niedziela, 7 listopada 2021

Lepiej późno niż wcale

Nie wiem czy pamiętacie, ale lata świetlne temu, w 2014 roku organizowałam SAL Cytrusowo-Warzywny:

SAL został ukończony w roku 2015 i kanwy w stanie jak na powyższym zdjęciu powędrowały do szafy. Po jakimś czasie pojechały w podróż do Polski. Zabrała je moja mama w celu oprawy, ale jakoś się tam tej oprawy nie doczekały i po jakimś czasie wróciły ze mną do Niderlandów, do "swojej" szafy. Czekały grzecznie na remont kuchni...

Kuchnia została wyremontowana w zeszłym roku - przybyły nowe szafki, nowa tapeta, nowe panele podłogowe. I choć wprawdzie brakuje jeszcze kilku drobiazgów to naszła mnie ochota na oprawienie moich haftów. Odleżały już swoje, ale podobno lepiej późno niż wcale...

I tak na pierwszy ogień poszły właśnie Cytruski i Warzywka. W końcu je wyprałam, wyprasowałam i oprawiłam:

Piekne, prawda?
I zaczęły się schody, bo mój mąż stwierdził, że one pasują tylko do kuchni, a w naszej kuchni nie ma na nie miejsca...
I powiem Wam, że nie przesadził z tym stwierdzeniem, bo nie dość ze kuchnię mam mało, to jeszcze niemal nie mam miejsca żeby cokolwiek w niej powiesić....
W końcu wymyśliliśmy dla nich jedynie słuszne miejsce w kuchni:
Miejsce niestety nie jest idealne, ale lepiej takie niż żadne...
Czemu tam? Ano temu, że ja naprawdę w kuchni nie mam gdzie powiesić czegokolwiek, żeby to naprawdę ładnie i z sensem wyglądało.
Moje ściany wyglądają tak jak na zdjęciach poniżej:
Z jednej strony okap nad piecem...
Z drugiej komin wentylacyjny i mnóstwo nie wymiarowych kątów...
Okej, jest jeszcze spory kawałek ściany nad jednym z okien, ale ten kawałek przeznaczony jest na inne dwa hafciki o tematyce kuchennej.
Nie mam zrobionego zdjęcia, ale nad oknem mam tyle miejsca, aby zmieściły mi się tam hafty:
 - "Tea Time":

- "Cookie Time":

Niestety problem w chwili obecnej jest taki, że o ile Cookie Time jest w rozmiarze normalnym to Tea Time haftowałyśmy w wersji mini i nijak razem tam nie pasują w dwóch różnych rozmiarach.
Żeby było ładnie muszę wyhaftować Tea Time raz jeszcze, tym razem w wersji normalnej...
Musiałam zacząć od znalezienia wzoru. W tym celu weszłam na Pinterest, i wiecie co? Takie strony powinny być niedostępne po 23.00...
Nie tylko znalazłam ten wzór, ale też tysiące innych i w rezultacie poszłam spać po 1 w nocy....

Chciałam się jeszcze pochwalić, że udało mi się wykleić motyla do końca:
Teraz szybko trzeba znaleźć do niego odpowiednią ramkę...
Przyznam, że po przygodzie z diamond painting mam mieszane odczucia. Zabawa jest fajna, i owszem. Ale to jednak nie to samo co krzyżyki... Chociaż w sumie to jednak tak, jak haftowanie na podmalowanej kanwie. Nie ma tego "dreszczyku" emocji, gdy widzimy ze nasza biała (zazwyczaj) kanwa nabiera kolorów, a nijakie plamy kształtów.
Mam w szafce jeszcze jeden taki zestaw i pewnie jeszcze do niego wrócę i go wykleję bo na córkę raczej nie mam co liczyć. Ale z całą pewnością nie zamienię krzyżyków na diamenciki...

Dziękuję Wam kochane za wszelkie odwiedziny i za każdy komentarz. To dowodzi, że chce sie Wam jeszcze tu zaglądać i komentować.
Sylwia Murzynowska - dwa pierwsze zestawy (piesek i róża) to "oryginalne" diamenciki z numeracja identyczną do muliny DMC i one są właśnie kwadratowe. Natomiast motyl to zestaw z Action i on jest z diamencików okrągłych. 
Jasmin - myślę, że masz rację. Zestawy były dla niej zbyt monotonne, a ona woli raczej więcej ruchu
Meri = do niektórych zastawów można diamenciki dokupić. Ale to zależy od firmy.
Ela kochan - oj dokładnie, dokładnie ;)

Pozdrawiam serdecznie





3 komentarze:

  1. Witam serdecznie ♡
    Ale piękne, ale cuda! Chciałabym umieć robić takie wspaniałości :) Zazdroszczę talentu :)
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Miejsce trochę nietypowe, ale fajnie tam wyglądają. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No jak nie pamiętam jak pamiętam:) Moje ufoki leżą w szafie. raczej chyba do nich nie wrócę, bo i kanwa gruba i trzy nitki. Początki były trudne:) Twoje piękne:)

    OdpowiedzUsuń