek - plecy do haftowania mnie nie bolą. Haftuję na tamborku, który trzymam w ręku, siedzę wygodne na kanapie z plecami opartymi o poduszki. Chwilowo z nadmiaru siedzenia boli mnie właśnie ta część ciała, na której się siedzi :D
Agnieszka Wardzińska - właśnie rozglądam się po blogach, czy ktoś czegoś nie organizuje. Najlepiej znów coś na parę miesięcy, bo inne przerywniki to jak widać mam na bieżąco ;)
Renka - ja tez się tego zawsze boję, ale zawsze jest wyjście z sytuacji.
Vipek - nie aż takie turbodoładowanie. Ciasteczka miałam wyhaftowane wcześniej, czekały tylko na dzień publikacji. Próbowałam już tak haftować, ale w tym HAED po prostu się nie da, bo się gubię. Zbyt duża pikseloza, zbyt wiele pojedynczych krzyżyków "od czapy". Do tej pory nie wiedziałam, że może być tyle odcieni zieleni i że biały wcale nie oznacza biały, ale bladoszary, bladoróżowy, bladocielisty... Ale dziękuję za rady. Wykorzystam w mniej spikselizowanym obrazie :)
Pozdrawiam serdecznie
Faktycznie ten przerywnik wcale nie taki mały, bo kojarzę wzór. Aczkolwiek przy wyszywaniu kolosa to maleństwo :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze wzoru nie kojarzę, ale nie wydaje się on wcale taki mały :) Ale! Wiadomo, czasami trzeba odpocząć od bieżących haftów :)
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię, że jesteś niewypoczęta - z czymkolwiek chorym człowiek przecież nie wypoczywa. Zdrowiej :*
O będzie ciekawie :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCiekawie się zapowiada... Miłego wyszywania:-)
OdpowiedzUsuńWzoru nie znam. Z niecierpliwością czekam na kolejne osłony.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Zapowiada się ciekawie, coś z home? welcome home? to na pewno ale czekam na dalsze odsłony! pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa co to będzie bo zapowiada się wyśmienicie :)
OdpowiedzUsuńFajne kolory, ale co to będzie -nie wiem ;)
OdpowiedzUsuńWcale nie wygląda na mały przerywnik :)
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie, nie mam pojęcia co to za wzorek.
OdpowiedzUsuńjestem ogromnie ciekawa co to bedzie :)
OdpowiedzUsuńTrochę Ci zazdroszczę tych chwil przy hafcie... ja się teraz tak kompletnie "zapudełkowałam", że nie mam czasu chwycić za kanwę... każdą chwilę po pracy spędzam w pracowni i realizuję zamówienia - akurat jest czas na komunijne :)
OdpowiedzUsuń